Fantastyczna rozrywka


[Humor, dowcipy, zabawne historyjki]


[I miejsce] Dzień Świrów – Mistrz Wszechmogący

[blok]Na nieboskłonie księżyc powoli ustępował miejsca słońcu. Na mury Gildii Miłośników Fantastyki padły pierwsze poranne promienie. Zaczynał się kolejny, zwykły dzień.
Jak zwykle pierwszy na świt zareagował kogut. Zapiał trzykrotnie, na co odpowiedział mu wystrzał 1000 dział, jakiś troll wywrzeszczał „Revenantus Patesum Porqa Miseria!” i wydał z siebie typowy odgłos ciała zamienianego w kamień, aż wreszcie tysiące mieszkańców Gildii wyskoczyło przed domy załatwić swe poranne potrzeby fizjologiczne. W takich sytuacjach ujawniała się wyższość smoków i innych latających stworów nad zwykłymi członkami Gildii, bowiem nie dość, ze nikt nie moczył im głów, to jeszcze sami mogli to zrobić innym. Tak oto zaczynał się dzień, i jak na razie nic nie zapowiadało jakiś szczególnych zdarzeń.
Promienie słońca przebiły się przez trzy warstwy tłuczonego kryształu w oknach Sali Tronowej, na noc przemianowywanej na Salę Łóżkową. Wielki Mistrz otworzył oczy, ziewnął przeciągle i zrzucił z siebie kołdrę, paczkę chrupek, butelkę po winie oraz inne pozostałości nocy w postaci kilkudziesięciu czarnych piór. Ich właścicielka leżała obok, nie śpiąc już od dłuższej chwili. Czarna anielica spojrzała na Mistrza, który jak zawsze rozpoczął dzień od obfitego śniadania złożonego z kilku ogórków i pietruszek – w końcu warzywa są bardzo zdrowe. Dawniej jadał do tego jeszcze buraki, ale z powodu zbliżających się wyborów w kraju Polską zwanym postanowił się z nimi wstrzymać, aby nie być mylnie identyfikowanym z pewną partią. Zjadłszy wszystko, zawiązał swój biało-czerwony krawat, nakarmił białe myszki, puścił muzykę i postepował chwilkę po suficie w jej rytmie. Gdy już się rozruszał, ucałował anielicę i poszedł do pracy, zamykając za sobą drzwi do sąsiedniego pokoju, z którego już po chwili dobiegły odgłosy wciskanych klawiszy i stłumione przekleństwo.
-Co się stało? - zapytała kobieta otwierając drzwi.
-Znów się zawiesił...
-A co takiego zrobiłeś?
-Włączyłem pocztę... adres służbowy do spraw Gildii...
-Aha... a prywatny już sprawdziłeś?
-Tak. Siedemnaście nieprzeczytanych wiadomości, w tym szesnaście w folderze spam.
-A ta jedna?
-Antyspam nie zadziałał. Ech, mam już tego dość! - przerwał na moment, po czym popatrzył na sufit. - Boże, ja już nie wytrzymuję! Co chwila tylko czegoś ode mnie chcą! Pomóż mi!
-Tak to już jest. - rozległ się nagle w pokoju gruby, basowy głos. - Robisz coś dla ludzi, a oni zawsze doczepią się do jakiegoś szczegółu. Wiesz, ile dostaję dziennie zażaleń na świat? Ale to i tak jeszcze nic. Nie wyobrażasz sobie, jacy wkurzający są Ci spamerzy z kółek różańcowych...
-Eee, co?
-Nic, nic. Pogadałbym jeszcze chwilę, ale nie mam teraz czasu. Może później, ok?
Czarna Anielica jako pierwsza przerwała milczenie, które zapadło po tej niecodziennej rozmowie.
-Chyba powinieneś trochę odpocząć. Przemęczasz się... Chodźmy może na spacer, co Ty na to?
-Masz rację. Jednak rzecz w tym, że to nie w tym rzecz. Owszem, chwila przerwy dobrze mi zrobi, ale przecież nie mogę w ten sposób uciekać od problemów...
