Fantastyczna rozrywka


[Humor, dowcipy, zabawne historyjki]


[III miejsce] Parodia :)

[blok]Całkiem niedawno i całkiem niedaleko żył sobie chłopiec, który nazywał się Diego. Nie miał imienia, ponieważ i tak wszyscy do niego zwracali się po nazwisku: stary pan Schmit, kowal Kwiatkowski, ładna piekarka Zasada, oraz inni. Pewnego dnia znudziły mu się zabawy w piaskownicy, podglądanie kąpiącej się piekarki, pisanie wierszy kawałkiem noża na deseczce podczas załatwiania potrzeb fizjologicznych oraz strzelanie z prowizorycznego łuku do wszystkiego co czarne i miauczy, więc ogłosił, że idzie pozwiedzać świat.
Kiedy to powiedział, cała wioska, po ustawieniu się w kolejce obdarowała go na drogę: dostał nowe, czyste ubranie, buty (może nie za najnowsze i bez znaku Adidas, lecz wygodne), kilka strzał do łuku z kamiennymi grotami, krzesiwo, śpiwór z supermarketu, jedzenie na dwa dni, zestaw do higieny osobistej, starą, zardzewiałą tarczę i rady:
-Nie śpij na gołej ziem.
-Dobrze babciu.
-Myj codziennie zęby.
-Dobrze mamusiu.
-Wycieraj rączki po załatwieniu się.
-Dobrze tatusiu.
-Nie baw się z orkami, demonami, smokami, szaleńcami pragnącymi zawładnąć światem.
-Dobrze wujku.
-Nie bierz słodyczy od obcych.
-Tak ciociu.
-I...
-I mam się modlić codziennie, pamiętam mamusiu. Mogę już iść?
Matka wykonała taki ruch, jakby nie chciała puścić syna, w końcu bał się pająków, ciemności, wilkołaków, wampirów, wody, a ponadto nigdy nie nocował pod gołym niebem, jednak wystarczyło jedno spojrzenie na resztę społeczeństwa- mieli łzy w oczach i to bynajmniej nie z żalu. Podczas swego krótkiego pobytu tutaj, Diego porysował nożem wszystkie drewniane miejsca, dając upus swym wewnętrznym przemyśleniom o sens bycia, założył ligę ochrony koni przed okrutnym traktowaniem ich przez ludzi, spalił dwie szopy udając, że jest magiem i umie czarować... Potok wspomnień został przerwany przez niecierpliwych wieśniaków żądnych ciszy i spokoju. Dla zachowania pozorów krzyczeli, że będą tęsknić, ale nikt nie popełnił karygodnego błędu i nie zawołał, iż zawsze może wrócić.
W końcu znikł za horyzontem. Jeszcze tego dnia urządzono ucztę z tej okazji.
Tymczasem Diego po czterogodzinnym marszu zmęczył się i postanowił odpocząć.
Zatrzymawszy się przy potężnie wyglądającym drzewie, wykrzyknął:
-Tu będzie mój obóz! Kreatury ciemności strzeżcie się, niepokonany Diego wyruszył żeby was zniszczyć- Chłopak mówił prawdę- był do tej pory niepokonany (ale raczej dlatego, że z nikim jeszcze nie walczył).
Przygoda młodego wieśniaka mogła zakończyć się bardzo szybko- przez nieuwagę zatrzymał się obok obozu orków, z którymi handlowała jego wioska. Kilku go zauważyło i podeszło bliżej.
-Czy to nie dzieciak z wioski nieopodal? Pewnie zabłądził, chodźmy go odprowadzić*- powiedział największy z nich. Jako, że znali tylko elficki, orkijski, krasnoludzki, angielski, niemiecki, francuski i zelandcki, biegły w polskim szaman poszedł z nimi. Gdy tylko Diego ich zobaczył, wziął broń, napiął strzałę i posłał łuk prosto w najochydniej (dla niego) wyglądającego orka. Miał szczęście- łuk trafił aż dwóch wrogów naraz (lecz żaden nie był tym, do którego celował). Szaman widząc, że dzieciak jest agresywny i ma jeszcze strzały w ręce, zawołał:
-Rzuciłem na siebie zaklęcie tarczy i nic mi nie zrobisz.- blef zadziałał, Diego odłożył strzały i sięgnął po tarczę. Zerg Łaskawy (bo tak miał pomysłodawca na imię), skoczył w kierunku naszego (?) bohatera (!?) celem pochwycenia go, lecz ten machnął w niego tarczą. Zerg uchylił się i pchnął chłopca.
-Auuu. Złamałeś mi żebro- zawołał Diego. Upadł na ziemię i zaczął się po niej tarzać jak w konwulsjach.
-Chłopcze, nic ci nie jest?*- zapytał się ork pochylając się nad nim.
