Fantastyczna rozrywka


[Humor, dowcipy, zabawne historyjki]


Niezniszczator 2.0 - część 2

[blok]Bitwa zakończyła się w jedyny dopuszczalny sposób. Dolina zapełniła się po brzegi szczątkami złowrogich stworów, leżących jeden na drugim, a w zasadzie również trzecim i czwartym. Całą drogę w dół, żeby być bardziej precyzyjnym, albo też w górę. Gdzieś na wierzchu leżała królowa, a przynajmniej jej największy pozostały kawałek.
Na samym szczycie tego powoli dekompostującego się wzgórza stał MegaWilson w swojej triumfalnej pozie. Naturalnie posiadał cały zestaw triumfalnych póz, wybrał zaś spośród nich tę, w której prezentował się na tę chwilę najbardziej dostojnie i okazale.
- Ależ jestem fantastyczny, Bejbe! Po raz kolejny odniosłem wspaniałe...
- Kapitanie MegaWilson, kapitanie MegaWilson! - przerwał mu Prob... to znaczy Sammy, wygrzebując się z glutowatej, żółtej substancji zaklejającej wszystkie karaluchy razem.
- Chciałem donieść, że po gruntownej analizie sekcji zwłok, kapitanie MegaWilson, doszedłem do zdumiewających i niespodziewanych rezultatów! Otóż każda z tych form życia w żołądku zawierała kilka złotych, ziemskich monet z trzeciego wieku!
- Och. No tak, Sammy - odparł MegaWilson bez ekscytacji - Trupy kosmitów zawsze tak mają.
- Ależ to doprawdy niesłychanie...
- Nieprawdopodobne? - wtrąciła się Genesia - Też mu tak mówiłam, ale to nie robi na nim wrażenia. Przyzwyczaisz się.
- Korzystając z okazji chciałem również nadmienić, kapitanie MegaWilson, swój szacunek dla niebywałej skuteczności metod walki kapitana! Choć naturalnie w mojej opinii przemoc nie jest najoptymalniejszym rozwiązaniem, w niektórych wypadkach może być usprawiedliwiona!
- Szkoda tylko, że nic nie wybuchło - z żalem westchnął MegaWilson - Od tego braku eksplozji w głowie zaczyna mi...
BOOM!!! rozległo się dwa metry od niego, gdy na horyzoncie pojawiła się niewyraźna sylwetka ostatniego z ich problemów. Genesia dostrzegała go tylko jako niewyraźna plamkę, a Sammy przez swoje okulary miał problem nawet z dostrzeżeniem horyzontu, lecz doskonały wzrok MegaWilsona nie zostawił mu wątpliwości.
- Niezniszczator! Przecież już go zniszczyłem!
- To nieprawdopodobne, kapitanie! Czy to na pewno on?
MegaWilson przyjrzał się.
- Masz rację, Bejbe. Ma inny numer seryjny. Ale poza tym to taki sam Niezniszczator. Powiem więcej, wyłania się drugi! I trzeci. I...
Horyzont rozpłynął się pod armią kroczących na nim Niezniszczatorów. Powoli, równym tempem maszerowały w stronę MegaWilsona, namierzając rakietnice, miniguny i resztę śmiercionośnego arsenału. Powietrze zmieniło się w morze rozpędzonego ołowiu.
- Ojejku - zaklął MegaWilson, lecz brudny język nie rozwiązywał niczego - Bejbe, weź... eee...
- Sammyego, kapitanie MegaWilson - podpowiedział Sammy.
- ... do Turbo Gwiezdnego Niszczyciela Ultra X i odlećcie jak najdalej. Tu może być niebezpiecznie - odkrywczo zauważył kapitan.
- Kapitanie, a co z tobą?
- Ja - odrzekł swoim twardym, męskim głosem - mam rachunki do wyrównania.
Gdy Genesia i Sammy odbiegli do statku, dziarsko postąpił naprzód. Pociski lały się w jego stronę niczym krople w czasie burzy, ale bez problemu unikał każdego z nich. Szybkim tempem dotarł do Niezniszczatora na froncie.
- A więc po twojej śmierci spotykamy się ponownie, Niezniszczator.
[Tak W Zasadzie To My Osobiście Spotykamy Cię Po Raz Pierwszy. Niezniszczatora, Którego Zniszczyłeś, Nie Ma Tu Z Nami]
- Doprawdy? Więc zabiłem go i nie uciekł? Cóż, miło was poznać w takim razie.
[Dzieeeńdoooobryyy, Kapitaaniee MeegaWiiilsooon] - rozległo się z setek mechanicznych gardeł.
- Zapewne przybyliście z przyszłości, aby mnie unicestwić?
[Szybko Się Uczysz, Kapitanie] - odparł przywódca.
- No, to akurat prawda. Jestem niesłychanie bystry i inteligentny, poza tym moja percepcja stoi na najwyższym poziomie - pochwalił się kapitan.