-Może i nie możesz, ale to zrobisz. Idziemy!


Skierowali swoje kroki w stronę parku. Po drodze mijali zwyczajnych mieszkańców Gildii – ot, parę smoków, bandę pijanych orków, oskubanego z piór gryfa i inne typowe dla takich miejsc stworzenia. Wszyscy oni byli zajęci swymi zwykłymi, codziennymi zajęciami – ktoś tam śpiewał (a raczej próbował), ktoś tam pisał coś pod ścianą, ktoś inny pisał po ścianie. Koło olbrzymiego budynku Galerii Sztuki oddziały uzbrojonych w pałki, gałki i wałki młodych działaczy Gildii toczyły zaciekły bój z przedstawicielami właścicieli okolicznych gruntów, którzy twierdzili, że Gildia zbytnio się rozrasta i chcieli ograniczyć jej powierzchnię. Mistrz i jego ukochana przyspieszyli kroku, jednak już po chwili zatrzymali się przy Lochach, gdyż zaciekawił ich tłum ludzi, który się tam zebrał.
Gapie otaczali plac, na którym stali w kupie liczni więźniowie, łatwo rozpoznawalni po jaskrawo-pomarańczowych skarpetkach oraz identyfikatorach w uszach, które pozwalały ich łatwo i szybko odnaleźć w wypadku ucieczki. Pośrodku placu stał wysoki, dobrze zbudowany Paladyn w lśniącej zbroi i wypastowanych sandałach. Wyprostował się, popatrzył po zgromadzonym tłumie i wykrzyczał:
-Na mocy nadanych mi przywilejów ogłaszam Wielką Reformę Lochów! Otrzymaliśmy wiele skarg na przeludnienie w naszym więzieniu, w związku z czym zwiększyliśmy wymiar kary dla Plagiatorów. Kara ta będzie miała wymiar nieodwracalny. Jednogłośnie uznałem, iż najlepszą karą będzie kara śmierci! - tłum entuzjastycznie przyklasnął, zaś więźniowie zgodnie odrzekli, ze ta decyzja jest zupełnie do Dupy. - Pierwsza egzekucja odbędzie się za 5 minut. Więźniów prosimy jeszcze o podpisanie się pod oświadczeniem, że wszelkie ich mienie przechodzi na własność Forda, Wielkiego Paladyna I Mistrza Sprawiedliwych. Rzecz jasna, oświadczenie jest całkowicie dobrowolne! - stwierdził, dając znak licznej straży do przysunięcia się do więźniów. Chcąc niechcąc wszyscy skazani podpisali się pod podsuwanymi świstkami papieru, jednakże ich plagiatorska dusza i tu się ujawniła, tym razem w postaci dwóch podpisów Wisławy Szymborskiej oraz po jednym Mickiewicza i Słowackiego. Następnie wszyscy plagiatorzy ustawili się w kolejce do przejścia, przy którym stał anioł imieniem Gamael, każdemu zadając jednakowe pytanie:
-Ukrzyżowanko czy wolność?
-Krzyżowanko...
-Drzwi na lewo, jeden krzyż dla każdego, ustawić się w kolejce. Następny! Ukrzyżowanko czy wolność?
-Krzyżowanko...
-Drzwi na lewo, jeden krzyż dla każdego, ustawić się w kolejce. Następny! Ukrzyżowanko czy wolność?
-Krzyżowanko...
-Drzwi na lewo, jeden krzyż dla każdego, ustawić się w kolejce. Następny! Ukrzyżowanko czy wolność?
-Wolność!
-Jak to?
-No powiedzieli mi, że moje plagiaty nie były takie wielkie, więc mogą mi dać jeszcze jedną szansę!
-W takim razie drzwi na prawo, życzę miłego dnia.
-Żartowałem, krzyżowanko.
-Drzwi na lewo, jeden krzyż dla każdego, ustawić się w kolejce. Następny...
