Kroniki Fantastyczne


[Świat Mroku]


Cykl opowieści \" Wampir... wampirzyca\"

[blok]\"Wampiry też jeżdżą autobusami\"


To był przeciętny wieczór. Właśnie czekała na autobus. Przystanek był pusty tak samo jak jezdnia. Świat zamarł na tą jedną chwilę aby złapać oddech, a gdy już upił się świeżym zapachem powietrza ruszył do przodu. Zazwyczaj nikt tego nie zauważa, ale jej uwadze nic nie uchodziło. Siedziała skulona w siebie na przystankowej ławeczce. Sine usta ukryła w kurtce podobnie jak ręce w skórzanych rękawiczkach w kieszeniach. W uszach tkwiły słuchawki od modnego odtwarzacza. Jej oczy nie były oczami pilnego obserwatora, raczej wytrwale czekającego. Dlatego nagły skok teraźniejszości nie był dla niej niczym niezwykłym. Siedziała sobie tupiąc od czasu do czasu nogami aby się rozgrzać. Oczy poruszały się delikatnie patrząc na to, co prędzej czy później przeminie. Nawet nagły pisk opon nie przyciągnął jej uwagi. Wiedziała, że i tak nikt dziś nie umrze - pierwszy raz od wielu lat. Na jedno z szarych oczu opadła po podmuchu wiatru skośnie przystrzyżona grzywka. Wciągnęła nozdrzami ten wiatr, dowiedziała się czego chciała i wypuściła wraz z częścią siebie. Właściwie nie myślała o niczym szczególnym, ot kolejny wieczór ze \"znajomymi\". Tym razem wybrali się do kina, co było chybionym pomysłem. I tak znała zakończenie filmu, zawsze je znała, a na dodatek musiała patrzeć na szczęśliwych ludzi... a tego było dla niej za wiele. Z nieruchomego oka popłynęła łza... tego było za wiele. Wtedy tego nie okazywała, puszczała te wszystkie łomoty serc mimo uszu. Miała mnóstwo czasu żeby się tego nauczyć. Wszystkie łopotały jak cukrówki, delikatne, niewinne, wesołe...a jej? Nie biło już dla nikogo, nie biło wcale. Choć, musiała się do tego przyznać, czasem słuchała ich z zazdrością, czuła na sobie ciepło, delikatne muskanie, którego już nigdy nie poczuje. Była zimna jak stal i tak samo mocna. Jednak... to była słabość ...spojrzała w stronę gdzie dwa serca biły bardzo nieśmiało, tak zalotnie... na to wspomnienie nieruchoma źrenica drgnęła, rozszerzyła się i wróciła do dawnych rozmiarów plamki sadzy na szarym jedwabiu. Szybko odwróciła się od tego widoku, odcięła od wszystkich innych, poczuła jakby jej dawno obumarłe serce znów pękło jak lustro, na miliardy bolesnych kawałków, zupełnie jak marcowy lód pod okrutnymi promieniami słońca. Wróciła myślami do tej chwili i do tego czasu, znów siedziała na przystanku. To było niepotrzebne, jak najbardziej zbędne. Ktoś zakaszlał, na przystanku pojawił się starszy pan, pewnie nawet jej nie zauważył, nikt jej nigdy nie zauważa. Znów powiał wiatr i rozwiał ciemne włosy, znów tęskniła, aby ten wiatr był tym nieśmiałym sercem. \"Kolejna słabość, ten wieczór nie był dobry\" schowała brodę głębiej w kurtkę i pozwoliła myślom dryfować. Padał taki piękny śnieg, dla niej był piękny tylko nocą, oświetlany przez ciemno żółte, prawie pomarańczowe latarnie. Wyglądał wtedy jak diamenty, twarde i piękne, prawie jak ona. Do tej myśli uśmiechnęła się delikatnie, przecież wcale nie była piękna, była inna. Minuty do przyjazdu autobusu rozciągały się, strzępiły jak liny niegdyś przytrzymujące jej życie i los. Odwróciła głowę, dwa punkty jasnego światła, autobus w końcu nadjeżdżał. \"Linia nr 13, w sam raz dla kogoś jak ja\" pomyślała i wsiadła. Mogła by nie skasować biletu, i tak nikt by nie zauważył. Ale co tam, zawsze była uczciwa, no prawie zawsze. Skasowała więc ten świstek papieru i usiadła tyłem do kierunku jazdy. Powinna widzieć swoje odbicie w dwóch szybach, nie widziała w żadnej. Przywykła. Siedziała tak i nie dawała myślom swobody, po chwili poczuła się obserwowana. Zdjęła rękawiczki, spojrzała na dłonie po czym wyuczonym ruchem znów je ubrała. Niechętnie podniosła głowę. \"Ach... to tylko dziecko.\" mała patrzyła na nią spod różowej czapki, czuła, ze coś nie jest tak jak być powinno. \"Dzieci są jak koty...\" Spojrzała małej w oczy. \"...widzi mnie i dostrzega błędy.\" Odwróciła wzrok. Dziewczynka potarła się ramionami, poczuła chłód, przebiegły ją dreszcze, ale nie strachu tylko ciekawości. Patrzyła dalej tymi swoimi cielęcymi oczami, które chłonęły świat jak gąbka. Gdy autobus ponownie wjechał w zatokę, dziewczynka wstała, przed wyjściem jeszcze raz spojrzała na dziewczynę o ciemnych włosach. \"Czemu nie...\" Uśmiechnęła się wydłużając kły \"Nic na tym nie tracę.\" Kiedy mała zniknęła doleciało ja tylko echo słów:
\"Mamo, wampiry też jeżdżą autobusami...\"
Znów poczuła ukłucie żalu, to był jej przystanek, autobus szarpnął, a drzwi się otworzyły. Ruszyła w ciemność....zawsze tak samo niedostrzegana...tak samo samotna...


