Fantastyczna rozrywka


[Filmy]


Mgły Avalonu

[blok] „Mgły Avalonu” to koprodukcja czesko- amerykańsko- niemiecka z 2001. Film jest ekranizacją powieści Marion Zimmer Bradley, będącej kolejną wariacją na temat mitu arturiańskiego. Nie występują tu hollywoodzkie gwiazdy, najbardziej znanym członkiem obsady jest Julianna Margulies, szerszej publiczności znana z telewizyjnego tasiemca medycznego „Ostry Dyżur”.
Kto szuka magii i tajemniczości na „Mgłach Avalonu” na pewno się nie zawiedzie. Gorzej z tymi, którzy liczą na rzetelnie wykonane sceny batalistyczne, ale o tym za chwilę.
Oczywiście fabuła jest osnuta na motywach legendy o królu Arturze, aczkolwiek nie jest jej wiernym odwzorowaniem. Morgana i Artur są przyrodnim rodzeństwem, dziećmi Igraine. Jest to siostra Morgause i Viviany – Pani Jeziora, władczyni Avalonu. Pani Jeziora jest w stanie poświęcić wszystko dla Avalonu i bogini której służy. Dlatego steruje najpierw Igraine, potem Morganą, aby zapewnić Avalonowi dalszy byt. Obawia się, gdyż coraz mniej ludzi wierzy w Boginię i Avalon. Karierę robić zaczyna wiara chrześcijańska, wypierając spod strzech i dachów pałaców dawne wierzenia. Najpierw to Igraine zostaje zmuszona do zdradzenia męża z Utherem Pendragonem. Z tego związku rodzi się Artur. Potem Pani Jeziora rozdziela rodzeństwo. Morganę zabiera do Avalonu, gdzie szkoli ją na kapłankę i swą następczynię. Artur natomiast znajduje się pod opieką Merlina. Pragnienie zapewnienia ciągłości Avalonu i dawnej wiary jest na tyle mocne, iż żadne z opiekunów nie zawahało się przed poświęceniem szczęścia swego podopiecznego. Podstępem zmusili ich, niczego nieświadomych do spłodzenia dziecka. Niestety, przez knowania żądnej władzy Morgause, dziecko to nie stanie się „Mesjaszem” dla Brytanii ale powodem jej zguby.
Mocnym punktem filmu są rysy charakterologiczne postaci, ciekawie nakreślone i niesztampowe. Nie są one jednowymiarowe, żadna tak naprawdę nie jest ani dobra, ani zła. To czyni je, ludźmi z krwi i kości, a nie wydumanymi ideałami. Kolejną zaletą jest „nie-cukierkowe” i iście „nie-hollywoodzkie&(...) ukazanie więzi łączących postaci i skutków postępowania głównych bohaterów. Żaden z bohaterów, po trosze przez własne błędy i ich konsekwencje, po trosze przez niefortunny zbieg przypadków, nie jest tak naprawdę szczęśliwy. Morgana kocha Lancelota, który swe serce oddał Ginewrze. Ta natomiast darzy go miłością, lecz najbardziej pragnie dać Arturowi potomka. Niestety jest bezpłodna. Gdy Morgana, poszukując szczęścia zakochuje się w Accolonie, przez przypadek i przez podstęp, działającej we chwilowym wzburzeniu Ginewry zostaje wydana za jego ojca Uriensa. Zatem nie ma tu happy endu, nie ma cukierkowego „ona kocha jego, a on ją”. Bohaterami rządzą potężne namiętności.
Jest to także opowieść o tym, jak bardzo destrukcyjna jest żądza władzy. Zżera ona Morgause i powoduje, że ta traci wszelkie wyższe uczucia. Jest w stanie zniszczyć wszystkich i wszystko co stanie jej na drodze. Nie zawaha się nawet przed zranieniem i skrzywdzeniem najbliższych ludzi. To także historia o tym, jak bardzo zgubny może być fanatyzm religijny i zaślepienie nim. Viviane, dla osiągnięcia swego celu nie zawaha się przed niczym. Być może działa z pobudek szlachetniejszych niż Morgause, lecz metody działania tak naprawdę różnią się niewiele i też jest w stanie poświęcić dużo, na drodze do celu. Myślę, że właśnie to spowodowało, iż jej działania obróciły się przeciwko niej i osiągnęła cel, dokładnie przeciwny, niż ten do którego dążyła. Ten film opowiada także o przemijaniu, o tym, że „coś się kończy, coś zaczyna”... Tak właśnie przemija wiara w Boginię, tak też mijają czasy Avalonu i rządy Brytów w Brytanii.
No to koniec kadzenia.. niestety nie jest to wcale film idealny. Jak na rok produkcji (2001) strona graficzna stoi na dość niskim poziomie. Nie jestem ekspertem w tej dziedzinie, ale wydaje mi się także, iż jeśli chodzi o sceny walki, osoby je przygotowujące specjalnie się nie wykazały. Panowie wywijają wielkimi (oburęcznymi?.. nie wiem powiem szczerze...) mieczami, tak lekko, że widać iż nie są one naprawdę metalowe. Poza tym gdy, podczas pojedynku Artur uderza z całej siły w miecz Lancelota, parującego jego atak, to nawet nie widać, aby to silne uderzenie spowodowało „odrzut” miecza (heh nie bardzo umiem opisać o co mi chodzi, mam nadzieję że rozumiecie, niestety jeśli chodzi o sprawy oręża jestem laikiem).
Razić tez może to, iż na przykład Morgana, mając lat 20 wygląda na 30, mając lat 30 wygląda na 30 a mając lat 40 wygląda na 30. Po prostu nie charakteryzowano jej, przez cały czas wygląda tak samo...Mi osobiście troszkę to przeszkadzało, i nie mówię tu tylko o Morganie, lecz także o reszcie postaci.
No i zarzut, rzec można natury kosmetycznej...Gdzie przystojni faceci????(no dobra, wiem...jestem płytka ;-) ) Artur jest niespecjalny, brak mu i urody i charyzmy. Lancelot to pierdoła. Z tego wszystkiego, jeden tylko Accolon jest do rzeczy ale ma na głowie czarnego mopa.
Reasumując, film jest naprawdę ciekawy, lecz nie pozbawiony wad. Ale musze przyznać, że dużo bardziej podobał mi się, niż nakręcony z nieporównanie większym rozmachem „Król Artur” (vide recka filmu i książki). Widać w nim „kobiecą rękę”, bo to przecież kobieta napisała historię, na motywach której jest oparty film. Dlatego tez myślę, że bardziej podoba się on kobietom. Faceci, oczekujący na dużo „latających flaków” itp. mocno się rozczarują, gdyż główny nacisk jest tu położony na warstwę psychologiczną i uczuciową bohaterów. Ale, przynajmniej jak dla mnie, to jest zaletą a nie wadą...
[/blok]


Autor: 75


Nasz serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na ich zapis lub wykorzystanie. Więcej informacji można znaleźć w Polityce prywatności.

ZAMKNIJ
Polityka prywatności