Fantastyczna rozrywka


[Humor, dowcipy, zabawne historyjki]


Sesje RPG

[blok]Śmiech to zdrowie...także na sesjach RPG ;-) (wszystkie zamieszczone poniżej zdarzenia miały miejsce naprawdę) - gdzie niegdzie podałem wybrane fragmenty charakterystyk postaci, które czasami wyjaśniają niezbyt inteligentne zachowania bohaterów (ale pamietajmy - nic nie wyjaśnia głupich zachowań Graczy!)

1.Sesja Warhammera, 5 graczy +MG. Drużyna dostała zadanie ochrony karawany kupieckiej, ale jednej nocy napadli drużynkę rozbójnicy i po zaciekłej walce odjechali na jednym z wozów naszej karawany. Pewnie byśmy ten wozik im zostawili i ruszyli dalej, lecz niestety na wozie znajdował się jeden z nas (bohaterów), który w trakcie walki stracił przytomność i został na pojeździe. Wyruszyliśmy zatem następnej nocy aby go odbić... Obóz bandytów znajdował się na wielkiej polanie, składał się z kilku namiotów, wozów... i wielkiego dołu, do którego obozowicze załatwiali wszystkie potrzeby (a przed nimi zapewne ktoś jeszcze, bo dół był pełen różnorakich nieczystości). Zakradliśmy się do obozu, kumpla uwolniliśmy (strażnicy pospali) i już wszystko było jak należy... gdy jeden elf z naszej drużyny poślizgnął się i wpadł do wyżej wymienionego dołu... Od razu zatem podałem mu włócznię, żeby go wyciągnąć, a tu na kostkach wypadł cudowny krytyk – 98 na k100 - i w efekcie wciągnął mnie do tego dołu. Jako że grałem krasnoludem nieczystości mnie zakryły całego, a on zamiast mi pomóc, zachował się jak prawdziwy elf – wlazł mi na ramiona i próbował wyjść używając mnie jako schodka... chciałem go strącić z barków płaskim uderzeniem włóczni (nie chciałem go zranić, tylko zrzucić!), ale kostki znowu nam nie pomogły – wynik 100 na k100 mówi sam za siebie ;-) – i odciąłem coś elfowi... da się bez tego żyć, racja, ale dziwię się że gracz mimo to nie wydał Punktu Przeznaczenia ;-)
2.Sesja ta sama co wyżej, dotarliśmy z kupcami do portu, tam przesiedliśmy się na statek i dopłynęliśmy do celu naszej wyprawy – maleńkiej wyspy na środku morza. Gdy tylko zeszliśmy na ląd i zagłębili w dżunglę, zaatakowały nas fajne stworzonka – takie skrzyżowanie małpy i snotlinga, wytwór wyobraźni naszego MG (po sesji pokazał nam statystyki – Inicjatywa 95 ;-)) Po krótkiej walce został tylko jeden stworek, który chroniąc się przed naszymi wściekłymi ciosami wskoczył na... tego elfa, którego wcześniej pozbawiłem męskości (podkreślam jeszcze raz – nie zrobiłem tego specjalnie...). Cóż, to był pechowy dzień dla grającego tym elfem: krasnolud z naszej drużyny (zabójca trolli, WW-57, S-6, Int-16...) zamachnął się dwuręcznym toporem na stworka, lecz ten okazał się szybszy i odskoczył... elf taki szybki nie był. W związku z tym grający elfem został w ciągu tego dnia zmuszony jednak do wydania PP...
3.Sesja Vampire the Masquarade, 3 graczy +MG – grałem postacią dyplomaty niedawno spokrewnionego (czyt.: zamienionego w wampirka). W naszej grupie to ja byłem tym od gadania – w trakcie przygody musiałem przekonać właściciela sieci barów, że fakt iż chcemy pracować TYLKO w nocy o niczym złym nie świadczy i że może nam zaufać (a u niego musieliśmy się zatrudnić, gdyż mieliśmy go szpiegować na zlecenie innego wampira). Zostałem przyjęty do jego gabinetu, zaczynam rozmowę, w pewnym momencie on zapytał czy chcę się napić. Ja – niewiele grając w vampire – zapomniałem o specyfice wampirzych żołądków no i napiłem się alkoholu, którym mnie poczęstował. Wszyscy którzy grają w Vampire wiedzą już zapewne co się wydarzyło, a dla tych którzy tej gry nie znają powiem tyle – wampiry nie mogą pić alkoholu gdyż ich żołądki tego nie tolerują... no i mój brzuch dał o sobie znać dość gwałtownie (nie muszę dodawać, że nie zostaliśmy zatrudnieni a ja musiałem płacić za czyszczenie garnituru kolesia?)
