Kroniki Fantastyczne


[Świat Mroku]


Aigel Wilcze Gardło

[blok]Brudny, wychudzony wilk przewrócił z impetem śmietnik i szybko go przeszukiwał, próbując znaleźć coś do jedzenia. Mijając go, nieliczni przechodnie przyspieszali kroku. Nie zadawali sobie pytań. Nie sprawdzali. Nie leżało to w ich naturze.
Wilk dopadł wreszcie jakiś stary kawał mięsa i zaczął pożerać go łapczywie, przygniatając łapą wyłażące z pożywienia robaki. Ludzkim ruchem zerknął w stronę wielkiego księżyca. Niewiele czasu pozostało, by się najeść... nie powinien go zmarnować.
Gdy z mięsa nie pozostało nic, nawet szczątki kości ani obślizgłe robaki, wilczur odbiegł, poszukując nowego pożywienia. Czuł, że noc mija i zaczynał tracić nad sobą kontrolę. Sapiąc, wpadł do najbliższego domu. Jego zmysły zarejestrowały śpiącą rodzinę... ojca, matkę, jakieś leżące w kącie dzieci... Nerwowo pochwycił jedno z nich, zagryzł szybko niemowlaka i wywlókł go na ulicę, w stronę śmietnika...
***
Aigel zbudził się z paskudnym bólem głowy. Przetarł oczy i opadł na poduszki, wycieńczony. Chwycił leżący na nocnej szafce dzwonek i przywołał służbę. Przenikliwy dźwięk dzwonka kłuł go w uszy i męczył. Na cholerne świeczki Illuminatiego..., pomyślał, co ja wczoraj wyprawiałem?!
Przybiegł młody służący, spojrzał ze strachem na rozgniewanego pana.
- Tak, sir? – wydukał.
- Słuchaj... – Aigel ponownie przetarł oczy. Tyle spraw dziś do załatwienia... – o której ja wczoraj wróciłem?
- Pan... pan zabronił... – wybełkotał sługa. Z przerażenia zaczął się trząść. Cholera, czego tak się boi?
- Co zabroniłem? Odpowiadać ci na moje pytania? – Aigel skrzywił się, zirytowany.
- T-tak, panie... – wyszeptał cichutko sługa.
- Kpisz, chamie? – Tego już za wiele!
- Nie! To znaczy... ja nigdy... nie śmiałbym!...
- Więc odpowiadaj, jeśli ci życie miłe! – Aigel posłał chłopcu mordercze spojrzenie. Po chwili uspokoił się jednak, przymknął oczy. Co się ze mną dzieje, u licha?...
- P-pan wrócił wczoraj bardzo późno! Allle p-pan kazał n-na siebie czekać, więc czekałem! I... i... pan w-wyglądał strasznie!... Przepraszam! Nie chciałem pana obrażać, błagam, niech mi pan nic nie robi!
- Spokojnie, mów dalej.
- Cały był pan we krwi... – Chłopak mówił już pewniej, choć jeszcze ciszej. – Powiedział pan, że rano... że rano będzie pan zadawał pytania... ale żebym na nie nie odpowiadał... żebym przysiągł... a ja to zrobiłem, bo pan... bo pan wygląd jakby... miał ochotę mnie zagryźć. – Umilkł na chwilę, oszołomiony własną śmiałością. – Nie wiem, czemu tak pomyślałem, naprawdę, ja...
- Idź. – Aigel machnął ręką.
- Proszę mi wierzyć, robiłem wszystko...
- Idź! – powtórzył gniewnie. Gdy chłopak uciekł, Aigel spojrzał na swoje brudne, połamane paznokcie i zamyślił się głęboko.
To mnie przerasta... Czas... czas z tym skończyć...
Podjąwszy postanowienie wstał i udał się do pracy.