\"Wampir w mieście\"


Dom był cichy, od dawna siedziała sama w ciemności. Za oknem nie świecił księżyc, gwiazdy nie mrugały nastrojowo. Nie paliła się żadna czarna świeca i nie było zachlapanego krwią ołtarza. Jednym słowem, to był zwykły pokój. Pokój z zaciągniętymi zasłonami, gdzie jedynym światłem była wiązka promieni padająca z ulicznej latarni. Siedziała na środku łóżka, to nie było jakieś wielkie łoże z baldachimami jak w upiornych zamkach, to była zwykła rozłożona kanapa, nawet nie miała jakiegoś ciekawego koloru, to była zwykła kanapa. Nikt nie mógł nic na to poradzić, na szczęście mrok tylko sprzyjał ukryciu małej różnorodności pomieszczenia. Siedziała więc sobie na środku łóżka, to nie była jakaś wyniosła poza, po prostu podciągnęła kolana pod brodę i położyła na nich policzek. Z oka nie spłynęła łza, bo nie miała nad czym płakać, to był zwykły wieczór, taki jak tysiące innych w jej dotychczasowym życiu. Za duże skarpetki zwisały na goleniach nie dając zbyt wiele ciepła, ktoś powiedział by, że wyglądają stylowo, ale czy to miało jakieś znaczenie? Podkoszulek bez rękawów opinał ciało podobnie jak szorty, wyglądała prawie jak bohaterka typowej anime lub mangi. Ale kogo to obchodziło, było ciemno i tylko kot zobaczyłby jak wygląda. Przetłuszczone włosy smętnie opadały na twarz zasłaniając bladą buzię o krwistoczerwonych ustach. Szare oczy miała zamknięte i nasłuchiwała. Odgłosy były przytłumione, jakby siedziała w bańce, a tą ochroną było jedynie zamknięte okno. Samochody śmigały jeden za drugim, była to cena jaką się płaci za tanią kawalerkę. Gdyby miała telewizor pewnie by go włączyła, ale nie miała, to nowomodne urządzenie i tak nie oferowało niczego nowego, czego ona by już nie przeżyła. Poza tym był wieczór, czyli ten mrugający na niebiesko ekran emitował tylko kretyńskie filmy o jakichś potworach, walecznych bohaterach i ludziach, którzy zawsze biegną tam gdzie czeka ich śmierć. Nic nowego. Westchnęła i podniosła twarz do tej jedynej wiązki światła. Z obrzydzeniem pomyślała, że nawet to światło jest tak bardzo stereotypowe i oklepane. Wstała zwinnie i zapaliła górne światło. Źrenice szybko się zwężały, a ona przeciągnęła się wyzywająco, choć wcale nie miała komu rzucać wyzwania. Zerknęła na stolik, fotografia nadal tam leżała. Uśmiechnęła się i poszła do łazienki. \"Pora wyjść\", pomyślała i zaczęła wprowadzać to postanowienie w życie. Właściwie nawet nie musiała tego robić, wystarczyło pomyśleć jak chciała by wyglądać i tak by się stało, ale czuła dziwny sentyment do tych ludzkich czynności, poza tym woda działała kojąco. Nie zajęło to więcej niż kwadrans, a w zamku parę razy kliknęło i drzwi zamknęły się za nią. Obskurna klatka schodowa śmierdziała tak intensywnie jak nigdy. Cząsteczki zapachu smażonych kotletów, ryby, ludzkie niedomyte ciała, stęchlizna i wilgoć unosiły się w powietrzu i wisiały jak stare zasłony. Kiedy brama otworzyła się z okropnym zgrzytem z ulgą wciągnęła chałst powietrza. \"Trzeba się w końcu gdzieś przeprowadzić, ci >ludzie< mnie wykończą\". Chodnik był oblodzony i śliski, ale i tak zasłany pestkami. \"Oto co pozostanie po tych czasach, pestki na chodniku.. o i ci drągale w bramie, jak zawsze...\" Ze dwadzieścia metrów dalej w skrzydłach drzwi stało kilku drabów, jak zawsze mieli zaciągnięte nisko na czoła kaptury. Mimo, że było dwadzieścia stopni mrozu kurtki mieli rozpięte tak żeby było widać napis na bluzie. Ręce w kieszeniach spodni, nawet tak samo założone słuchawki z dziwną muzyką, której nigdy nie rozumiała i raczej nie zrozumie. Dziesięć metrów. Płaszcz powiewał mimo, że był zapięty pod szyją. Ciemne włosy powiewały za nią, zwijały się w pukle, unosiły i opadały. Zrównała się z nimi i stało się to czego oczekiwała, silna ręka złapała ją za ramię. Momentalnie się zatrzymała, powoli odwróciła twarz w stronę tępego osiłka, a szare oczy zalśniły drapieżnie. Stała, a mdłe światło z neonu jakiegoś sklepu oświetlało całe towarzystwo. Czterech, tylko czterech młodych chłopców, kim oni dla niej byli jeśli nie brutalnie wsadzonymi w to otoczenie dziećmi. Udają twardzieli, a marzą tylko o tym by schować się za spódnicą matki, poczuć jej ciepło i słodki oddech, gdy nie jest pijana. Ręka ścisnęła mocniej i poczuła szarpnięcie. \"Poddać się teraz czy od razu zacząć spełniać ich sny?