Kroniki Fantastyczne


[Świat Mroku]


Moje sny - Glista

[blok]“Now I lay me down to sleep,
I pray the Lord my soul to keep;
And if I die before I wake,
I pray the Lord my soul to take”

Stłumione odgłosy w odległej części budynku upewniają mnie, że w zdrowiu rozpocznę kolejny dzień. Ocknąłem się kilka minut wcześniej, wyczuwając nieunikniony moment pobudki. Nad ranem nie śnię o niczym, podświadomie skupiony na uprzedzeniu ryku syreny wdzierającej się brutalnie do bezbronnej jaźni. Teraz ofiarą tego gwałtu na psychice staję się jedynie podczas choroby, kiedy zawodzi mnie ciało lub umysł. Dawniej poddając się ułudzie bezpieczeństwa kimałem dłużej, zrywając się z pryczy kiedy trąby naszego Jerycha, punktualnie o szóstej rano przypominały o rzeczywistości. Znienawidziłem je, tak jak każdy. Jak większość staram się, aby budziły mnie odgłosy strażników (Dupki!) opuszczających nasz kompleks po nocnej zmianie. Odgłos wychodzących na zewnątrz. To dodaje otuchy.
Nikt z nas się do tego nie przyzna, ale każdy wierzy, że mu też to będzie kiedyś dane. Przyznać się nie można. To niebezpieczne. Byli tacy. Teraz już ich nie ma. Myśleli, że zmienią swoje przeznaczenie i unikną tego co im pisane. Ale czapa raz zapisana, na resztę życia pozostanie jedyną wróżbą z ciasteczka mającą szansę na spełnienie. Apelacje, nagłaśnianie w mediach, układy z glinami (Dupki!) na nic się zdały. Zwrócili tylko uwagę na siebie. Przypomnieli o swym istnieniu i przyspieszyli to, czego w ich marzeniach nigdy nie było. Lepiej się nie awanturować, nie pyskować do sędziego (Co za dupek!), od prasy też lepiej się trzymać z daleka bo to hieny. Jak się wychylisz to mogą wykonać wyrok zanim się zreflektujesz.
Nie jestem głupi i wiem, że trzeba się wyciszyć, stać niemal niewidzialnym i znaleźć mało kłujące w oczy zajęcie. Wtedy życie w tym dziwnym pierdlu staje się nawet znośne. Jak mówili najstarsi penitencjariusze (Dupki!), podobno kiedyś przyjdzie On, wybraniec i nastąpi amnestia. Cudowne uwolnienie wszystkich, niezależnie od wyroku. Postanowiłem na to czekać i się nie wychylać tak, aby należna czapa jednak minęła moją głowę. Po tylu latach ma wiara umocniła się. Co chwila docierają do nas informacje, że kolejny kołnierzyk przy sterze (Z pewnością dupek!) amnestię wprowadził. Co prawda na razie głównie polityczni i maturzyści się załapali, ale o naszej piwnicy też sobie przypomną. Spokojnie więc leżę jak co rano, prawie już jak wolny człowiek w niedzielny poranek.
Wyrok i wolność to dwa zakazane u nas słowa. Karcer za to jest bardzo popularnym zwrotem, zawsze padającym kiedy ktoś wymówi zakazane. Jedna w nim wizyta wystarczy, aby nauczyć poprawnego słownika. Wycie obecnego lokatora (Dupek!) ucichło wczoraj. Pewnie wyciągną go dzisiaj. Dobrze mu tak, bo zadzierał nosa i wydawało mu się, że jest od nas lepszy. Teraz wróci z podkulonym ogonem, wiedząc gdzie jego miejsce.
Z mojej wizyty w karcerze nie pamiętam wiele, bo ile można pamiętać z pobytu w ciemnicy dwa na dwa poniżej poziomu posadzki naszej piwnicznej rezydencji. Było mokro i zimno, czyli prawie znośnie. Gdyby nie destrukcyjny brak światła i kontaktu z innymi, nawet strażnikami (Żałosne dupki!). Dlatego po kilkudziesięciu godzinach do umysłu kuracjusza zakradać zaczynają się glisty. Tak je nazwaliśmy i to je właśnie pamiętam.
We wspomnieniach wyryte mam uczucie kogoś obcego, materializującego się w pobliżu, obserwującego, wyczekującego na chwilę słabości, a potem atakującego. Od glist bije odór, który daje jako pierwszy poznać, że się zjawiły. Smród, którego nie potrafię opisać. Mimo obrzydliwej specyfiki, witany z zaciekawieniem, bo to od wielu godzin jedyna zmiana w ciemnicy. Jak wstrętnych gości zapowiada, dowiadujemy się za chwil parę.