[Tym Razem Nie Uda Ci Się Umknąć. Zawarliśmy Pakt Ze Śmiercią]
TO ZNACZY PAKT POLEGAŁ NA TYM, ŻE JA ZROBIĘ, CO MI KAŻĄ, A ONI PRZESTANĄ MNIE BIĆ - wyjaśniła Śmierć, która wynurzyła się spomiędzy batalionu - CZEKAŁAM NA TEN MOMENT, KAPITANIE MEGAWILSON. NARESZCIE MOGĘ CIĘ...
Kopniak w szczękę przerwał jej przemowę. Za nim nastąpił cios w żebra i prawy sierpowy, po czym MegaWilson wyrwał jej kosę i drzewcem zdzielił ją po twarzy - to znaczy po przedzie czaszki - a wszystko w ułamku sekundy.
Śmierć straciła przytomność. Nie, żeby nie była przyzwyczajona do przemocy, wręcz przeciwnie. Po prostu do niedawna zdarzała się ona wyłącznie innym.
Kolejny cios MegaWilson wymierzył w najbliższego Niezniszczatora. Ale mimo monstrualnej szybkości jego pięści android był szybszy. Uskoczył i kontratakował, ledwo dając MegaWilsonowi czas na unik. Kolejny Niezniszczator już trafił i lewe ramię MegaWilsona przyjęło stalową pięść.
No, pomyślał MegaWilson, teraz to się doigrali.
Mięśnie napięły mu się, a oczy zaświeciły czerwienią. Powietrze wokół eksplodowało czerwonym dymem, rozrzucając Niezniszczatorów jak lalki. Nadszedł czas na szał bitewny.
Ostrze kosy orbitowało wokół rozpędzonej figury MegaWilsona z prędkością światła. Cięło Niezniszczatorów na pół, pozbawiało głów i kończyn. Niektórym udało się uskakiwać, niektóre nie miały tyle szczęścia. Po dwa, po trzy na zamachnięcie, Niezniszczatory zostawały zniszczone.
[BLOP] rzekło powietrze, a z portalu wyłonił się nowy Niezniszczator i natychmiast ruszył do walki. Kolejne [BLOP] i następny robot dołączył do armii.
[Nie Masz Szans, MegaWilson. Możemy Przybywać Z Przyszłości W Nieskończoność, A Ty Jesteś Sam]
Spoza chmur, jakby słysząc te słowa, wyłonił się Turbo Gwiezdny Niszczyciel Ultra X. Pociski laserowe, strumienie plazmy i Promienie X z odsieczą ruszyły w kierunku Niezniszczatorów i choć nie czyniły żadnych uszkodzeń, skutecznie odwracały uwagę od MegaWilsona. Kolejne dziesiątki Niezniszczatorów nadziało się na śmiertelne ostrze napędzane czystą furią.
- Ła-dzia! - krzyczał MegaWilson, który poczuł się jak ninja. Rakiety wybuchały na ostrzu jego kosy, ale to tylko ją rozgrzewało - Kamehame-Ha!
[BLOP][BLOP][BLOP] - odparło powietrze.
Walka nie miała sensu. Za każdym razem, gdy Megawilson zniszczył Niezniszczatora, dwóch kolejnych pojawiało się na jego miejsce. I zaczynały się uczyć. Uskakiwały przed kosą coraz skuteczniej i strzelały coraz celniej, a szał MegaWilsona ustępował.
Z kolejnego [BLOPA] wyskoczył mały, niezniszczalny robot reperujący. Podjechał do dwóch połówek przeciętego Niezniszczatora i podłużnym panelem zespawał je razem, piszcząc i bucząc. Niezniszczator zaświecił oczami, wstał z ziemi i rzucił się w stronę walki, a robocik odjechał reperować kolejne androidy.
Turbo Gwiezdny Niszczyciel Ultra X zniżył się i otworzył dolną klapę. MegaWilson nie zastanawiał się nawet chwilę, potężnym susem wskoczył na nią i zamknął się w swoim okręcie. Natychmiast usiadł w fotelu pilota.
- Nieźle sobie radziłaś, Bejbe. Ale teraz czas na...
- Kapitanie MegaWilson, Kapitanie MegaWilson! Pragnę nadmienić, iż okazałem się pomocny w oczyszczeniu dział, co było istotnym elementem funkcjonowania tychże, kapitanie MegaWilson! Czuję, jak superbohaterstwo rozprzestrzenia się po moim organizmie! - wykrzyknął Sammy, po czym zemdlał.
Pod nimi jeden z Niezniszczatorów wysunął ramiona w bok i okręcił głowę w tył. Drugi schował swoją w korpus, złączył nogi razem i podał mu rękę.
Jeden za jednym, dwa tysiące Niezniszczatorów rozpoczęło transformację.
Części chowały się, ustępując miejsca nowym. Korpusy się spłaszczały, kończyny wydłużały, android zespalał się z androidem, aż widoczny został jedynie kształt kosmicznej fregaty.
Turbo Gwiezdny Niszczyciel Ultra X z prędkością podświetlną wystrzelił w przestrzeń, a Niezniszczatrix podążył za nim.