\" Wybrała wariant pośredni, oparła się delikatnie, ale jednocześnie udała bezsilność. Drzwi zamknęły się za nimi i pochłonęła ich ciemność i duchota bramy. Tu też sam zapach działał ogłuszająco lepiej niż uderzenie w tył głowy. Zanim zapalili światło ona widziała ich całych doskonale, wiedziała co mają przy sobie. A gdy zabłysła żarówka jedno jej mrugnięcie sprawiło, że druciki wewnątrz zakopciły i momentalnie pękła obsypując ich szklanym pyłem. Usłyszeli tylko jej perlisty śmiech, który sprawił, że cała ich odwaga uciekła gdzieś i nie zostawiła wiadomości kiedy wróci. W ciemności błysnęły dwie rzeczy, jej uśmiech i zabrany jednemu sprężynowiec. Z głuchym jękiem i łoskotem coś upadło na zasłaną petami podłogę.
-I co \"byczki\" chcieliście zrobić?
Odpowiedziało jej milczenie, czuła w nozdrzach ich pot, intensywny jak u dzikich zwierząt, faktycznie byli byczkami o spłoszonych spojrzeniach.
-Matka nie uczyła, że jak Pani pyta to trzeba odpowiedzieć?
Znów cisza. W jej uszach dudniły ich serca, oblizała spierzchnięte wargi i z trudem się powstrzymywała, poczuła ukłucie wysuwających się kłów. Też stawała się zwierzęciem, ale takim, które pozbawiło by te byczki całej, nie tylko zimnej krwi. Opanowała sie w ostatniej chwili, zamigotały jej oczy, a pozostałych trzech upadło równocześnie jak ścięte drzewa. \"Ymmm...\" nachyliła się nad najroślejszym z nich, podciągnęła rękaw kurtki na prawej ręce i ostrym paznokciem, tym samym który powinien rozpłatać im gardła nakreśliła krwawy znak tnąc cienką skórę. \"Jeszcze mi podziękujecie.\" To samo zrobiła pozostałym kreśląc u każdego inny znak. Instynkt działał zdumiewająco, zapach nawet tak małej ilości życiodajnego płynu sprawiał że odczuwała silne pożądanie. Wysunęła koniuszek języka, teraz ona miała przyśpieszony oddech i puls. \"Nie...\" Jęknęła do siebie i momentalnie znalazła się na zewnątrz głęboko oddychając. Mało brakowało a stała by się taka jak oni, a tego by raczej nie przeżyła. Wszystkie te bajki, że krew dla wampira to tylko napój, bardzo zacierały prawdziwy obraz. Gdyby się nie powstrzymała przez następne parę godzin myślałaby podobnie do nich, czuła by ten sam zew, wszystko co było w nich było by w jej ciele. Dlatego w tych najstarszych legendach zawarte było ziarno prawdy, że ofiarami \"krwiopijców\" padały osoby szlachetne, bo tylko po takim napoju było się dalej sobą, czasem nawet doskonalszym. A samokontrola była dla niej najważniejsza, bez niej już dawno by nie żyła. Poczuła coś zimnego na policzku, płynęło i znaczyło nową ścieżkę, ale nie powstrzymywała tego. Gdy było przy brodzie otarła to i ruszyła dalej. Nie wiedziała już nawet gdzie szła. Zaczął padać śnieg, płatki wirowały, opadały na głowę i ramiona. Ale nie topił się. Jej ciało miało taką temperaturę jak otoczenie. Szła przed siebie, to nie był dobry wieczór, na pewno nie wróci do domu, bo to wcale nie był jej dom. Chodnik był śliski, szła pewnie nie kontrolując swojego zmiennego wyglądu. Raz o podłoże łomotały ciężkie wojskowe buty, a przy następnym kroku dziecięce kapcie. Musiała znaleźć coś co zatrzyma jej huśtawkę... szła w ciemności. Nagle, zauważyła, to ją na pewno uspokoi. Pod ścianą, starą i obdrapaną leżał karton. Usłyszała chrobotanie i jakby skamlenie. \"Może zakończę tę noc miłym akcentem?\" Podeszła bliżej i wsadziła zimną rękę do środka, zaskomlało, przypomniała sobie o swojej temperaturze i zaraz doprowadziła ją do normalnego ludzkiego stanu. Sięgnęła głębiej. Siną ręką wyciągnęła zawiniątko z kartonu. Małe ciemne oczka patrzyły na nią... \"Dzieci są jak koty...\" ...przytuliła je do piersi i ruszyła w zaułek łączący dwie główne ulice. \"A mówią, że są cywilizowani...\" westchnęła i podeszła do celu swojej drogi. Schody były oblodzone, ale to jej nie przeszkadzało, śnieg padał coraz mocniej. \"Powinnam się ciebie pozbyć, w końcu to ty...\" urwała myśl i pchnęła drzwi. Kościoły nigdy jej nie wzruszały, a woda święcona nie różniła się niczym od tej, którą miała w kranie. Nawet Chłopiec z mrówczą fermą już jej nie wzruszał. Położyła zawiniątko na blacie nakreśliła nad nim znak i wyszła, a czarny płaszcz powiał za nią jak skrzydła, których od dawna nie używała. Zamknęła drzwi i rozejrzała się, \"...a może polatam...\" Płaszcz rozerwał sie na plecach i opadł. Piękne skrzydła rozprostowały się, załopotały i... odeszła...wzniosła się. Znów sama, znów zapomniana... \"Jeszcze mi podziękują...\"