********************************
Wilk zaskowyczał cicho, szarpiąc za łańcuch. Gdy wyczuł zbliżających się ludzi natychmiastowo zmienił postawę, zaczął warczeć, obnażył ostre kły.
Drow zatrzymał się w pewnej odległości od zwierzęcia, zmierzył je krytycznym spojrzeniem. Towarzyszący mu człowiek pocił się i wyraźnie nie wiedział, czego powinien obawiać się bardziej - wilka czy mrocznego elfa.
- To jak? Bierzesz go? - powiedział niecierpliwie człowiek. Bardzo chciał się pozbyć wilka.
- Taak - stwierdził spokojnie elf. Wyjął z kieszeni sakiewkę i podał ją kupcowi, który ukłonił się i uciekł, nie tracąc nawet czasu na przeliczenie sumy. Drow podszedł na tyle blisko do zwierzęcia, na ile było to możliwe. Uklęknął, wpatrując się w oczy istoty, w której rozpoznał wilkołaka.
- W sumie nie różnimy się tak bardzo... - mruknął. - Oboje jesteśmy istotami mroku.
Wilk rzucił się do przodu, próbując dosięgnąć elfa, wydał z siebie przytłumiony warkot. Drow wstał.
- Przyjdę rano, kiedy wrócisz do swej marnej, ludzkiej postaci... Mam dla ciebie pewne zadanie.
Odszedł, ale długo jeszcze nie mógł się pozbyć obrazu potwora sprzed oczu. Potwora pełnego siły, mocy, mroku...

Rano przybył na miejsce, szczelnie okrywając się czarnym płaszczem. Zamiast groźnego wilczura zobaczył drobną, skuloną postać, brudną i nagą. Uśmiechnął się drwiąco.
- Idziemy - powiedział, uwalniając młodą dziewczynę, która słuchała go potulnie. Tylko w jej oczach pozostało jeszcze coś z wilka.
- Czego chcesz? - spytała cicho, ochryple.
- Nic wielkiego... informacji - odparł elf. - Opowiedz mi co wiesz o twoich pobratymcach, wilkołakach... chcę wiedzieć, kim są wszystkie redorańskie wilkołaki, gdzie mieszkają, co robią... I nie wmawiaj mi, że tego nie wiesz.
- Wiem - powiedziała powoli. - Ale to nie znaczy, że ci powiem. - Na moment znów bardziej przypominała wilka niż człowieka. Drow westchnął i spojrzał na nią lodowato.
- Myślisz, że będę słuchać tych bredni? Spodziewasz się po mnie litości, nie wiem, może strachu? Jestem drowem. I to bardzo drowowatym drowem.
- Po co ci te informacje? - spytała dziewczyna, wyraźnie badając drowa.
- Dostałem zlecenie... Mam zamiar pozabijać wilkołaki w mieście. Więcej wiedzieć nie musisz.
- Pozabijać wilkołaki? - uśmiechnęła się kpiąco, z dużą pewnością siebie. - W takim razie pomogę cię im znaleźć.
Drow zwrócił uwagę na zmienioną formę ostatniego zdania, ale nie skomentował. On też był bardzo pewny siebie.

Stopniowo dziewczyna zdradzała mu coraz więcej tajników daru wilkołactwa, więcej niż miała zamiar zdradzić. Drow każdej nocy krępował ją łańcuchami ze srebra, a sam udawał się do miasta, nigdy nie wspominając ani słowem, w jakim celu tam idzie.
Zleceniodawcy zaczęli go popędzać, gdyż mieszkańcy bali się z dnia na dzień coraz bardziej wilkołaków chodzących bezkarnie po mieście. Drowa irytowały rozmowy z nimi.
- Brak profesjonalizmu... - mruczał pewnego razu książę. - Miałeś załatwić stworki dawno temu i co? Wciąż tylko siedzisz i bierzesz nasze pieniądze... Kiedy w końcu zajmiesz się robotą, hę?
- Cierpliwości, człowieku - powiedział sucho elf.
- Moja cierpliwość powoli się kończy i nie tylko moja - skrzywił się zleceniodawca. - Zajmij się wilkołakami, albo zawiśniesz na rynku, gdzie jest miejsce wszystkich... tfu! drowów...
Aigel zmrużył groźnie oczy, co kazało się pohamować księciu. Elf w mgnieniu oka pojawił się tuż za władcą i podciął mu gardło, zanim ktokolwiek zdążył zareagować. Wybiegł z sali i z pałacu, prosto do swojej kryjówki. W tej chwili był już całkowicie zdecydowany. Zagłębił się w świat wilkołaków i tylko jedno jeszcze zostało, by...
Coś przewróciło go, gdy tylko przekroczył próg domu. Wielki, śliniący się wilk, sapiący mu tuż przy twarzy. Drow nie opierał się, spokojnie patrzył w oczy zwierzęciu.
- No dalej - syknął. - Przecież wiesz, że tego chcę...
Wilkołak zastygł na chwilę, po czym powoli zatopił kły w ciało drowa, by przekazać mu swój mroczny dar...


