Fantastyczna rozrywka


[Humor, dowcipy, zabawne historyjki]


Jak to pod Minas Tirith naprawdę było...

[blok]Przed bitwą pod Minas Tirith spotykają się obie armie. Zadowoleni z tego,
że się wzajemnie odnaleźli urządzają imprezkę. W Mordorskim obozie
wszyscy nap*****leni, klina klinem popychają, sytuacja trwa kilka dni.
Pewnego poranka budzi się Wielki Mistrz, Sauron, i odbierając
podawaną mu flaszkę, pyta sługi:
- Co to my dzisiaj mamy?
- Dzisiaj ma być bitwa, Wielki Mistrzu...
- O k***a... - powiedział skacowany Mistrz przecierając twarz.
Gdy już po paru głębszych Mistrz zaczął kontaktować, doszedł do wniosku,
że zamiast wymordowywać się wzajemnie można by wystawić do walki po
jednym rycerzu z obu stron i wygra ta strona, której rycerz zwycięży.
Nie będzie musiało tylu ginąć. Jak pomyślał - tak zrobił.
Wysłali więc kolesia z dwoma mieczami (czy dwóch gości z jednym
mieczem?) z poselstwem do Gondorczyków. A tam... balanga na całego! Trzeba
znaleźć Aragorna! Po pewnym czasie odnaleźli go w końcu na*****ego w
stogu siana. Przystał na wszystko co mu powiedzieli...
Teraz trzeba wybrać odważnego do walki. Mordorczycy nie mieli z tym
większego problemu - wybrali oczywiście Władcę Nazguli -
najmężniejszego z mężnych. Był to rycerz z drewna nie strugany. 3,80
wzrostu, 2,40 w barach. Teraz trzeba znaleźć dla niego konia. Niestety,
jakiego by nie przyprowadzili, to albo się załamywał albo Nazgul
kolanami o ziemie szorował... Sytuacja beznadziejna. Na szczęście Wielki
Mistrz miał znajomości u Hannibala.
- Masz tu ode mnie tego słoniokonia - na pewno będzie dobry.
Rzeczywiście, teraz to Nazgul nawet stopami ziemi nie dotykał. Kolejny
problem to miecz: szukają i szukają, ale żaden nie jest dobry.
Największy miecz jaki znaleźli w całym Śródziemiu to Zygfryd w trzech
palcach trzymał! To przecież bez sensu! Poszli więc do kowala, aby wykuł
odpowiednie oręże. Kowal wykuł najpotężniejszy miecz jaki istniał -
siedmiometrowy! Nazgul zważył go w ręku, jak machnął, to za jednym
zamachem ściął 14 dębów!
-No, tym to mogę walczyć!
Pozostała jeszcze zbroja. Jakiej by nie znaleźli to albo za mała, albo
jakaś taka lekka... Ostatecznie stary znajomy kowal wykuł odpowiednią
zbroję dla Nazgula. Za****sta płytówka - pasowała jak ulał, zdobiona
złotem i nader wszystko wytrzymała. Nazgul był gotowy do walki.
Tymczasem w obozie Gondoru ten sam problem. Aragorn szuka ochotnika,
ale nikt się nie zgłasza. Król postanawia wziąć ich sposobem - polewa
dodatkową porcję miodu (wiele razy). Niestety, nawet totalnie na**bani
nie chcą walczyć. Aragorn poszedł do starego druha - Gandalfa.
Niestety, ten nie był skory do opuszczania domu.
- Ubrudzę się tylko, jeszcze może mi się coś stać... Daj mi spokój!
Kolejny był Legolas - ale ten również nie był chętny.
- Tu kobieta na mnie czeka, a ja się będę gdzieś po jakiś polach bitwy
chędożył? Nie ma mowy!
Następny Gimli - ale ten ma oczy wy***ane! BEZNADZIEJA! Załamany Król
wziął sznur i poszedł do lasu się powiesić. Idzie i nagle widzi: jakiś
kurdupel - metr dwadzieścia - konus taki, ubrany w marną skórzaną
kurteczkę, z zardzewiałą szabelką u pasa, opiera się o drzewo i napruty
jak worek... spawa. U Króla pojawiła się iskierka nadziei, takie małe
światełko w tunelu. Podchodzi i pyta, czy ten się zgodzi na walkę.
- No pewnie! - odpowiedział nap******ony totalnie głos. Nie był w stanie
powiedzieć nic więcej.
Teraz trzeba go wyposażyć. I tu problem. Jakiego konia by nie znaleźli,
to dla małego Hobbita olbrzym. Nie utrzymałby go nawet. Olali sprawę.
Teraz miecz. Niestety, nawet najmniejszego nie był w stanie unieść.
Wyluzowali. Jeszcze zbroja. Ale jakiej by nie przynieśli, to dla naszego
bohatera jak dom wielka - popijawy by mógł w środku urządzać. Dali se
siana. Zostawili mu tylko to co miał - cienką skórę i przerdzewiałą
szabelkę. Na koniec poprosili tylko o jedno:
- Po wszystkim możesz robić co chcesz, ale w dzień bitwy, na Boga,
przyjdź trzeźwy!
Słonce wzeszło, obie armie stoją naprzeciwko siebie. Z szeregu
Mordorskiego wyłania się wspaniały rycerz. Ale gdzie Hobbit???... Szukają
go i szukają. W końcu znaleźli - oczywiście nap*****lony jak dzwonek.
Mimo to tanio skóry nie sprzedamy. Cucą go i wypychają.
Na ugiętych nogach, zataczając się wychodzi na pole bitwy. Naprzeciw
niemu wielki Władca Nazguli w błyszczącej złotem zbroi, z wyk*****tym
mieczem, na potężnym słoniokoniu. Spina wierzchowca i rusza do ataku.
Pędzi z ogromną prędkością, ziemia drży pod kopytami słoniokonia,
słońce błyszczy na złotej piersi z wielkim Okiem.
Aragorn wytrzeźwiał natychmiast i pojął co zrobił. "Ja pier***ę!
Przecież on zaraz zmiażdży naszego i wpadnie w nas - rozniesie nas w
puch. Jesteśmy już martwi!" - pomyślał zasłaniając twarz.
- W NOGI, k***a, W NOGI!!! - krzyczy Król i wszyscy spierdalają gdzie
popadnie.
Władca Nazugli na swym słoniokoniu wpada na kurdupla Hobbita - huk,
trzask, uniósł się tylko kurz i dym...
Sauron podjeżdża na miejsce potyczki, aby pogratulować swojemu
zwycięstwa. Kurz opada, a tu straszny widok: słoniokoń leży z obciętymi
nogami, parenaście metrów dalej Nazgul (całe piszczele ma pokrwawione),
a Hobbit stoi niewzruszony opierając się o szablę i mówi:
- Gdyby nie było "W NOGI", to bym cię k***a zajebał..."
[/blok]


Autor: 59


Nasz serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na ich zapis lub wykorzystanie. Więcej informacji można znaleźć w Polityce prywatności.

ZAMKNIJ
Polityka prywatności