4.Sesja d20 Modern, 2graczy +MG – znów ja miałem zadanie gadać – ten drugi był od bicia... Ale nie było sensu się bić, gdy zostaliśmy otoczeni przez grupkę „gangsterów” z murzyńskiej dzielnicy, każdy z berettą w łapie... Musieliśmy się jakoś od nich wydostać, więc puściłem gadkę, że jestem znanym kucharzem z południowych Włoch i mogę ugotować coś dla ich szefa – chodziło mi o to żeby z kuchni móc uciec, ale okazało się że z kuchni jest tylko jedno wyjście – do pokoju, w którym nasi „przyjaciele” oglądali telewizje... Ale okazało się, że nikt nie będzie nas pilnował, będziemy gotowali bez żadnej straży – postanowiłem więc ugotować coś niejadalnego. Poprosili o składniki... no i mój text: „...no i do tego dajcie mi tu jeszcze trochę cyjanku... albo metanolu, obojętne... – Metanolu? A po cholerę Ci metanol... i cyjanek? Co to ma być za jedzenie? Ty nas chcesz otruć? – Nie, ja tylko chcę poprawić walory smakowe tej zupy... nie wiem czy wiecie, ale wywar z metanolu lub cyjanku dolany do zupy dodaje jej niesamowitego aromatu i smaku, ale naprawdę, to nic groźnego...\"
5.Inny fajny text z tej samej przygody „- Ja rozumiem, że to jest niemożliwe, no ale chyba jednak mogę to zrobić!\"
6.Sesja d20 Moderna, 3graczy +MG – spotkaliśmy szamana jakiegoś tam boga, który zaczął nam (szaman, nie bóg) objaśniać kim jest, na co mój kumpel stwierdził: „-No fajnie, dopiero co zwialiśmy rekinom, to dostaliśmy się na wyspę zarządzaną przez satanistę, odprawiającego jakieś rytuały, no i w dodatku gada tak jakby chciał nas przekonać że nie jest satanistą ino zwykłym magiem...\"
7.Ta sama sesja co wyżej, szaman wskazał nam drogę do miasta... pech chciał, że musieliśmy się przedzierać przez puszczę – no i po dwóch godzinach zabłądziliśmy. Do miasta dotarliśmy pod wieczór (wyruszyliśmy z samego rana, a do przejścia było ledwie koło 25km), cały czas szukając drogi. Kiedy już dotarliśmy, stwierdziłem „-Chłopaki, pamiętajcie, żeby kupić kompas lub coś takiego, na drogę powrotną”. W tym momencie drugi z graczy popatrzył w kartę i stwierdził krótko: „Nie trzeba, moja postać ma przecież kompas...” – ech, szkoda że nie przypomniał sobie o tym jak błądziliśmy w lesie:-\\\\(...)
8.Sesja Warhammera, 4 graczy +MG – tym razem mistrzowałem ja ;-) – gracze musieli wykraść cenny artefakt dla maga, zagarnięty przez gobliny i trzymany w ich świątyni. Po dwóch bitkach z zielonymi jeszcze przed wejściem do budynku stwierdzili, że nie ma sensu tyle walczyć, trzeba coś wymyślić. Na co grający gnomem wziął martwego goblina na plecy, wrócił do miasteczka, poszedł do garbarza i poprosił o wyprawienie skóry z tego trupa. Garbarz mu ją przygotował, gnom założył skórę na siebie, i – wyglądając niemal jak goblin – ruszył ku ich świątyni... Pomysł niezły, gnom może jeszcze by żył gdyby skórę założył za miastem...
