[Książki]


Williams Tad - \"Pieśń Łowcy\"

[blok]“A zatem spojrzę z uwagą na mego kota...” Słowami angielskiego poety Christopher’a Smart’a, zaczerpniętymi z utworu Jubilate Agno, zaczyna Williams swoją opowieść właśnie o kotach.
O czym opowiada ta książka, zastanawiam się od momentu, gdy przeczytałem ostatnie zdanie. I jednoznacznej odpowiedzi udzielić nie umiem. Być może taka nie istnieje..?
Rzecz rozgrywa się pod całkiem zwyczajnym niebem, w całkiem zwyczajnych lasach, w obecności całkiem zwyczajnych ludzi. Co zatem sprawia, że jest to powieść z gatunku fantasy? Nie to, że opisuje dzieje kilku(dziesięciu) kotów. I nie to, że zawiera opisy wierzeń, podań i legend, jakie między kotami krążą. Także nie to, że te wierzenia znajdują odbicie w rzeczywistości, że boskie istoty, Pierworodni, chodzą między żyjącymi futrzakami. Także nie to, że wśród kotów istnieje pojęcie magii i są osoby (tak, osoby, nie osobniki) zdolne ją zrozumieć i używać do własnych celów (są nawet nekromanci!). Również nie to, że wszystko kręci się wokół klasycznego wątku zagrożenia ze strony “Nieznanego Zła Gdzieś Daleko”, które szybko okazuje się “Znanym Od Wieków Złem, Które Czai Się Tuż Za Progiem I Chce Opanować Świat”. Również nie jest to pogoń za ukochaną, która pewnego dnia po prostu znika. Nie, to wszystko w tej małej (350 stron w małym formacie) książeczce wprawdzie jest, ale nie stanowi, moim zdaniem, o jej fantastyczności. Na początku miałem wrażenie, że autor albo pisze dość nieudolnie, albo jest to książka dla dzieci – charaktery postaci są dosyć prostolinijne, białe jest białe, czarne jest czarne, a bieg wydarzeń jest do bólu przewidywalny (nawet mnie się to udało, a to nie świadczy dobrze o błyskotliwości fabuły). Po skończonej lekturze muszę przyznać, że myliłem się wtedy bardzo.
Ale dość ogólników, przejdę do sedna.
Ta książka jest opowieścią przez wielkie “O”. Opowieścią, którą powinno się smakować dla samej przyjemności jej słuchania (czytania). W pogoni za sensacją tracimy wrażliwość na takie subtelne, choć w swojej istocie podstawowe, smaczki (ta myśl inspirowana jest zdaniem znalezionym w październikowym wydaniu Nowej Fantastyki). Autor Pieśni Łowcy wykonał ogromną pracę, aby przyswoić sobie kocią mentalność i w zgodzie z nią opowiedzieć nam pewną kocią historię. Czytanie wymaga też pewnego wysiłku, trzeba bowiem na pewien czas zapomnieć o ludzkim wartościowaniu, ludzkich wyobrażeniach o bohaterstwie, swojej roli w społeczności itp. Trzeba na chwilę wejść w kocie futro i pomachać ogonem. Pod tym względem jest to książka niezwykle odprężająca. Pozwala przenieść się w świat stosunkowo nieskomplikowany, (chociaż, wraz z postępem fabuły, coraz mroczniejszy), cieszyć się bezinteresowną przyjaźnią bratnich dusz i odkrywać świat z perspektywy dwudziestu centymetrów nad ziemią. Ale to jest tylko sierść kota, jego uszy i ogon. Głębiej jest opowieść... o człowieku, konkretniej – o czytelniku. Miałem czasem wrażenie, że autor bawi się ze mną w kotka i myszkę (pardon – Piszczka) – co też sobie, czytelniku pomyślisz, jeśli zastosuję kolejny oklepany chwyt? Przejrzysz moją grę? To jest gra. Na ile jesteśmy w stanie przyjąć do wiadomości, że to, czym żyjemy na co dzień, choć wydaje nam się ekscytujące i miejscami niebezpieczne, z perspektywy obcego jest całkiem nudne i powszednie? Na ile nasze zmiany wewnętrzne, o których oczywiście opowiada “Pieśń...”, przechodzą bez echa wśród ludzi mijanych w drodze do szkoły/pracy. Jak bardzo sami jesteśmy gotowi je ubarwiać, żeby zaczęły spełniać wymogi “ciekawej anegdoty”. I jak długo trzeba to nam tłumaczyć jak dziecku, delikatnymi, acz stanowczymi metodami.
Zauważyłem też, że przewija się w tej opowieści duża ilość postaci, które na bieg wydarzeń mają wpływ mały lub żaden. Po prostu są, mają imiona, jakieś szkicowe rysy charakteru, głównie wypełniają scenę, jak statyści, czasem coś powiedzą, uzupełnią narratora, ubarwią humorem, choć same pozostaną w większości bezbarwne. Trochę jak w życiu – mijamy wiele osób, które w naszym życiu są, ale ich nie zauważamy, również nie wiemy, kiedy z tego życia znikają. A najmniej troszczymy się o ich imiona. Autor stara się je przypomnieć w spisie umieszczonym na końcu książki, jednak nawet tam wyglądają wszystkie tak samo. Najmniej potrafię rozpoznać w tym spisie możnych Ludu, najłatwiej idzie mi z wiewiórkami i obdartusami. Taki chichot, jak sądzę.
O tym autor wprost nie wspomina, to takie moje dwa spostrzeżenia po lekturze. Bo sprawy poruszone bezpośrednio przez autora łatwo zauważyć, jeśli odrzuci się warstwę fabularną. Mamy więc przyjaźń, odpowiedzialność, młodzieńczą i dojrzałą miłość (a w zasadzie kontrast między nimi), nieuzasadnione poczucie własnej wartości, poczucie własnej wartości popartej dowodami, które na nic się zdają wobec obojętności osoby kochanej (bądź innego systemu wartości przez nią wyznawanych), honor, rację stanu, odwagę, strach, podłość, nienawiść, skruchę... Długo by wymieniać, a zapewne najdłuższy spis nie oddałby wszystkiego, czego można się doszukać w Pieśni.... Jest to ten rzadki rodzaj książek, które zaczynają żyć w umyśle czytelnika dopiero po skończonej lekturze. Tutaj autor bardzo się postarał, aby fabuła nie przesłoniła treści. Gdyby nie wielość poruszanych spraw, można by nazwać ją przypowieścią.
Lekturę \"Pieśni...\" polecam wszystkim osobom spragnionym mądrej książki, o której prędko nie zapomną. Książki, która żyje własnym życiem.
Odradzam natomiast tym, którzy szukają wartkiej, trzymającej w napięciu akcji, bo jej tu nie znajdą. Tak jak dylematów moralnych, konfliktów tragicznych itp.