\"Pół prawdy o wampirach\"


-Zawsze mało mówił, twierdził, że \"milczenie jest złotem\", żałował tylko, gdy obcięli mu język, bo nie mógł już nic powiedzieć.
Otarł nóż w poły koszuli i wskazał nim na stojącego nieopodal mężczyznę.
-Ale wiesz co, już mu przeszło.... prawda, że ci przeszło?
Spod betonowej kolumny dobiegło ich gardłowe pomrukiwanie, coś na kształt zduszonego śmiechu.
-Widzisz, przeszło mu, tobie też przejdzie...chyba, że...
Uśmiechnął się obłędnie i zakręcił nożem młynka tuż przed nosem przywiązanego do krzesła chłopaka.
-UMMMMM.....
Chłopak gwałtownie poruszył się na drewnianym siedzisku, odchylił głowę, a knebel tkwiący w jego ustach zaczął zabarwiać się na czerwono. Szybko nasiąkał i robił się bordowy, tam gdzie były usta unosiły się krwawe bańki, rosły i pękały, zupełnie jakby on nie umierał, a tylko cofał się do dzieciństwa i bawił bańkami mydlanymi, te też pięknie lśniły, ale nie niosły radości.
-Chłopie i po co to robisz...- westchnął ten z nożem -No popatrz już się rozsypuje.
I faktycznie młody zaczął się kurczyć w oczach, po minucie wyglądał jak suszona śliwka, a gdy nożownik westchnął na krześle został szarawy pył.
-Te młodziaki już nic nie potrafią, nawet umrzeć ze stylem... ile on się naszwędał po tym świecie.
Stłumione charczenie znów dobiegło uszu nożownika.
-Taa... racja, lojalność... ech... co im teraz pakują w tych klanach do głów.
Zmarszczył się i przejrzał w srebrnym ostrzu noża. Momentalnie rozluźnił twarz i pogładził brwi koniuszkami palców. Zielone oko bystrze lustrowało otoczenie, a szarmancki uśmiech nawet siostrę przełożoną skłoniłby do zrzucenia habitu. Wciągnął powietrze i momentalnie je wypuścił wprost na kupkę prochu rozdmuchując ją na betonową podłogę. Karminowe wargi rozciągnęły się i ukazały błyszczące zęby. Kły wydłużyły się i delikatnie nacięły dolną wargę, oblizał ją i rozsmakowywał się jakby delektował dobre, słodkie wino południowych stoków Pompei. Jak we śnie sięgnął po marynarkę, naciągnął ją na ramiona, odwrócił się i powolnym, kocim krokiem ruszył do przesuwanych drzwi magazynu. Człowiek bez języka został w tym samym miejscu, pomoc wampirowi tego pokroju nie była spełnieniem jego aspiracji, ale dług to dług. Wsadził rękę do kieszeni i natrafił na mały słoiczek. Dotyk zimnego szkła zadziałał na niego kojąco, coś chlupnęło i druga ręka powędrowała do kieszeni szarego prochowca. Znalazł w niej papierosa i wyćwiczonym ruchem wsadził go do ust. \"Tak to robią gangsterzy.\" On też chciał taki być, nie tęsknił jakoś do dawnego zawodu. Liczył się ich wspólny cel, a on doskonale uświęcał środki takie jak ten. Błysnęła zapalniczka, z końcówki zaczął snuć się dym, a zapach rozżarzonego tytoniu momentalnie wypełnił cały magazyn. Obrócił się na pięcie, ten gest też był wyćwiczony, choć i tak nikt na niego nie patrzył. Ruszył w ślad za nożownikiem, jakoś los młodzika zbytnio go nie obszedł, ale jak wszystko dalej pójdzie tak szybko, to klany same zaczną ich prosić o kontynuację a ona nie będzie już żadnym zagrożeniem. \"I życie znów będzie piękne.\" Pogładził szkło, wciągnął rakotwórczy dym do ust i ze zwisającym petem zamknął bramę. Szczęknęła głucho, a kolejny rozdział zamknął się z trzaskiem.


\"Pozytyw prawie jak negatyw\"


Stare zdjęcie leżało zakurzone na nocnym stoliku. Z fotografii szczerzyły się dwie nastolatki, świeciło styczniowe słońce a ziemia pokryta była śniegiem. Przy ich nogach leżały płaszcze, szaliki i czapki, a one stały i śmiały się. Zdjęcie było strasznie pożółkłe, w pewnej chwili sięgnęła po nie ręka. Ciemnowłosa dziewczyna patrzyła na starą fotografię z takim samym zainteresowaniem jak w każdy wieczór gdy gasły już wszystkie światła. Przypominała sobie ten cudowny dzień, jeden pozytyw w jej niekończącej się egzystencji. Dotknęła koniuszkiem języka wystający kieł i uśmiechnęła się do swoich myśli. Ten dzień był naprawdę zwyczajny pod każdym względem, tylko...po raz pierwszy od dłuższego czasu nie była już sama. Śmiała się szczerze, rozmawiała otwarcie i wcale nie miała ochoty jej ukąsić. Nie poznała samej siebie. To właśnie było jej potrzebne, nawet dała się sfotografować, co dużo ją kosztowało. Materializacja na takich płaszczyznach zawsze ja męczyła, ale warto było. Miała pewność, że nawet teraz, kiedy świetność tamtej epoki już minęła. Ucieczka, musiała uciec, ludzie zaczęli by się dziwić, że się nie zmienia. Zadała tamtej ból znikając, ale taka była cena beztroski, cena przyjaźni, która istniała nawet teraz... choć białe kalie pokryły już jej mogiłę. Co do jednego była pewna, to zdjęcie i tamten dzień zawsze będą w niej... a teraz nadszedł czas by znów iść dalej. Czarny płaszcz załopotał w drzwiach, a zdjęcie tkwiło przy sercu...