-Ha, dałeś się nabrać!- zawołał Diego i wbił mu swój nożyk w gardło. Kiedy Zerg padł na ziemię usiłując chwycić powietrze, chłopak złapał jego miecz i machnął jak toporem. Głowa Zerga Łaskawego potoczyła się po ziemi, a jego oczy wpatrzone w niebo jakby mówiły „oto zapłat od ludzi za lata pokoju i czynienie dobra”. Diego tymczasem dopadł stojącego i patrzącego na to bestialskie morderstwo szmana i go zabił. Ot tak, po prostu, jak zabija się muchę, lub innego owada. Nie myśli się wtedy, że mają kochające i wierne żony, dzieci, starego, wymagającego opieki ojca...
Tymczasem chłopak nazywany Diegiem, bez rozterek moralnych zabił i okradł (nie bójmy nazywać rzeczy po imieniu) cztery niczemu nie winne orki, które nawet wycinając drzewa na opał, sadzili nowe żeby nie naruszyć ekosystemu, skazując ich dzieci na wychowywanie się bez ojców a żony na prostytucję, żeby były w stanie utrzymać rodzinę. Zabrał im wszystko, co był w stanie udźwignąć- niestety miecz był zbyt ciężki i nieporęczny, wiec go zostawił.
Przez następne trzy dni narzekał na „złamane” żebro. Żeby zapomnieć o bólu, przechodząc przez łąkę poniszczył kwiaty (zbierając bukiety), pociął korę drzew (pisząc „Dzisiaj, Jam stoję przed zieloną,/ Bramą lasu,”), zanieczyścił strumyk (kąpiąc się w nim). W końcu dotarł nad jezioro Jakieś**. Jego uwagę przykuły dziwnie poruszające się krzaki przy brzegu, a zaraz potem huk. Z krzaków, korzystając ze sprężystości łodyg, wyskoczył oddział dwócentymetrowych*** pająków.
Błyskawicznie ustawiły się w czterech szeregach i rozpoczęło się odliczanie.
-Raz.
-Dwa.
-Trzy.
-Cztery.
-Pięć.
-Sześć.
-Siedem.
-Osiem.
-Dziewięć.
-Dziesięć.
-Jedenaście.
-Dwanaście.
-Trzynaście.
-Czternaście.
-Piętnaście.
-Szesnaście.
-Siedemnaście.
-Osiemnaście.
-Dziewiętnaście.
-Dwadzieścia.
-Dwadzieścia jeden.
-Dwadzieścia dwa.
-Dwadzieścia trzy.
-Dwadzieścia cztery.
-Dwadzieścia pięć.
-Dobrze. Jest setka- zawołał pająk stojący przed nimi.- A teraz formacja linia. Jeden obok drugiego.
-Niee.
-Zwariowałeś?
-Jeszcze czego.
-Dajcie takiemu dowodzić.
-Dobra, żartowałem- odpowiedział „dowódca” unikając buntu. Wtem spostrzegł Diego. -Oddział na człowieka marsz!
Diego tak przestraszył się pająków (był arachnofobem), że zesztywniał ze strachu. Dopiero kiedy zaczęły go drapać swymi małymi, owłosionymi nóżkami i gryź, instynkt samozachowawczy zadziałał tak, nie niezupełnie tak jak powinien. Chłopak wskoczył do wody i zapominając, że „ma” złamane żebro i zaczął szybko machać rękoma. Kiedy poczuł się bezpiecznie, zawołał:
-Głupie pająki, nigdy mnie nie złapiecie!
-Oddział do pogoni za bezczelnym typkiem gotuj się!
-Bul bul bul.
-Co robisz kretynie?
-Przecież dowódca kazał się gotować, więc się gotuję.
-Kiedyś urwę ci wszystkie nogi, zobaczysz muszy móżdżku.
Stawonogi po kolei zaczęły wchodzić do wody i utworzyły formację galery****. Diego widząc co się dzieje, zaczął płynąć w kierunku zielonego punktu poruszającego się po wodzie. Był tak zajęty płynięciem, że nie zauważył, iż jest to statek, chociaż cały pokryty zielenią dla niepoznaki.
Po przewaleniu się przez burtę (która wziął za kamień), postanowił sprawdzić co się kryje w tajemniczej, czarnej dziurze. Lekko się zdziwił, czując pod palcami zamiast zimnej skały, szorstkie drewno, lecz usłyszał czyjś głos i ruszył w tamtą stronę. Na nieszczęście wpadł na Ali Babę i 40 rozbójników ***** . Zanim się zorientowali, że ktoś ich obserwuje, wieśniak wycofał się, zdjął dwa koła ratunkowe i założył je na swoje nogi. Dzięki temu mógł uciec przed pająkami, ponieważ biegł po wodzie. Kiedy dopadł brzegu, spostrzegł, że stawonogi już go nie gonią. Rozpalił ognisko żeby się wysuszyć Dla rozerwania się zaczął łapać szczury biegające dookoła niego. Po chwili zaczął zastanawiać się, skąd tu się one wzięły. Kiedy przeszedł kawałek brzegiem, zobaczył, że gryzonie nieudolnie próbują dostać się do wielkiej skrzyni ze znakiem USA i napisem prowiant. Kiedy ją otworzył, oczom jego ukazała się buteleczka z napisem „potrzyj mnie”. Kiedy wykonał tą czynność pojawił się dżin. Ubrany był w biała koszulę i czarne spodnie, w ręce trzymał kartkę papieru i jakieś narzędzie do pisania, które Diego pierwszy raz na oczy widział.