Podam jeszcze kilka faktów, być może dla kogoś przydatnych.
“Pieśń Łowcy” jest debiutem powieściowym Tada Williamsa, wydanym po raz pierwszy w 1985r. Wydanie, które czytałem pochodzi z roku 1994, ukazało się nakładem wydawnictwa Zysk i S-ka, z angielskiego tłumaczyła pani Bogumiła Kaniewska. Dołączony jest słownik użytych w książce słów w Wysokim Śpiewie, z którego skorzystałem tylko raz, na samym początku (większość słów tłumaczona jest w tekście, lub łatwo się domyślić o co chodzi), oraz spis wszystkich postaci pojawiających się w tekście, niezbyt przydatny. Wydawca (bo nie wierzę, żeby to był pomysł autora) umieścił na samym końcu kilkanaście peanów pochwalnych na temat Pieśni..., ale na szczęście nie ma wymogu, by je czytać;)


Artykuł pochodzi z serwisu internetowego \"Estelost\" ( www.estelost.superhost.pl ) i jest własnością intelektualną jednego z twórców tegoż serwisu. Jeżeli Ci się spodobał, drogi Czytelniku, to zapraszamy do odwiedzenia naszej witryny.[/blok]


Autor: 6155


Nasz serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na ich zapis lub wykorzystanie. Więcej informacji można znaleźć w Polityce prywatności.

ZAMKNIJ
Polityka prywatności