\"Kolejne dziecko\"


Było zimno, przerażająco zimno, dworzec właściwie nigdy nie pustoszał, ale jakie to miało znaczenie? Dziwki już dawno pochowały się w swoich melinach wraz z niezadowolonymi alfonsami. Jeszcze tylko Tatiana stała cierpliwie czekając na swojego stałego klienta. Dzieciak siedzący w kącie między ławką a koszem na śmieci obserwował ją cierpliwie, robił to zawsze, bo gdy na nią patrzył wiedział, że świat wcale nie jest taki zły. Brązowe włosy Tatiany opadały na futrzany kołnierz kaskadą loków upiętą tandetną, lecz na niej stylowo wyglądającą spinką z jakichś paciorków. Ostentacyjnie żuta guma została wyjęta z ust i rzucona w kąt, gdy zobaczyła kolejnego frajera. Nie był nawet taki zły, może trochę gburowaty z wyglądu, ale nadawał się na rozgrzewkę przed przybyciem Roba. \"Swoja drogą, co za beznadziejny przydomek wybrał sobie ten amator niezbyt wyrafinowanych rozrywek...\" Cmoknęła wymalowanymi wargami, a chłopaczek od razu wiedział o co chodzi. Momentalnie zerwał się na skostniałe nogi, wiedział jaka jest nagroda. Tymczasem Tatiana zwolna ruszyła w stronę przybysza, nie poruszała się jak te typowe dla dworców kurwy, ona miała klasę i właśnie przez nią tkwiła teraz w tym bagnie. Obcasy niedrogich szpilek stukały w popękane płytki, gdy zbliżała się do swojego przyszłego klienta. Jego zapięty skrzętnie szary prochowiec krępował nieznacznie jego ruchy, a szerokie barki nie kołysały się. W ustach miał papierosa. \"Tym lepiej.\" Pomyślała Tatiana i szła dalej kontynuując swoje lustrowanie. Łysy, postawny, jedna ręka w kieszeni zupełnie jakby udawał gangstera. \"Trzy, dwa... jeden...bingo!\" Młody pchnął ją na łysego i zabrał małą torebeczkę. Silne ramiona mężczyzny złapały ja momentalnie, ale o dziwo nie ruszył w ślad za złodziejaszkiem. Uśmiechną się za to lubieżnie i nadal trzymając ją za ramię wciągnął w najbliższą, odrobinę przysłoniętą wnękę. W Tatianie coś drgnęło, czas się zmywać, ale ten gówniarz ma torebkę, a w niej...\"Cholera\" Zaklęła w myślach i zrobiła dobrą minę do złej gry. Wolną ręką pogładziła ramię przybysza, który właśnie rozluźnił uścisk. Badała sytuację i uśmiechała się zachęcająco. \"Spodnie w dół i sobie pójdę...jak ja nienawidzę...\" Nie zdążyła dokończyć myśli gdy poczuła ciepło w okolicach podbrzusza, ból zastąpiło zdziwienie, chłód ostrza promieniował, ale ciepło dominowało. Złapała za rękawy prochowca aby nie osunąć się na brudną posadzkę, za późno, mroczki tańczyły jej przed oczami, ale reszta dumy walczyła dalej chwytając się życia. \"O nie, nie umrę na tym przeklętym dworcu, nie dam się tak wykręcić, nie tym razem.\" Puściła szorstki materiał i nawet nie wiedziała kiedy klęczała przed tym milczącym typem. Powoli z wielkim wysiłkiem wyciągnęła ostrze z własnego ciała. \"Ładne\" przemknęło jej przez myśl. \"Ale ładniej będzie tu wyglądać...\" Ostatnią siłą woli zmusiła rękę do gwałtownego pchnięcia. Tego nie przewidział. Nóż trafił prosto w tętnice udową, co prawda celowała w krocze, ale z takiego obrotu sprawy też była zadowolona, gdy nogawka momentalnie zabarwiła się na czerwono znacząc prochowiec ciemnymi plamami. Kiedyś gdzieś czytała, ze w pachwinie było coś ważnego, ale pal licho co to było, ważne, że ten skurwiel pójdzie razem z nią. Ostatni raz uśmiechnęła się kusząco jak Ewa do Adama podając mu jabłko, wypuściła rękojeść i jej głowa opadła na posadzkę.
Gdyby mógł mówić, na pewno by krzyknął, ale niestety z jego krtani dobył się tylko warkot, skąd w tej zwyczajnej dworcowej kurwie tyle zawziętości. Uciskał pachwinę, ale krwotok nie ustawał, a miał jej tylko upuścić krew. Teraz i on klęczał na niedomytej posadzce, wolną ręką podparł się o ścianę żeby całkiem nie upaść. \"Dług to dług, a resztę niech sobie w dupę wsadzi. Koniec z tym, w sumie powinienem jej podziękować...\" Ostatni dotyk gładkiego szkła w kieszeni, nie tamował już krwotoku, nie było najmniejszego sensu aby dalej to robić. Wsadził dłoń w fałdy materiału i doznał ukojenia. Nagły skurcz mięśni sprawił, że dłoń jeszcze przed chwilą pieszcząca powierzchnię słoika teraz zgniotła go na miazgę. palce zacisnęły się na miękkiej zawartości, a z zamkniętych oczu poleciały łzy...upadł prosto na Tatianę.