Mistrz nie czekał na egzekucję. Poszedł dalej, wzdłuż wygryzionych zębem czasu murów, wałów i zwykłych budynków. Wtem zobaczyli niezwykłe poruszenie – oddziały Szybkiego Reagowania Służby Bezpieczeństwa Gildii otoczyły drobną grupkę zamaskowanych mężczyzn. Po chwili dotarło do Mistrza, co też tam się dzieje. Otóż ci zamaskowani faceci trzymali mocno członka Gildii – Diego – i wrzeszczeli:
-To jest porwanie! Jeżeli nie spełnicie naszych żądań, to go Wam oddamy! - w tym momencie z tłumu, który już zdążył się tam zgromadzić, wyrwał się stłumiony okrzyk przerażenia.
-Dobrze, czego od nas wymagacie?
-Chcemy dostać żywopłot! A oprócz tego, musicie ściąć najwyższe drzewo w lesie otaczającym Gildię za pomocą... Śledzia!
Mistrz i Black Angel postanowili jak najszybciej oddalić się z miejsca akcji. Nie chcieli bowiem oglądać, jak elitarne oddziały szkolonych do walki, ciężkozbrojnych wojaków próbują bezskutecznie ścinać drzewo rybą... Jednakże odgłos łamanych gałęzi i opadającego pnia dał im dowód na to, że chcieć, to znaczy móc.
Spacerowali dalej dopóki nie przerwali. Stało się to wtedy, gdy dotarli pod mury Muzeum Poezji. Oto pod budynkiem stała dwójka krasnoludów, którymi okazali się być Ender i Pates. Ten pierwszy rzekł:
-Straszna jest ta poezja! Nie rozumiem, po co oni w ogóle to tworzą... i 4 dukaty daliśmy za wstęp!
-Taaak, najgorszy to był ten długaśny wiersz „Jutrzenka”. Tyle płacić, żeby poczytać jakieś bzdety... i co to kurna w ogóle jest ta Jutrzenka?
-Też się zastanawiam. Nienawidzę tej poezji, nienawidzę jej prawie tak bardzo, jak elfów, ciepłego piwa, fałszujących bardów, strzyżenia brody, zdegenerowanych marchewek, Ciebie,
Śpiewających Fortepianów i wściekłych myszek komputerowych!
-Zgadzam się. One wszystkie są ZŁE!
Black Angel już otwierała usta celem nauczenia ich prawdziwej poezji, jednakże Możejko szybko odciągnął ją z dala od brodaczy.
-Myślę, ze już możemy wracać. Zobaczyłem na własne oczy co trzeba poprawić.
-I co, weźmiesz się za to?
-Może? Ale wpierw trzeba się chwilkę odprężyć. Co powiesz na partyjkę szachów podwodnych z przeszkodami w naszym Pałacu?
-Ja tam wolę bierki elektryczne, częściej wygrywam.
Wrócili szybkim krokiem do pałacu. Zdążyli jedynie zamknąć drzwi za sobą, gdy usłyszeli głośne pukanie.
-Pewnie jacyć nowi... Kto tam?
-Żydki...
-A ile Was jest?
-Raz... trzy!
-Macie coś ze sobą?
-Zboże!
-A jakie?
-Ziemniaka!
-Czy ty też odnosisz wrażenie, – zwrócił się do Anielicy – że nowi członkowie Gildii prezentują sobą coraz niższy poziom? Rety, gdzie się tacy rodzą...
-Ja się nie urodziłem, jestem adoptowany! - sprostował głos zza drzwi.
-Takich tu nie przyjmujemy! - wrzasnął Mistrz, po czym dla pewności zabarykadował drzwi dwoma armatami i wycelował w nie szafę. - To w co gramy?
-Ech, rozmyśliłam się, nie mam jakoś ochoty na gry. Może zamiast tego pooglądamy członków Gildii?
-Jeśli tylko tego chcesz. - Po tych słowach Najwyższy Mistrz włączył telewizor, wybrał widok z kamery umieszczonej w gospodzie „Pod Czarnym Smokiem” i zasiadł obok anielicy. Zbliżało się południe, a gospoda wypełniona była wszelkimi dziwadłami po brzegi...