<REKONSTRUKCJA ZAKOŃCZONA>
<NIEZNISZCZATOR 2.0 STWORZONY W CAŁOŚCI Z CZARNEJ MATERII>
niezły hardkor
<CO NIE? T/N>
t
<I PRZERWA NA HERBATKĘ TAK MOŻE W KOŃCU T/M/CH/NW/N>
t
<NO W SAMĄ PORĘ. ILE MOŻNA>

Niezniszczator 2.0 otworzył oczy. I zamknął je na powrót, bo jego własna grawitacja sprawiała, że każda powieka ciążyła mu jak kilkutonowy odważnik. Lecz nie poddawał się, rozwarł je ponownie i swoją ogromniastą siłą zdołał utrzymać nad oczami.
Rozejrzał się. Wszechświat wyglądał teraz inaczej, niż go pamiętał. Światło wlatywało mu do oczu, on zaś je wchłaniał. A razem z nim energię. Mnóstwo energii.
Będzie musiał jakoś ją wyładować. Ruszył ręką, powoli, i rozprostował palce. Tak prosta czynność kosztowała go moc kilku wyładowań nuklearnych. A to wciąż było za mało.
Przeprowadził wstępną analizę struktur pamięciowych.
[CEL: Zniszczyć Kapitana MegaWilsona]
O, to nawet dobrze się składa...