-Rany, ale syf....i niby nikt nie wie dlaczego oni tu leżą, martwi.- Detektyw zaakcentował ostatnie słowo.
-Z całym szacunkiem nie, dzieciak siedzi tam gdzie zawsze, ma jej torebkę, ale nie chce jej oddać.- Odpowiedział aspirant.
-To jej rodzina czy klient?
-Zakładam, że współpracowali, naganiał jej klientów, a ona odpalała mu procent.
-A ten łysy, co ma w ręce...- Detektyw podszedł do zwłok i długopisem delikatnie otworzył dłoń zmarłego. -Kur... to język, jej??
-Nie sądzę.
-Śmierdzi formaliną, rękę ma pociętą, trzymał go w słoiku?? Pełno tu szkła...
Reszta rozmowy umknęła wraz ze świstem nadjeżdżającego pociągu, a całej sytuacji przyglądała się jeszcze jedna osoba, widział ją ten kto wierzył. Dlatego chłopiec szybko skorzystał z okazji i zniknął z dworca. Podobnie postąpiła postać w długim płaszczu. Dogoniła malca niedaleko od głównego gmachu.

Nawet się nie zadyszała choć chłopak sapał jak lokomotywa. Drobne jeszcze ręce przyciskały do piersi torebkę Tatiany. \"Mogliśmy iść do domu...\"
\"Tak skarbie, ale teraz zwolnij\" Odezwał się głos w jego głowie. \"Pomogę ci, obiecuję....\"
-Kto tam... -Mały zatrzymał się raptownie i rozejrzał spanikowany, nie na co dzień słyszy się kobiecy głos w głowie, Tatiana zawsze mówiła, że głos w głowie to gwóźdź do trumny. Czuł jakby lodowa pięść zaciskała mu się na żołądku, a w gardle rosła jakaś utrudniająca oddychanie gula. Starał się oddychać, myśleć racjonalnie, ale co wie dziesięciolatek o racjonalności?
Usłyszał kroki, skulił się w sobie i nasłuchiwał jak zaszczute zwierzę. Nagle na jego drobne ramię opadł ciężar dłoni. Podskoczył, ale stłumił w sobie krzyk, był przecież mężczyzną. Obejrzał się. Spod ciemnej grzywy włosów patrzyły na niego szare, zimne oczy. Drobną twarz miała ukrytą w postawionym kołnierzu płaszcza, uśmiechała się delikatnie. Ciężar na ramieniu zelżał, chociaż wcześniej tez nie był duży, zupełnie jakby to liść opadł mu na bark, a nie ręka, teraz czuł tylko ciepło bijące z ubranej w skórzaną rękawiczkę dłoni. Nie wiedział czemu ale też się uśmiechnął, przytulana torebka tez nie była już dla niego aż tak ważna. \"Jesteś głodny?\" Głos znów zabrzmiał słodko w jego głowie.
-Tak...
\"W takim razie chodźmy coś zjeść\"
-Czy to ty mówisz?? Tak w mojej głowie? - Zakłopotany spuścił wzrok i odwrócił się, by stanąć twarzą w twarz z nieznajomą.
\"Przeszkadza ci to?\"
-Nie...chyba...
\"Mogę mówić normalnie jeśli chcesz\" Oczy miała teraz schowane w cieniu grzywki, ale uśmiechała się ładniej.
-A masz tak samo ładny głos? - Dopiero po wypowiedzeniu tych słów zrozumiał jaki był bezpośredni, do Tatiany zawsze mówił per pani.
-Nie musisz się peszyć...- Podniosła mu podbródek dłonią. -Spokojnie... nie zrobię ci krzywdy. Chodźmy coś zjeść. Co ty na to?
-Dobrze proszę Pani.- Odpowiedział już składniej przypominając sobie wszystko co mówiła mu zawsze Tatiana.
Ruszyli oblodzonym chodnikiem, chłopak sam nie wiedział skąd wzięła szal, którym go okryła. Był ciepły, puchaty i pachniał...pachniał jak Tatiana, ale przecież ona jej nie znała, a on znał rzeczy z jej szafy i szal na pewno nie należał do prostytutki. Szli pewnie, przytulony do jej boku niemal nie zasnął, czuł się jak we śnie. Tylko nie przybył rycerz na białym koniu, a kobieta w czarnym płaszczu. Uszedł jeszcze kawałek i zamknęła się nad nim ciemność.

Obudził się w jasnym pokoju, bardzo wesoło urządzonym, jakby specjalnie dla dziecka. Zamrugał, ale był pewien, że nie śpi. Z kołyski nieopodal jego posłania dobiegało go gaworzenie. \"Gdzie ja jestem?\"
- W domu skarbie - usłyszał głos Tatiany i zemdlał.

\"Sprawa w toku\"

Muzyka płynęła spokojnie z zadymionej sali, goście siedzieli nad wyraz spokojnie nie dając upustu swoim emocjom po ciężkim dniu. Wszyscy byli jakby ociężali, a może życie stało się nagle zbyt ciężkie by je znosić? Siedzieli i słuchali melancholijnych dźwięków muzyki, która też zwalniała. Wszystko tonęło jakby w gęstym sosie... oni, muzyka, cały świat...