******************

- Cholera, już trzecią noc ganiamy po tym lesie, a dziewczyny ani śladu. – gderał krasnoludzki gwardzista. – Jakby się pod ziemię zapadła. A poza tym, czy ja wyglądam na jakiegoś cholernego elfa?
- Jak dla mnie to nawet trochę – uśmiechnął się drugi z wojowników, człowiek imieniem Erl. – Masz pełno liści w brodzie.
- A ty chyba chcesz zobaczyć jak to jest gdy z głowy wystaje ci topór! – krasnoluda wyraźnie rozjuszyło porównanie do znienawidzonej rasy elfów.
- Uspokój się, Duri. Chciałem tylko trochę cię rozweselić. – Erl przystanął i oparł się o włócznię. – Odkąd wleźliśmy w te chaszcze jesteś nie do zniesienia. Wytrzymaj jeszcze dwa dni i będziesz mógł wyciągnąć nogi na koszarowej pry...
W dali rozległo się przeciągłe wycie. Nie było to zwyczajne wilcze wycie. Było w nim coś nieludzko ludzkiego. Żołnierze spojrzeli na siebie. Zrobiło im się nieswojo. Ten dźwięk, jeszcze bardzo odległy, jednak nie wróżył nic dobrego.
- Cholera, dziś pełnia. – głos Duriego zdradzał zdenerwowanie, cechę zupełnie do krasnoluda niepodobną. – Ale nas książe urządził. Nie dość, że nie znaleźliśmy tej przeklętej dziewuchy, to jeszcze musimy ratować własne tyłki. W nogi – do obozu!
Erl doskonale zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji i nie trzeba go było zachęcać do biegu. Jednak pomimo tego, że gnali między drzewami co tchu, wycie rozlegało się coraz bliżej.
Wybiegli na małą polankę zalaną światłem księżyca – od obozu dzieliło ich nie więcej jak dwieście kroków. Nagle przed nimi na ścieżce zamajaczył cień. Erl stanął jak wryty. Krasnolud nie zdążył się zatrzymać i po chwili obaj leżeli na ziemi i nerwowo próbowali podnieść się na nogi.