9..Sesja Warhammera, 5 graczy +MG – znów świątynia goblinów (pomimo iż nie moja przygoda, ja tylko grałem!), goblinom uciekliśmy na szczyt wieży, tam zabarykadowaliśmy się, ale dobijały się do drzwi coraz mocniej, trza był wiać... wyszliśmy na dach świątyni, mając dwie liny ja jedną obwiązałem się w pasie (znów grałem krasnoludem) i spuściłem głową w dół z kuszą żeby móc strzelać przez okna jeśli gobliny wyważą drzwi, a tymczasem reszta drużyny zaczęła schodzić na dół po drugiej linie. Kiedy jeden gość zjechał na dół, gobliny wyważyły drzwi. Jednego zdjąłem, już nie było czasu na przeładowanie, wciągnęli mnie na górę, tymczasem po linie zjechał drugi gość i trzeci (elf!) już na nią wchodził, kiedy gobliny połapały się, że spuściliśmy linę między oknami. Gościowi ledwie udało się zejść poniżej okien, gdy jeden goblin złapał linę. Krasnolud z którym siedziałem na dachu stwierdził, że gobliny nie mogą się tu dostać, i gdy tylko pierwszy zielony zaczął się ku nam wspinać... odciął linę... Elf zleciał z jakiś 40 metrów – nie muszę dodawać że nie przeżył?
10..Znów sesja w której ja byłem mistrzem gry, a poza tym jeszcze 4 graczy – w tym gnom z p.8 ;-) (ta przygoda była rozgrywana nieco wcześniej). Pytanie – po co gnomowi pawęż? Żeby ją wykorzystać jako spadochron ;-)... Pomysł nawet fajny, niestety się nie sprawdził i gnomik zleciał dość szybko z 35 stopowej wieży... na szczęście zleciał na stragan i przeżył
11..Jak uprzykrzyć życie konkurencji? Sprawić by ich klienci zaczęli świecić ;-) Mój krasnolud do spółki z człowiekiem kupili zajazd w okolicach Karak Ungor. Naprawdę bardzo się zdziwiliśmy, kiedy pewnego wieczora nasze żarcie (oraz goście którzy zdążyli je zjeść wcześniej) zaczęło świecić na zielono... Okazało się że pracownicy pobliskiego zajazdu rozsypali nam w kuchni sproszkowany spaczeń... ech, nie ma to jak pomoc sąsiedzka ;-)
12.Kto grywa w Warhammera zapewne wie co to jest snotball, ale tym co nie wiedzą wyjaśnię – jest to gra polegająca dokładnie na tym co piłka nożna z tylko jedną różnicą – zamiast piłki używa się związanego snotlinga (takie małe, wredne stworzonka wyglądające jak małe gobliny). Założyliśmy drużynę snotballu no i pierwszy mecz (mistrzował ten gość od gnoma – nie miał żadnej postaci która by do drużyny pasowała więc musiał nam mecze prowadzić) no i nasz atak składający się z dwójki krasnoludów cały czas był pozbawiany snotlinga – krasnoludy biegały za wolno i nie miały szans w wyścigach z obrońcami. Zastanawiając się, co zmienić w ustawieniu drużyny, żeby atak był szybszy, grający jednym z tych krasnoludów stwierdził: „-Moja postać ma umiejętność ucieczka, która zwiększa o 1,5x szybkość, tak więc będę miał 6! – Dobra dobra, ale żeby uciekać musi Cię jakiś wróg gonić! – No co za problem? Niech ktoś z naszej drużyny wyjmie topór i biegnie za mną a ja będę uciekał...\"
13.Przygoda w całości składająca się z... bitwy. Dwóch krasnoludów i człowiek którymi graliśmy zawędrowało do Kislevu, akurat na czas najazdu chaosu... Nie czekając na nic zgłosiliśmy się do armii i stanęliśmy wśród Kislevczyków do walki z bestiami Chaosu... W pewnym momencie dowódca naszego oddziału zawołał „-Nie ulękniemy się tych kreatur! Chłopcy, do zwycięstwa! Idziemy do bitwy! Zaśpiewajcie jakąś pieśń, dodajmy odwagi sobie i naszym towarzyszom!”... Krasnolud nie dał sobie powtarzać i zaśpiewał „-Do boju Polskooo! Do przodu Polskooo! Nie zginiesz nigdy...”[/blok]##edit_byender 2006-05-28 13:21:43##ed_end##


Autor: 56


Nasz serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na ich zapis lub wykorzystanie. Więcej informacji można znaleźć w Polityce prywatności.

ZAMKNIJ
Polityka prywatności