-Nie było żadnych śladów? - Mężczyzna stał podenerwowany, znów nachodziły go te fale...zimno, ciepło...pot zalewał mu oczy, a przecież stali na dworze. Noc była w rozkwicie, a miejscy strażnicy ganiali w kółko zabezpieczając to co uważali za wskazówkę.- Niech oni przestaną wariować...
-Przykro mi sierżancie...- urwał niepewnie - nic nie było...po prostu...- nie dokończył, wiedział, że zabrzmi to irracjonalnie, ale co w tym momencie tak nie brzmiało? Dwudziestu ludzi po prostu zginęło... co do jednego, bez krzyków, bijatyk, ostrych narzędzi, dosłownie jakby kostucha zabrał wszystkich na długą wycieczkę do nikąd...
Sierżant po raz setny otarł czoło chustką, zaczynało mu to wchodzić w nawyk podobnie jak whisky przed snem. Nic, zero, jakby otworzyło się piekło... piekło z opinią publiczną na czele. Co on powie komisarzowi? Że nie stwierdzono przestępstwa? Dwadzieścia trupów, wszyscy jakby zasnęli... szkoda tylko, że na zawsze. Czemu takie rzeczy dzieją się tylko na jego zmianie? Jeszcze tydzień i urlop, ale nie, znów będzie musiał to odłożyć! Był wściekły i schorowany, a ten posterunkowy dziwnie na niego patrzył. Czas skończyć ten cyrk i sprowadzić jego chłopców.
-Posterunkowy.... zbierz ludzi i wracajcie na posterunek. Sprawa w toku...

Spektakl zakończył się burzą braw. Pięknie wystrojeni ludzie powstali ze swoich suto opłaconych miejsc i zaczęli klaskać. Huk braw setek spoconych par dłoni zagłuszał nawet myśli młodej wampirzycy. Siedziała sama w najbardziej oddalonej loży, a jej dłonie w kolorze białego alabastru wcale nie zamierzały się ze sobą spotkać aby bić brawo. Leżały spokojnie złożone na jej prawym kolanie. Oparta wygodnie o oparcie miękkiego fotela podziwiała ten pospolity spęd bydła. Światła wirowały po scenie oświetlając twarze szczęśliwych i ogłuszonych brawami aktorów i aktorek. Wyraźnie słyszała ich myśli, po to właśnie przyszła na premierę, musiała go znaleźć. Na szczęście każda opera miała swoją lożę dla \"upiora\", lożę, która zawsze była pusta. To dodawało splendoru całemu gmachowi. Dlatego mogła tu teraz być i patrzeć na całą tą groteskową sytuację. On był inny, nie chował się choć też był drapieżnikiem, uwielbiał skupiać na sobie uwagę, znała go cała elita. \"Ech... nic go nie zmieniło przez te wszystkie lata...\" Długie, smukłe palce poprawiły niesforny kosmyk, który łaskotał ja w twarz. \"Czas stać się taką jak oni...\" Zrobiła to z obrzydzeniem jakiego nigdy nie czuła do żadnego ścierwa. Bo oto właśnie zaprzedawała się, choć wiedziała, że to dla dobra sprawy, czuła, że zdradza samą siebie. Zaciągnęła zasłony w loży i zaczęła przygotowania. nie mogła pozwolić żeby wyczuł ją od razu, inaczej ucieknie. Przypomniała sobie swój pierwszy raz, niemal zatraciła się wtedy w nowej osobowości, ledwo udało jej się odnaleźć samą siebie, a teraz na domiar złego miało to trwać znacznie dłużej, a mimo zmian musiała być nadal sobą. Zdjęła czarny płaszcz i powiesiła go na oparciu. \"Zgniłe owoce, wszyscy zepsuci do szpiku kości...\" Powtarzała sobie w kółko aby też się taką stać. Skóra zaczęła ciemnieć w modny odcień brzoskwini, a spodnie i sweter zamieniła na obcisłą sukienkę z dekoltem, który był właściwie początkiem dłuższego rozcięcia zaczynającego się zaraz poniżej kroku. Niesamowite ile może zdziałać odpowiednie przygotowanie i doświadczenie. Nie minęło dziesięć minut, a wcale nie była już sobą. Z uszu zwisały jej ogromne kąpiące od diamentów kolczyki, a na szyi iskrzyła się kolia. \"Zaczynamy bal... te ich wszystkie fałszywe pobudki, które sprawiają, że ten świat się jeszcze kręci, teraz jestem jedną z nich i niech tak pozostanie... przynajmniej na razie.\" Niepostrzeżenie wysunęła się z loży, gdzie pozostawiła swoje ubranie i prawdziwą siebie. Koił ją jedynie tymczasowy chłód noża wsadzonego za podwiązkę. Przypominał jej ich ostatnie spotkanie w sali luster...