Gospoda jak zwykle wypełniona była wszelkimi dziwadłami po brzegi. Zebrali się oni wszyscy w jednym, wielkim pomieszczeniu w kształcie prostokątnej elipsoidy. Ściany pokryte były licznymi dziełami sztuki skradzionymi z pobliskiej Galerii a także znanymi wszystkim symbolami Gildii, takimi jak chociażby pamiętny wpis o założeniu forum, brudne portki Forda, błękitne łuski Tixona, brązowa broda Oina, kolorowe pióra Turina czy sina głowa Darka Vampire’a. Obok lady karczmarz Nidhogg próbował wyrwać elficy imieniem Eol jej piękny łuk. Twierdził, że będzie on bardziej pasował na jego ścianie niż w jej łubiach. Eol nie chciała go rzecz jasna oddać, była bowiem do tej broni ogromnie przywiązana – wiązała się z nią nawet bardzo ciekawa historia. Wykonał go pewien wspaniały rzemieślnik krasnoludzki. Chciał stworzyć kuszę dla swego syna, jednakże spora ilość alkoholu we krwi mu w tym przeszkodziła i powstał ten oto łuk – synowi niestety się on nie spodobał, więc wrzucił go w przepaść. Nie wiedział o tym, iż na dnie przepaści siedziała wówczas pewna osoba. Od tego czasu Eol jest szczęśliwą posiadaczką zarówno tej broni, jak i wielkiego guza na czubku głowy.
Poza tą dwójką w gospodzie zasiadała cała śmietanka Gildii – poeci, pisarze, malarze i poskramiacze dzikich bestii. Paladyn Ford wypytywał wszystkich wokół, czy nie widzieli przypadkiem jego gaci, zaś Oin przeklinając i wymachując toporem głosił, iż „jak tylko dorwie tego, który mu zgolił w czasie snu brodę, to zrobi mu z tyłka jesień średniowiecza”. Sprzed budynku dobiegały odgłosy kłótni o to, kto kogo pozbawił piór i łusek. Jedyną postacią, która nie wykazywała agresji w związku z powieszeniem jej własności na ścianie karczmy był Dark Vampire. W zasadzie to on już nic nie wykazywał.
Na samym środku sali, przy największym stole w kształcie litery Z, leżało kilkoro gości, którzy pozostali tu jeszcze od wczoraj. W rytm muzyki dobywającej się ze stojącej w rogu szafy grającej (kupionej celem zagłuszenia Terreosa) na stole tańczyło 12 kromek chleba, trzymając się pod ręce z 11 kawałkami żółtego sera. Nad tymi niecodziennymi tancerzami stał Lichemaster, wymachujący rękami i mamroczący coś do siebie. Po chwili drzwi otworzyły się i wyszedł przez nie mroczny elf, kierując się ku wychodkowi. Gdy doszedł do małej budki jego uwagę przykuł automat na pieniądze zamontowany przy klamce oraz kartka zawieszona na drzwiach, zapisana pismem Nida, na której napis głosił:
Mała Kupa: 2 dukaty
Duża Kupa: 3 dukaty
Sikanie: 1,5 dukata
Elf z rozpaczą zdał sobie sprawę z tego, iż wszystko co ma w kieszeni to jedynie dwie żaby oraz króliczymyszon. Próbował wyłamać drzwi, lecz nic to nie dało. W głębi jego umysłu zrodziła się nagle dziwna myśl, że zapowiada się coś strasznego...
-Zapowiada się coś strasznego! - Powiedział Mistrz, widząc tłumy zbierające się pod oknami jego pałacu. Ludzie oraz wszelkie inne twory natury oraz jej konkurentów otoczyły zbitą masą prowizoryczne podwyższenie z beczek położonych na boku. Na nich stała wysoka kobieta, która wrzeszczała:
-Strzeżcie się! Widziałam wiele znaków w niebie i pod ziemią, źle wróżących nam wszystkim! Pola obsiane pszenicą rodziły trawę i grzyby, a nawet w małych ogródkach nie przyjmowały się karczochy. Był upalny dzień w grudniu, a niebo rozwarło się ukazując wielkie nozdrza i niebieskie migdały. Wydrukowano kalendarze z miesiącem złożonym z samych niedziel, a dwaj sprzedawcy polis otrzymali za życia Order Podwiązki. Rozstąpiła się ziemia, ukazując wnętrzności kozła powiązane marynarskimi węzłami. Słońce pociemniało, a z niebios spadały rozmokłe czipsy ziemniaczane!
