Gry


[Gry]


Nosferatu

[blok]-Czekaliśmy na pana doktorze. Jak przebiegła podróż?
-Mokro. Cały czas lało, jakby Najwyższy chciał utopić to całe szambo.
-A doktór znowu o polityce...
-Nie polityce, lecz całości. Ten świat się stacza. Jak wojna szybko się nie skończy, to wybijemy się doszczętnie. Ale dosyć o tym, jak zachowuje się pacjent?
-Po tym jak dostał kilka krzyży, czosnek, wodę święconą i kołek, uspokoił się.
-Daliście mu kołek?!
-Proszę się nie unosić, kołek schował pod poduszkę i zaraz zaczął lepiej sypiać. Nie budzi się juz w nocy.
-Dobrze, zaprowadźcie mnie do niego.
***
Pacjent James Patteerson, przywieziony 4 lata temu, czyli w 1912, cierpi na ostrą manię prześladowczą. Twierdzi, że przybył do zamku bliżej nieznanego hrabiego, który miał się żenić z jego siostrą. Przybył później (o 22.30), gdyż wracał z turnieju szermierczego.
***

-Stałem sam przed dziedzińcem. Za mną znajdowało się wyjście, obite krzyżami. Na wprost był majestatyczny Zamek, lecz sam jego widok powodował gęsią skórkę; po bokach były skrzydła, a dalej wieże; gdzieś z tyłu znajdował się cmentarz.
Pierwszą osobą, którą spotkałem, był padre mający udzielić ślubu. Wypadł z okna i pilnie potrzebował pomocy doktora.
***

Pacjent spędził noc na szukaniu członków rodziny i znajomych, i odprowadzaniu do wyjścia. Miał przy sobie ich zdjęcia, na których zaznaczał kogo już uratował. Zaznaczał też, kto umarł – dziwnym sposobem to wyczuwał. Pisał też, jakie klucze znalazł.
***

-Niektóre drzwi były zamknięte i trzeba było znaleźć klucz.
-Nie mogłeś wejść oknem, lub zniszczyć zamek?
-Nie, oni tego nie przewidzieli.
-Jacy oni?
-Idol FX. To oni za tym wszystkim stoją.
-Tak, tak...
***

To, że hrabia jest wampirem dowiedział się praktycznie od razu. Zanim miał okazję spotkać się z nim oko w oko, walczył z jego podwładnymi.
***

-Psy, tak, najpierw były psy. Czarne dobermany chowające się po kontach. Zwykle wyskakiwały z mroku i gryzły gdzie popadło. Zazwyczaj wystarczyły dwa trafienia ostrzem, lub strzał z pistoletu, ale to na łatwym.
-Łatwym?
-Aha. Bo były jeszcze normalny i trudny, ale one jakieś dziwne były. A wracając do psów, to nie były one takie groźne. Później natykaliśmy się na znacznie większe, jakby wyszły z laboratorium doktora Jekyla.
Były tam też ciała zmarłych, ale one nie zachowywały się jak normalne trupy – normalne trupy, do czego to doszło... Były szybkie, a jak byliśmy daleko, to doskakiwały i tymi pazurami ciach, ciach.
Oczywiście były też wampiry – te zwykłe, ale niektóre były silniejsze. Były olbrzymie nietoperze, ale także i podwładni hrabiego – zwykli ludzie uzbrojeni w samopały, muszkiety i kosy. Tak, były też i duchy, zmory których żadna broń się nie ima.
I ciągle te małe pokraczne stwory. Były wszędzie – wyskakiwały z portali, czaiły się pod sufitem, byli pod podłogą, za każdym praktycznie rogiem. Zazwyczaj wystarczył jeden strzał z pistoletu, lub trzy z rewolweru, lecz ich ciągle był legion, cały zamek.
Nawet z potężną bronią czuło się ciarki na plecach przemierzając kolejne kondygnacje, a co dopiero mając do obrony jedynie jednostrzałowy pistolet...
Nie zapomnę też niezwykle ciężkich pojedynków z wyjątkowo silnymi monstrami.
***

-Czym walczyłem? Jedyną moją bronią na początku były pięści, lecz szybko znalazłem swoją szablę. Mogłem nią ciachać szybkim cięciem, lub przygotować się do niego. Miałem też krucyfiks którym święciłem wodę, oślepiałem piekielne bestie, przepędzałem duchy i rozjaśniałem choć na chwilę wszechobecny mrok.
Posiadałem kilkanaście kołków, które w razie czego mogłem używać jako pochodni, 5 strzałowy rewolwer (mogłem nim dać po łbie w nagłym wypadku), kilka jednostrzałowców, które co prawda trzeba było przeładowywać po każdym strzale, ale zamiast tego mogłem strzelić z kolejnego, nabitego, i tak samo działający muszkiet. Miałem również kielich z święconą wodą, która była niebywale skuteczna, ale szybko jej ubywało. Na szczęście mogłem każdy napotkany zbiornik poświęcić i wtedy jej nabrać. Na koniec miałem też karabin dziadka.
***

-Atmosfera w zamku była niezwykła. Tak, to chyba dobre słowo – wszędzie czaiło się niebezpieczeństwo i cały czas gonił nas czas. Nie wiem jak to nazwać, ale jestem pewny, że gdybym drugi raz tam poszedł, nie czekali by tam, gdzie czekali, wszystko było by gdzie indziej. Wszystko było by inne.
***

Wyjaśnienia pacjent James pełne są wątpliwych kwestii – uczył się szermierki, a był w stanie wyprowadzić jeden rodzaj cięcia, święcił wodę pomimo nie bycia księdzem, twierdził, że czasami przenikał przez ściany i lewitował, jednak pomimo tego uważam, że jest niegroźny dla otoczenia i kontakt z nim nie powinien być nieprzyjemny dla środowiska. W związku z tym, zarządzam jego wypuszczenie.
PS. Pacjent potrafi mówić po Polsku.
***

-Witaj. Zastałem Murnau? Daj mi go. Cześć Friedrich, ponoć szukasz inspiracji do swojego nowego filmu. Chyba mam coś dla ciebie...[/blok]


Autor: 26


Nasz serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na ich zapis lub wykorzystanie. Więcej informacji można znaleźć w Polityce prywatności.

ZAMKNIJ
Polityka prywatności