Wrażenie ingerencji w ciało trwa kilka sekund i bardzo szybko się o nim zapomina, ponieważ glisty przenikają błyskawicznie do mózgu i penetrują każdy jego zakamarek. Żywią się wspomnieniami i marzeniami. Wszystko co ma ciepłe barwy i kojarzy się ze szczęściem i życiem na zewnątrz staje się ich pokarmem. To co pochłoną, natychmiast wysrywają w postaci przetworzonej papki chaotycznych, negatywnych wrażeń. W efekcie w umyśle na trwałe pojawiają się strach przed śmiercią, wyrzuty sumienia, tęsknota, wściekłość, bunt, negacja, bezsilność. Doprowadza to niemal do szaleństwa, a ono zamiast przynieść ulgę potęguje jedynie łapczywość glisty, która goni i równocześnie napędza utopię. Przed nimi nie można się obronić. Jak spustoszą psychikę same odchodzą. Są obrzydliwe, bo mają tylko żarłoczną paszczę i olbrzymią dupę – narzędzia zniszczenia.
Każdy z nas to przeżył. Nikt nie chce tam trafić ponownie. Doceniamy ciasne, pojedyncze cele, lamperię sięgającą sufitu, zakratowany lufcik pod nim i nawet popękany (Dupny!) kibel w rogu. Przestrzegamy zasad i prawie jest nam tu dobrze. Na przestrzeni tylu lat tylko paru nie wróciło do normy po karcerze i glistach. Świrowali całymi dniami, więc przyspieszyli im wykonanie wyroku i mamy spokój. Ale to i tak dupki były!
Teraz tworzymy stałą i niemal zgraną ekipę. Na ile to możliwe w pojedynczych celach, trzymamy się razem. Jest nas pięcioro. W sam raz na drużynę koszykówki. Ale nie byłaby to drużyna marzeń. Poza tym nie ma więziennych drużyn koszykówki dla bloków śmierci E. Szkoda, bo glisty nie wyżarły mi wspomnień o tym, że nieźle kiedyś rzucałem i lubiłem to. Trochę tęsknię.
W celi naprzeciwko siedzi, a w zasadzie cały czas leży, mocno zarośnięty, uszaty koleś. Równy gość, dobry kompan do długich rozmów, bo lubi słuchać. Mówi mało, raczej zaskrzypi lub zaszeleści coś pod plastikowym nosem. Ale nie naciskam, kiedyś się otworzy. Sporo przeszedł jak widać. Jedno oko wydłubane, z naderwanej łapy sypią się trociny, klapnięte ucho. Zagrałby na pozycji rozgrywającego, bo wszyscy go lubią i rozumiemy go bez słów, tylko ten koślawy napis „Mniód” na zbyt małej koszulce nas zastanawia.
Po lewej, za ceglaną ścianą sąsiaduję z jedyną na bloku dziewczyną. Ma piękne, niebieskie oczy i przedziwnie nimi przewraca. Wiem, bo widziałem w lusterku do golenia. Jak śpi można podziwiać jej długie rzęsy i zgrabny nosek. Ciekawe dlaczego wyryła na ścianie „Zdechniesz Ken”, ale to nie moja sprawa i pytać nie będę. Stworzylibyśmy wesoły duet na skrzydłach w ataku. Ona bardzo często się śmieje, trochę metalicznym głosikiem.
Kolejną celę po lewej, za blondyną, zajmuje kandydat na środkowego do naszej wymarzonej drużyny. Jest wielki, typowy kwadraciak i pewnie cholernie silny. Wszyscy się tu z nim liczą, nawet strażnicy (Strachliwe dupki!) z wyraźną obawą do niego podchodzą. Wspaniały kandydat na centra, ale trochę szalony. Do niedawna burczał i krztusił się regularnie, coś go wyraźnie męczyło. O dziwo problem ustał, kiedy odłączyli jego kabel zasilający. Strasznie się po tym popłakał i poszczał, zalewając całą podłogę. Do tego przestali faszerować go przeróżnymi mrożonkami, a wyraźnie one mu szkodziły, bo teraz jest już dobrze. Ma ksywę Gorenje i można mu zaufać, ja to wiem, dla innych to dowód mojej choroby psychicznej.