Gdzieś w przestrzeni kosmicznej znajdowało się legowisko gwiezdnych widm. Astronauci i poszukiwacze przygód rzadko zapuszczali się w zamieszkane przez nie terytoria, bo spotkanie ich na swojej drodze oznaczało narażenie się na klątwę śmierci i wiecznego nieszczęścia.
Ale to gwiezdne widma miały dzisiaj pecha. Spotkały na swojej drodze kapitana MegaWilsona.
Pociski Super Plazmy Upgrade 4 strącały je z drogi i wypalały w nicość. Te głupsze postanowiły zablokować nadciągającemu statkowi drogę. Te mądrzejsze przeżyły i patrzyły tylko, jak Turbo Gwiezdny Niszczyciel Ultra X przedziera się przez zapory, nie zwróciwszy nawet na nie uwagi. A potem zobaczyły Niezniszczatrixa, co było ostatnim danym im widokiem.
Z daleka przypominał grot pędzącej strzały, a z bliska lepiej się nie przyglądać. Promienie laserowe leciały z niego tak gęsto, że przypominał czerwoną, trójkątną gwiazdę. I strącał wszystko na swojej drodze - poza Turbo Gwiezdnym Niszczycielem Ultra X.
I nagle było po wszystkim. Tylko kilka gwiezdnych widm zostało przy życiu i z ulgą oglądały dwa niknące statki, ciesząc się, że najgorsze już mają za sobą.
Nawet nie miały pojęcia.
- Dogania nas, kapitanie! Że się tak wyrażę: Ojci, jesteśmy zgubieni! - zauważyła Genesia.
Z podłogi powoli i niesprawnie zwlókł się Sammy.
- Kapitanie MegaWilson, Kapitanie MegaWilson! Udało nam się uciec?!
- No co ty, Sammy. Kapitan MegaWilson nigdy nie ucieka. Po prostu... eee... znaczy... czekam, aż wyczerpie im się amunicja. Albo paliwo. By stworzyć przewagę taktyczną - nawet MegaWilson musiał przyznać, że nie brzmiało to zbyt prawdopodobnie - A teraz, eee... Sammy, jeśli byłbyś tak miły i włączył prędkość fantastyczną, bardzo cię proszę.
Sammy posłusznie sięgnął po dźwignię. Trzasnęło.
- Kapitanie MegaWilson, kapitanie MegaWilson! Ups!
Mało który moment jest dobry na \"ups!\" i to z pewnością nie był jeden z nich.
Wszelka nadzieja na ucieczkę - której naturalnie i tak by nie podjęli, bo przecież MegaWilson nie tchórzy - zniknęła. Niezniszczatrix był szybszy i bardziej próżniodynamiczny. Cóż, pozostaje tylko walczyć.
Turbo Gwiezdny Niszczyciel Ultra X zanurkował w przestrzeń i zgrabnie omijając laserowe piekło znalazł się za Niezniszczatrixem. Pociski ze wszystkich dział poszły w ruch i trafiały bez wyjątku. Ale na przeciwniku nie robiło to żadnego wrażenia. Laser odbijał się, plazma wchłaniała, a super bomby bananowe nawet go nie zarysowały.
- Nie damy rady! - krzyknęła Genesia - W ten sposób nigdy go nie pokonamy! Jesteśmy zgubieni i nie ma gadania.
- Ależ kapitanie MegaWilson, przecież kiedyś pokonałeś jednego Niezniszczatora! - wypomniał mu Sammy.
- No tak, ale wtedy wpadł do...
I przyszło olśnienie.
- Wychodzę na zewnątrz. Bejbe, przejmujesz dowodzenie. Kieruj się na Słońce i przygotuj do szybkiego nawrotu!
- Kapitanie, co masz zamiar... - ale jego już nie było.
Ze względu na wrodzone schorzenie koloru włosów Genesia nie pilotowała tak wprawnie, jak MegaWilson. Większość z milionów pocisków laserowych udało jej się omijać, ale kilka dosięgło celu. Poszedł dym. Rzeczy nie płoną w próżni, ale widocznie prawa fizyki postanowiły zrobić wyjątek dla prawego silnika Turbo Gwiezdnego Niszczyciela Ultra X. MegaWilson chuchał i dmuchał, lecz choć udało mu się ugasić pożar, statek nieubłaganie zwolnił.
Słońce znajdowało się tylko milion kilometrów od niego, ale Niezniszczatrix się zbliżał. Pół miliona. Dwieście tysięcy. Pięćdziesiąt tysięcy. Niezniszczatrix był tuż za nim...