Na skraju polany rozległo się przeciągłe wycie. Odpowiedziało mu podobne po drugiej stronie. W oddali na zew odpowiedziało jeszcze kilka głosów. Wojownicy zrozumieli, że jedyne co im zostało, to drogo sprzedać swoją skórę. Oparli się plecami o siebie, krasnolud chwycił oburącz topór, a Erl odsznurował pochwę z mieczem, chwycił ją do lewej ręki, poprawił mocowanie tarczy na lewym ramieniu i wystawił przed siebie grot krótkiej, myśliwskiej włóczni.
- Erl, jak odsłonisz moje plecy to cię zabiję. Obiecuję. – Duri miał głos spokojny, dało się w nim słyszeć rezygnację. – Cholera! Z wilkami sobie poradzimy. Ale jak jest z nimi wilkołak to już po nas.
- Przestań gadać krasnoludzie! Nie marnuj sił na gadanie. Rozejrzyj się – czemu te wilki nas jeszcze nie atakują? Przecież jest ich już ze trzydzieści. – Erl starał się gorączkowo myśleć. – One nas pilnują! Duri, co robimy? Przebijamy się do obozu?
- Nie damy rady. Jeśli faktycznie nas pilnują, to nie pozwolą nam się stąd ruszyć. Masz róg? Albo cokolwiek? W obozie zostało kilku naszych – moglibyśmy wezwać pomoc.
- Nic z tego. Książe nie był aż tak wspaniałomyślny żeby nas porządnie wyposażyć. Jesteśmy zdani na siebie.
- To atakujmy – już nie zniosę dłużej tego czekania. Wolę sprawdzić, czy dobrze naostrzyłem topór. Na mój znak ruszamy w stronę obozu. Może odgłosy walki zaalarmują naszych.
- Dobra, ja jestem gotowy.
- STÓJCIE! – rozległ się władczy głos ze skraju polany. Słowa były wypowiadane z wysiłkiem. Dopiero teraz zdali sobie sprawę, że od dłuższego czasu nie było słychać wycia.
W cieniu drzew, na skraju polany majaczyła dziwna postać. Przypominała człowieka, jednak była dziwnie przygarbiona i jakby masywniejsza. Gwardziści zamarli.
- Zostawcie dziewczynę w spokoju, jest pod moją opieką. – postać wyraźnie była doskonale zorientowana w tym co się działo w lesie i po co żołnierze się tu kręcili. – Powiedzcie księciu, że jak chce, to może osobiście się ze mną spotkać. Chętnie z nim zamienię parę zdań.
- Z tobą, to znaczy z kim? – krasnolud pierwszy odzyskał pewność siebie. – I skąd mamy wiedzieć, że wilki nie skoczą nam do gardeł jak tylko opuścimy broń?
- Jeśli chodzi o wilki, to ich już tu dawno nie ma. Rozejrzyj się. A poza tym, nie narażałbym ich na śmierć z waszych rąk. Nic do was nie mam. Przekażcie księciu, że Aigel czeka na niego w tym miejscu dokładnie za dwa dni o północy.
Postać zniknęła wśród drzew. Żołnierze jeszcze przez dłuższą chwilę stali gotowi do odparcia ataku, jednak w lesie nic nie zakłócało nocnej ciszy. Las żył swoim życiem i wydawał zwyczajne o tej porze dźwięki. Opuścili broń. Napięcie ich opuściło i opadli na ziemię. Przez chwilę nie mogli się ruszyć, tak wielkie opanowało ich zmęczenie.
Gdy po kilku minutach odzyskali władzę w nogach wstali, rozejrzeli się niepewnie i ruszyli w stronę obozu.
Między drzewami widać już było światła obozowych ognisk, gdy do uszu krasnoluda dotarły wyszeptane gdzieś bardzo blisko słowa:
- Pomyliłeś się krasnoludzie, dziś nie ma pełni.
Duri stanął jak wryty i zaczął się gwałtownie rozglądać, jednak w lesie nie poruszył się nawet jeden listek. Nie zobaczywszy w lesie nic podejrzanego pognał za oddalającymi się powoli plecami towarzysza.