Ostatni zawodnik to ten dupek z karceru. Jak tylko wyjdzie, będę musiał go sprawdzić. Jakby się okazało, że do drużyny się nie nadaje to będę miał niezły pasztet. Mało o nim wiem, poza tym, że strasznie wyje ze strachu. Gdyby nie medalik przy obroży, mówiący ponoć o przyznaniu za zasługi na froncie orderu Virtuti Militari, powiedziałbym, że to zwykły kundel. Ale dupek ma swoich zwolenników, a ci przekonani są o walorach tego, psia jego mać, bohatera. Że niby brał na siebie kule, w czołgu go wozili i inne takie duperele. Sam nie wiem, sprawdzę gnoja i się będę dopiero martwił. A przydałby się dobry obrońca w drużynie.
To mój pomysł na lata spędzane w pierdlu. Co rano, zanim przyniosą trocinowate śniadanie, planuję skład drużyny, ustawiam taktykę, dyscyplinuję zawodników. Jestem właścicielem zespołu, jego trenerem, menadżerem, masażystą, sponsorem i jedynym kibicem. Walczę o transfery z innych bloków, losuję wśród pierwszoroczniaków (Świeżo skazanych dupków!), negocjuję płace, kontrakty reklamowe. I cały czas mam niedosyt. Ciągle coś jest nie tak. Po całym dniu, kiedy jestem blisko dopięcia planu, dopada mnie strach i wątpliwości, czy wszystko dobrze poukładałem? Nie mogę opędzić się od przeczucia, że gdzieś tkwi błąd i cały wysiłek pójdzie na marne. Kiedy już dopuszczę wątpliwości do głosu to tracę pewność siebie, zaczynam się zastanawiać i ponownie analizować. Jest już wtedy za późno. Nie potrafię się dostatecznie skupić, a misterny plan rozsypuje się niczym piaskowy zamek schnący na słońcu. Już wiem, że cały pomysł jest do dupy.
W umyśle moim rozlegają się wtedy szepty. „Prędzej zesrasz się niż ci to wyjdzie dupku”. „Nigdy nic ci nie wychodzi dupku”. „Nieudolny smarkacz i dupek!”. Popadam w apatię, uświadamiając sobie, że moje życie to ziemniak obierany kawałek po kawałku przez ostrze czasu. Z każdym posunięciem odsłania się chora, poczerniała tkanka, a cierpliwy czas drąży coraz głębiej, ściągając kolejne fragmenty. Niestety im głębiej tym gorzej. Jestem jałowy, zepsuty do głębi, nie ma we mnie nic zdrowego i sensownego. Najprawdopodobniej też nigdy nie byłem w niczym dobry, zawsze dawałem dupy i nawet nie potrafiłem nie dać się złapać glinom (O wy! W mordę, zasrańcy i dupki!). Skoro tak to zasłużyłem na karę i gnicie w pierdlu bez nadziei na przyszłość. Jestem beznadziejnym dupkiem! Z tą myślą zasypiam.
Bywa, że przez sen wyczuwam coś dziwnego i ogarnia mnie strach. Nie mogę się obudzić, mimo, że boję się tak, że zaczynam niemal robić pod siebie. Chcę sprawdzić co się dzieje i czy dzieje się to naprawdę, ale nadal tkwię w pazurach piaskowego dziadka nie mając sił na oswobodzenie. Wtedy przypominają mi się glisty. To dziwne uczucie jest bardzo do ich odwiedzin podobne, z tym, że dochodzą również odgłosy. Wrażenie obecności w celi obcej istoty wywołuje panikę i chęć obrony za wszelką cenę, ale szmery i niezrozumiałe szepty przyprawiają o paraliż, poddaję się więc koszmarowi. Czuję się zaszczuty i zdany na łaskę okrutnego oprawcy, który zakradł się znęcać nad bezbronnym. Na koniec makabry ledwo hamuję wymioty kiedy odnoszę wrażenie, że zjawa przytula się do mnie i w jej objęciach zapadam się w otchłań niekontrolowanej fazy snu. Ostatnim drgnięciem jaźni odbieram echo, pochodzącego z odległej rzeczywistości, troskliwego pytania zadanego znajomym, kobiecym głosem: „Weźmiesz małą do odbicia?”.


„Hush little baby, don\'t say a word
and never mind that noise you heard
it\'s just the beast under your bed,
in your closet, in your head.”[/blok]


Autor: 4150


Nasz serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na ich zapis lub wykorzystanie. Więcej informacji można znaleźć w Polityce prywatności.

ZAMKNIJ
Polityka prywatności