Skoczył w centrum gwiazdy. Genesia wykonała gwałtowny nawrót, lecz Niezniszczatrix nie zwracał uwagi na mknący z naprzeciwka statek. Pędził dalej za niknącą w płomieniach sylwetką kapitana, nawet na ułamek sekundy nie przestając strzelać. Genesia i Sammy byli bezpieczni.
Za to w centrum Słońca zaczynało robić się gorąco. Kapitan pędził przez płomienie, zgrabnie unikając pocisków laserowych. Co prawda laser miał jedynie dziesięć tysięcy stopni, podczas gdy dookoła temperaturę mierzono w milionach, ale liczył się prestiż. Nie mógł nagle, ni z tego ni z owego, pozwolić sobie na zostawanie trafionym.
No dobrze, więc to jest centrum Słońca. Całkiem gorąco. Ale damy radę.
Zamachnął się. Niezniszczatrix był tuż obok.
Wykonał Tajną Technikę Zabójczej Pięści Smoka. Jak można się było spodziewać, nastąpiła Bardzo Wielka Eksplozja.
Słońce wybuchło. Złocisty krąg energii roztoczył się po wszechświecie. MegaWilson zaś mknął na tej fali uderzeniowej jak najbardziej ekstremalny surfer w historii. Było całkowicie nieprawdopodobne, żeby eksplodująca gwiazda wyrzuciła go dokładnie w stronę głównego włazu Turbo Gwiezdnego Niszczyciela Ultra X, toteż właśnie tam się znalazł.
- Silniki na pełną moc, Bejbe! To jeszcze nie koniec!
Prawy silnik ledwo dyszał i MegaWilson musiał wymienić w nim zworkę, ale na szczęście miał przy sobie zapasową. Silniki lewy i główny pracowały zaś pełną parą i pomimo, że prędkość fantastyczna nie działała, lecieli blisko prędkości światła.
Za nimi, oddalając się z każdą sekundą, powstawała czarna dziura.
- No! - ucieszył się MegaWilson - Teraz powinniśmy już mieć ich z głowy.
Bang! rozległo się za nimi. Niezniszczatrix, wciąż nawet niedraśnięty po eksplozji, pędził w szaleńczym pościgu. Promienie laserowe wystrzeliwały ze stałą częstotliwością, ale nie docierały do celu. Zostawały wchłonięte przez czarną dziurę.
Rosła z każdą chwilą, wchłaniała planety i meteory jak wielki odkurzacz na pełnym ciągu. Turbo Gwiezdny Niszczyciel Ultra X zwalniał, wciągany przez jej ogromniastą grawitację. Niezniszczatrix, choć również zwalniał, radził sobie z tym lepiej.
Musieli zgubić zbędny balast. Naturalnie Sammy nadawał się znakomicie, ale być może uda się znaleźć coś innego.
Kapitan spojrzał na kosę, którą wyrwał Śmierci. Potężna broń, jedyny przedmiot, który zdawał się robić krzywdę Niezniszczatorom. Cóż, szkoda, że musi się jej pozbyć.
Ostrze zatoczyło się przez wszechświat, tnąc po drodze na pół laserowe promienie. Uderzyło prosto w Niezniszczatrixa, zostawiając sporą rysę, po czym kosa została wchłonięta w czeluść czarnej dziury.
Niezniszczatrix leciał jeszcze przez chwilę, po czym przedzielił się na dwie połówki, obie wchłonięte w mroczną głębię.
Turbo Gwiezdny Niszczyciel Ultra X zwolnił do punktu, w którym zatrzymał się niemal zupełnie i wtedy wystrzelił w przestrzeń, wolny od zgubnego pola grawitacyjnego. Zwycięstwo było ich.
Co prawda wysadzili przy tym gwiazdę, zrujnowali układ planetarny, zabili prawdopodobnie miliony pozostałych mieszkańców planety, na której byli, a poza tym stworzyli grawitacyjny fenomen, który na przestrzeni lat wciągnie i zabije setki lub tysiące podróżników po kosmosie, ale to drobiazgi. Kapitan MegaWilson znów odniósł spektakularne zwycięstwo. Teraz spokojnie mogli udać się do domów. I wszystko byłoby pięknie. Ale właśnie wtedy na ich drodze pojawił się Niezniszczator 2.0.[/blok]


Autor: 6807


Nasz serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na ich zapis lub wykorzystanie. Więcej informacji można znaleźć w Polityce prywatności.

ZAMKNIJ
Polityka prywatności