-I cóż oznaczają te wszystkie znaki? - zapytał nieśmiało ktoś z tłumu.
-Nie mam zielonego pojęcia, ale to świetny tekst, nie?
-Eee, myślałem, że to coś poważnego...
-Nie naśmiewaj się ze mnie! - wrzasnęła kobieta, a w tym momencie czarne chmury zebrały się nad jej głową i rozległ się grzmot.
-Oh nie, zapowiada się na deszcz... rozpłynie mi się makijaż! - załkał pewien elf.
-Gorzej, Khil, będziemy czyści! - dodał z przerażeniem jego przyjaciel, Natanael.
-Podążajcie za mną, a wspólnie osiągniemy sławę i bogactwa! - kontynuowała kobieta na podwyższeniu.
-Z tobą? Ty nic nie umiesz, ledwie parę sztuczek! - przez tłum przebiegł szum rozczarowania.
-Nie? W takim razie chodźmy nad rzekę, pokażę Wam moją moc!
Jak powiedziała, tak zrobiła – pomknęła nad rzekę, a za nią tłum. Stanęła na brzegu, i wrzasnęła:
-Poznajcie moje możliwości! Przejdę przez rzekę suchą stopą! - Po czym zrobiła krok do przodu, stanęła na wodzie i zaczęła powoli iść przed siebie.
-Patrzcie, nawet pływać nie umie...
Tłum bardzo szybko rozszedł się do swych domów, a po chwili na miejsce zdarzenia przyleciały Isael oraz Isril, które krzyknęły do kobiety stojącej na środku rzeki:
-Stój Virginne! Jesteś oskarżona o uprawianie czarnej magii! - W jednej chwili tłum zebrał się ponownie, wrzeszcząc:
-Na stos z nią!
-Nie możemy jej spalić tak od razu, najpierw trzeba udowodnić, czy jest czarownicą!
-Ale jak?
-Pomyślmy... dlaczego czarownice się palą?
-...
-A co się jeszcze pali?
-Drewno!
-Dobrze, więc czemu czarownice się palą?
-Bo są z drewna?
-Dobrze. A jakie jeszcze własności, oprócz palenia się, posiada drewno?
-Unosi się na wodzie!
-Świetnie! A co jeszcze unosi się na wodzie?
-Małe kamyczki?
-Nie, kaczki!
-Więc... zważymy ją, a jeśli waży tyle co kaczka to znaczy, że jest czarownicą?
-Brawo! No więc do dzieła, dajcie kaczkę!
Tu pojawił się problem, bowiem nikt nie miał kaczki ze sobą. Po chwili Tixon i Turin stwierdzili, że polecą po takową szybko do gospody. Wrócili bardzo szybko, oprócz kaczki niosąc także poszarpane ciało Nidhogga.
-Co się stało?
-On mnie obrażał! - krzyknął Turin.
-Prawda to? - zwróciła się do Tixa stojąca w tłumie Atak.
-Tak, chociaż nie jestem do końca pewien czy „Szanowny Waćpan” to obelga...
-Ech, nie kłóćmy się, kto kogo zabił! Zważmy naszą rzekomą czarownicę!
Nastąpiło więc szybkie ważenie, w którym okazało się, iż Virginne nie może być czarownicą, gdyż waży mniej niż kaczka. Rozczarowany tłum poszedł do karczmy, by wziąć co się da, póki nie było tam nikogo pełniącego obowiązki karczmarza. Zapadła głęboka cisza...
-Poczytasz mi, Thoran? - zapytał towarzysza Thaurdor, kiedy siedli razem pod ścianą gospody.
-No dobrze. - odrzekł Thoran, po czym wziął książkę i otworzył. - No to... Na pierwszym obrazku mamy rycerza i smoka, a na drugim...