Polana była otoczona. Na każdym drzewie siedział łucznik. W kołczanach mieli strzały ze srebrnymi grotami. Siedzieli tam już od pewnego czasu. Na ziemi pozacierano wszelkie ślady mogące zdradzić zamiary. Żaden łowca zatrudniony przez księcia nie był w stanie odszukać na ziemi jakichkolwiek śladów, choć bardzo się starali. Od strony obozu, w odległości trzydziestu kroków od polany czekało czterdziestu wojowników gotowych w każdej chwili pognać na odsiecz. . Na środku polany płonęło ognisko. W jego blasku można było zauważyć trzy postaci. Jedną z nich był sam książę. Pozostali dwaj to Erl i Duri. Każda osoba biorąca udział w obławie miała przy sobie linę z wplecionymi srebrnymi nićmi oraz srebrny sztylet. Ich kolczugi były również poprzetykane kółkami ze srebra.
Powoli zbliżała się północ. Wśród ludzi powoli zaczynała się dawać we znaki nerwowość. Nikt nie lubi mieć do czynienia z wilkołakiem –nawet jeśli jest odpowiednio przygotowany do walki i ma wsparcie pod ręką.
- Widzę, że nie wyleczyłeś się z tchórzostwa. – w głosie można było wyraźnie wyczuć ironię, jednak nie można było określić skąd dobiega.
- Pokaż się draniu! – Krzyknął książe zrywając się z ziemi. – Mnie nazywasz tchórzem, a sam chowasz się po krzakach!
- To nie ja wysłałem na poszukiwania bezbronnej dziewczyny uzbrojonych po zęby żołnierzy. Co ona ci takiego zrobiła? Nie oddała ci się? – głos drwił dalej.
W księcia wstępowała powoli szewska pasja. Obracał się gwałtownie próbując zobaczyć kpiarza wśród drzew, jednak oczy przyzwyczajone do blasku ognia nie były w stanie przeniknąć ciemności zalegających las.
- Nie twoja sprawa, tchórzu! Czemu nie wyjdziesz do światła? Z ukrycia każdy odważny. – Książę był na twarzy czerwony jak burak.
- Odwołaj swoich ludzi. Nie chcę krzywdzić niewinnych, oni mi nic nie zrobili.
- Nie wiem o czy mówisz. Tu nikogo nie ma oprócz nas trzech! – Książe był coraz bardziej wściekły. Wkurzyło go to, że przeciwnik zdołał jednak zdemaskować tak misternie przygotowywany plan.
- Krasnoludzie, odejdźcie z twoim towarzyszem na bok i wstrzymajcie się od działania to nic wam się nie stanie. A ciebie książę wyzywam w obecności świadków na pojedynek.
- A dlaczego niby miałbym z tobą walczyć? I jakim prawem wyzywasz mnie na pojedynek? – przez moment tylko księciu zabrakło tchu ze zdumienia.
- To tobie zależy na tej dziewczynie. Jak wygrasz – możesz ją zabrać z sobą do swego pałacu. Jeśli ja wygram – nigdy więcej nie będziesz prześladował, jak ty to określasz, „odmieńców”. Pozwolę ci nawet wybrać rodzaj broni jaką chcesz walczyć. No chyba, że się boisz, to możesz wrócić już teraz do swego domu – nie będę cię ścigał.
- Wyłaź z tego przeklętego lasu padalcu! Pokaż się! – Książę przestawał nad sobą panować.
- Dopiero wtedy, gdy powiesz, że przyjmujesz moje wyzwanie.
- Nigdy! Nie będę walczył z tchórzem, który boi się pokazać swoją twarz!
- Ostrzegam cię książę – zostało ci zaledwie dziesięć minut aby rozstrzygnąć sprawę honorowo. Potem nie będzie litości. A dziewczyny nie znajdziesz choćbyś sprowadził całą armię króla. W tym lesie ja mam władzę.
- Erl!!! Róg!!! Graj!!! – niech go zasieką i przyniosą mi jego ścierwo!!! – książę nigdy nie należał do cierpliwych.
Wśród drzew rozległ się sygnał rogu. W krzakach na skraju polany zaświszczały wystrzelone na ślepo strzały. Postaci na środku polany przypadły do ziemi aby nie dać się trafić jakąś przypadkową strzałą.od strony obozu słychać było dźwięki rozpoczynającej się właśnie obławy. Jednak dźwięk, który rozległ się chwilę później w powietrzu zmroził serca wszystkich. Było to wycie pełne wściekłości i żądzy mordu. Tej nocy nikt nie mógł się czuć w lesie bezpieczny.
Książę wykrzykiwał rozkazy, strzały fruwały dookoła. Wilczy zew rozbrzmiewał co chwila z innego miejsca. Jakby drwiąc z ludzi. Łucznicy wstrzymali ogień chcąc oszczędzać cenne strzały. Obława zbliżała się coraz bardziej, już można było rozróżnić głosy poszczególnych żołnierzy.
Nad polaną powoli rozstępowały się chmury i na otwartą przestrzeń wylewała się księżycowa poświata.
- Cholera. – mruknął Duri – on miał rację; dopiero dziś jest pełnia.
Jeszcze nie skończył mówić, gdy przez polanę przemknął jak strzała wilk i jednym susem skoczył księciu do gardła. Ten zaskoczony zamachnął się mieczem, jednak już było za późno – z rozszarpanego gardła krew lała się strumieniem. Nim ktokolwiek zdążył zrobić pół kroku wilk zniknął w lesie.
- To kara, książę. – głos sprawiał wrażenie jakby nie wydobywał się z ludzkiego gardła. – chciałeś nas wytępić. Teraz jesteś jednym z nas. Niech to będzie dla innych przestrogą...

Krasnolud zrozumiał przesłanie płynące z mroku. Srebrnym toporem ściął głowę księciu. Erl rogiem dał sygnał do odwrotu. Obaj do końca życia będą pamiętać imię Aigel ...





Pierwsze dwa fragmenty opowiadania są autorstwa Misty. Kontakt : GG 4178300; mail: pioropisz@o2.pl
Posiadam jej zgodę na publikację tego tekstu.[/blok]


Autor: 751


Nasz serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na ich zapis lub wykorzystanie. Więcej informacji można znaleźć w Polityce prywatności.

ZAMKNIJ
Polityka prywatności