-Co sobie pan życzy?- zapytał Diega.
-Hmm zjadłbym kurczaka z frytkami.
-Kurczak z frytkami, doskonały wybór, a do picia proponuję...
-Może czerwone wino- wtrącił nieśmiało Diego.
-A ile chłopcze masz lat?- zapytał podejrzliwe dżin.
-Czypiędziesiąt- zaburczał Diego. W końcu zdecydował się na colę. Po uczcie rozłożył śpiworek i zasnął.
Po pięciu dniach wędrówki ubitą drogą i minięciu kilkunastu drogowskazów „Wioski Mirenn- 5 dni”, „Wioski Mirenn- 4 dni”, „Wioski Mirenn- 3 dni” i wielu podobnych dotarł w końcu do Wioski Mirenn. Było to niesamowicie wielkie miasto otoczone Bramą- myślącą konstrukcją otwierającą się kiedy tylko ona chciała.
Chłopak postanowił więc poczekać aż Brama zechce się otworzyć. Dla zabicia czasu wyjął kartki pożyczone od dżina, popatrzył w niebo i zaczął pisać:
-Każdy jest kimś, Ale być kimś, Wielkim, Sławnym, Takie łatwe, Nie jest. Zawsze trzeba, Do celu, dążyć, Aż wreszcie, Osiągniesz, szczyt.- popatrzył na to chwilę- Całkiem ładne- stwierdził po chwili.
Przez kolejne cztery dni siedział nad karami (nazwał je Dziennikiem) i doskonalił swój kunszt literacki. Uczył się tworzyć barwne metafory, niezrównane opisy, błyskotliwe dialogi, zgłębiał tajniki interpunkcji, jednym słowem doskonalił swój warsztat artystyczny, aż wreszcie osiągnął mistrzostwo w błyskotliwej narracji. Zawarł w swym dziele głębię na jaka tylko było go stać.
W końcu mając dosyć czekania podszedł do Bramy i zawołał:
-Ileż to można czekać!? Jeśli jutro nie otworzą wywarzam Bramę!
Nazajutrz Diego policzył do trzech i rzucił w kierunku Bramy. Ta rozważywszy co on może jej zrobić, a co ona mu, postanowiła się łaskawie otworzyć.
-Hej ludzie to orkowie znowu na handel przyszli- rozległo się wołanie nieświadomych mieszkańców. Na ten sygnał, z prostych chat powyskakiwali wojownicy i magowie (akurat w mieście trwał konkurs na najlepszego maga w całym powiecie) odziani w zbroje o wartości znacznie przekraczającej rudery w których mieszkali. Kiedy spostrzegli, że to tylko wieśniak, wrócili do swoich zajęć.
-Kim jesteś?- przed Diego stanął niski i gruby mężczyzna.
-Nazywam się Diego i wędruje bez celu po rozległych krainach Fallathanu- wyrecytował chłopiec.
-Fallathanu? Pomyliłeś światy chłopcze, ten tutaj nazywa się paradioworld.
-A ty kim jesteś?
-Nazywam się Burmistrz. Jerzy Burmistrz i jestem sołtysem tutejszego miasta.
-A czemu nie otwieraliście Bramy?
-A zapukałeś?
-Och, zapomniałem. Wiec ja już sobie proszę pana pójdę.
-Czekaj Diego, widzę, że bystry i dzielny z Ciebie chłopak, wszak próbowałeś wyważyć naszą Bramę, wiec mam dla ciebie pewną propozycję. Mianowicie chodzi o to, że niedaleko naszego miasta jest obóz orków i czy nie mógłbyś nam pomóc. Chodzi o to, że...
-Nie musisz mówić nic więcej. Podłe stworzenia dostaną za swoje- rzekłszy to poprawił łuk i wybiegł z miasta.
-... mamy masę towarów na sprzedaż i ktoś musi im o tym powiedzieć- dokończył Burmistrz.
Diego już tego nie słyszał...
CDNN
__________________________
*tłumaczenie z orkijskiego
** nazwa pochodzi od imienia jego odkrywcy, słynnego podróżnika Jakiesia [na jego cześć są także nazwane góry Jakieś Tam oraz morze Jakieś]
*** dwa razy większych niż normalne, potrafiące pływać pająki
**** „pająki ustawiają się w dwóch rzędach jeden na drugim z większością nóg w wodzie, dzięki czemu mogą płynąć tak szybko jak człowiek” [z książki „Obserwacje pająków”]
Przypisy autora
***** Oczywiście chodzi o potężnego maga i jego dżina[/blok]##edit_byender 2006-09-10 09:30:31##ed_end####edit_byender 2006-09-10 09:32:41##ed_end##


Autor: 26


Nasz serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na ich zapis lub wykorzystanie. Więcej informacji można znaleźć w Polityce prywatności.

ZAMKNIJ
Polityka prywatności