Nie zdążył powiedzieć, co było na drugim, gdyż ciszę przerwał nagle okropny krzyk:
-Człowieki atakują!
Pełniący tego wieczoru wartę na bramie Kaxi obudził się w samą porę, by ostrzec swych przyjaciół i zatrzasnąć furtkę w płocie ogradzającym Gildię. Wszyscy zerwali się na równe nogi, chwycili co było pod ręką i trzymając się jeden drugiego pobiegli stawić czoła najeźdźcy.
-Atak! - Wrzasnął Mistrz, który zjawił się nie wiadomo skąd i kiedy. Przez chwilę nic się nie działo, po czym pewna smoczyca wystąpiła z szeregu i odpowiedziała uprzejmie:
-Obecna!
W tym czasie ludzie zdążyli już wywrócić płot, lecz wciąż nie byli w stanie sforsować potężnej kałuży strzegącej wejścia do miasteczka.
-Oni zakopują naszą kałużę! Musimy ich wystrzelać, szybko!
Jako pierwszy, swój łuk wyciągnął Klaay. Wycelował w najbliższego człowieka, lecz po chwili oni również wyjęli swą broń dystansową. Odważny ork nie przestraszył się i krzyknął:
-Stać, bo strzelę!
-Nie strzelisz.
-Strzelę!
-Nie zrobisz tego.
-Strzelę!
-Nie strzelisz.
-Przemyślę to jeszcze...
Spór przerwała natychmiastowa reakcja pozostałych członków Gildii, którzy nie wdawali się w zbędne dyskusje. W kierunku ludzi poleciały strzały, bełty, kamienie, krzesła, drewniane kubki, małe krety i Revenant. Po chwili z przestworzy spadła liczna banda pięciu latających bestii w postaci Turina, Atak, Black Dragona, Tixona i Nidhogga. Gdy udało im się pokonać waleczne wiewiórki strzegące flank oddziałów ludzkich, porwali wodza przeciwników i wrzucili go w pobliski las. Najeźdźcy widząc, iż po raz kolejny zostali pozbawieni przywódcy przez co nie mają najmniejszych szans na wygranie tej walki, popełnili zbiorowe samobójstwo, wbijając sobie noże w plecy po 10 razy.
-Zwycięstwo! - krzyknęli radośnie obrońcy.
-Tylko co my teraz z tymi truposzami zrobimy? - zadał dobre pytanie Lichemaster.
-To co zwykle. - odpowiedziała Anq – Ja rozpalę ognisko, a ty skocz po sztućce.
Zwycięzcy poszli świętować zwycięstwo na dziedziniec, gdzie zobaczyli grupkę turystów stojących przed Terreosem.
-Zaśpiewaj nam, słyszeliśmy, że potrafisz ładnie śpiewasz!
-Potrafię, ale nie lubię!
-Zaśpiewaj!
-Nie!
-Elfie, popatrz – ci wszyscy ludzie przybyli tutaj i zapłacili tyle pieniędzy za bilety, siedzą w upale, tylko dlatego, że chcieli zobaczyć śpiewającego Terreosa!
-A gówno mnie to obchodzi...
-Hurra, terapia Tixona zadziałała! - zakrzyknęli radośnie wszyscy członkowie Gildii widząc, iż Terreos nie będzie ich już męczył. Posiedzieli jeszcze chwilkę, a gdy ściemniło się zupełnie, Luna wstała i pożegnała się ze wszystkimi, wychodząc do pracy. Mówiła przy tym cały czas do siebie coś w stylu „...i wschodzę jak co noc, a nie mam pewności, czy uda mi się wywołać ten nastrój grozy... ech, starzeję się chyba...”
Potem zaś nastała noc. I wszyscy spali dopóki się nie obudzili.
Koniec![/blok]##edit_byender 2006-09-10 09:33:20##ed_end##


Autor: 56


Nasz serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na ich zapis lub wykorzystanie. Więcej informacji można znaleźć w Polityce prywatności.

ZAMKNIJ
Polityka prywatności