Sala luster...miliony gości...muzyka i niuanse salonowego życia. Księżyc w pełni wisiał na dachem kryształowej sali. Była tu cała śmietanka tej czarnej społeczności. Najgorsi z najgorszych, błyszczeli w koliach z brylantów, w brokatowych wamsach, z coraz to piękniejszymi kurtyzanami. Koło okna, oparta o ciężką i matową zasłonę stała ostatnia z potężnego rodu. Dzisiaj nastąpi koniec...
Niedaleko pięknej i ponętnej Kallisto, perły całego balu, przesunął się chłód, przyrzeczenie oczyszczenia i spełnienia. Suknia wzdymała się, a piękność uleciała jak jesienny liść. Żadnego krzyku, kropli krwi, tylko samotnie i bezdźwięcznie opadająca materia drapowanej kaskadowo sukni. Od luster odbił się jedynie błysk...rozpoczęło się...
Chłód szedł jak fala przeznaczenia... coraz szybciej i szybciej... raz po razie na ziemię padały resztki tego życia...brzęczała biżuteria...ale nikt nie krzyczał. Lustra wykrzywiały się w grymasach agonii i pękały z hukiem, aż cała podłoga nie przypominała niebios otwartych tysiącami bram. Jakie to było piękne... karaluch po karaluchu.. .wszyscy szli tam gdzie mieli dojść dawno temu, salę wypełniał blask, a zasłona opadała w długim oczekiwaniu ostateczności. Nie zawirowały ostrza, nie popłynęły moralizujące dialogi i przedśmiertne elegie o chwale, sprawiedliwości i prawdzie. Ostatni z rodów, młodzi i na wpół żywi, podnosili się z kryształowej wieczności...stróżki krwi zdobiły ich ręce, a materiał wirował wokół sylwetek jak w oku cyklonu. Jedynie ledwo zauważalne ruchy mówiły, że coś się działo. Naelektryzowane powietrze rozmazywało kontury doczesności... otwierały się dwie bramy, jedno z nich będzie musiało wybrać. Ostatni z ostatnich. On już swój błąd popełnił, a ona zaczynała przemianę...
...I nawet wtedy jej droga się nie skończyła. Brama zamknęła się, a klany uszły z życiem dzięki najniżej położonym w hierarchii wampirom. To właśnie te szczury stoją teraz na czele odrażającego społeczeństwa, a ona byłą jedną z nich. To było jej darem i przekleństwem. Dla ludzi była wampirem, dla wampirów była człowiekiem. A to wcale nie stało się dzięki miłości jej rodziców, raczej ich pijackiemu zapędowi do pieniędzy. Sprzedali ją, jak psa, niepotrzebne zwierzę, choć... po tylu wiekach powinna być im chyba wdzięczna... nie, nie może nawet tak myśleć. Musi się skupić. Skończyć to co zaczęła. Znaleźć go...
Szła pewnie, niepotrzebna jej była ta sztucznie wykreowana osobowość, nawet jeśli ją wyczuje to nie ucieknie, nie przepuści okazji żeby się nie zabawić. Delikatny uśmiech rozjaśnił jej nową twarz, a ogniki energii oczy. To była jej noc. Mijała lustra, w których odbijała się jej nowa twarz. Czuła łakome spojrzenia coraz to zamożniejszych biznesmenów, którym towarzyszyły stare żony po kilkunastu operacjach plastycznych. Wyczuli nową krew, zamieniali się w łowców. Właśnie pod tym względem te dwa gatunki wcale się nie różniły. Zeszła po długich schodach, szła powabnie, tak aby widział ją każdy. Lustrowała wszystko spod kusząco przymkniętych powiek. Miała ich wszystkich dla siebie, a potrzebowała tego jednego, tego, który właśnie wpadł w jej sidła...
Kolejny gorący pocałunek spoczął na jej szyi. \"Jeszcze moment\" Uśmiechała się do swoich myśli. Wsunęła rękę pod fałdę materiału sukienki, poczuła rękojeść. On szeptał jakieś głodne kawałki wprost do ucha, śmierdział alkoholem, którym poiła go cały wieczór. \"Jeszcze chwilę ty mój szczurze\"
-Uch...
-Nie pijacie już krwi co Amadeo?- Zasyczała mu do ucha.
-ON jeszcze tak....
-A gdzie jest ON? Czekaj to chyba twoje serce, tak?- Pchnęła nóż mocniej pod lewą łopatkę. -Chyba wiesz jak robią serca, szczególnie wasze jak się je odpowiednio potraktuje?
-Dosyć...ja nie wiem...
-Jesteś głową musisz wiedzieć. -Odparła z przekąsem i dopchnęła nóż jeszcze dalej. Zaczynało ją to nudzić, a na dodatek przestawała panować nad przybranym wyglądem. -Powiedz, a pójdę sobie i już nigdy mnie nie zobaczysz, gwarantuje.
-Był dziś...
\"A więc jednak się spóźniła, cholera!\"
-...odwiedził jakiś bar, zabrał dusze i wrócił...
-Gdzie?
-...nie wiem, cały czas plecie coś i morduje kolejnych młodzików.
\"Chore ambicje zawsze brały u niego górę.\"
-Obiecałaś...
-A tak, że mnie już nigdy nie zobaczysz. Zawsze spełniam obietnice.
Chłopak właśnie chciał odetchnąć z ulgą, gdy nóż zabrał mu ostatni dech. Delikatne ostrze doskonale weszło w pracujący mięsień. W jej białych rękach został tylko pył. Znów była sobą. \"Cel wcale nie uświęca środków.\" Dobrze wiedziała, że odpokutuje za dzisiejsze zabójstwo tak jak zawsze, ale przynajmniej wiedziała coś co pomoże im się obronić.
Gdy rozkładała skrzydła na dachu gmachu niebo było już czyste, jakby samo odetchnęło z ulgą i postanowiło umilić jej ten okropny wieczór.[/blok]##edit_byblack_angel 2006-02-06 14:51:47##ed_end##


Autor: 222


Nasz serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na ich zapis lub wykorzystanie. Więcej informacji można znaleźć w Polityce prywatności.

ZAMKNIJ
Polityka prywatności