Fantastyczna rozrywka


[Humor, dowcipy, zabawne historyjki]


Mumia

[blok]Otworzyłem oczy, a przynajmniej to, co z nich zostało. Byłem głodny. Poczułem coś pod resztkami mych paznokci, zbliżyłem do ust. Po chwili stwierdziłem, że nie mam dolnej szczęki. Ale za późno, bo już zjadłem. Zdolny robaczek, poradzi sobie, pomyślałem.
Wątłymi piszczelami podniosłem wieko sarkofagu. Szło mi niesporo, bo żem schudł. Wypełzłem na zewnątrz, wtedy zorientowałem się, że jedna z moich nóg została w sarkofagu. Troskliwie podwiązałem ją bandażem.
Niestety ciężkie wieko przytrzasnęło ciągnący się za mną bandaż. Rymsnąłem na ziemię niczym długi, jednocześnie pożegnałem się z małym palcem prawej dłoni. Po raz ostatni widziałem go, jak toczył się w kierunku wyjścia.
Kiedy wygrzebywałem oko ukryte w piasku, dziabło mnie coś boleśnie. Wyciągnąłem niedużego skorpionka i posiliłem się.
Piasek przesypał się w klepsydrze zanim zdołałem postawić się do pionu. Stwierdziłem, że moja kość ogonowa leży w znacznym oddaleniu. Popiskiwałem z cicha jak skrzywdzone szczenię. I wtedy dostrzegłem majaczący kształt na suficie. To był pająk. Wciągnąłem go końcem bandaża i zjadłem. Nadal byłem głodny.
Wyczułem lekko uchwytny zapach świeżo skoszonej trawy, ziół i kwiatów. Wtedy zorientowałem się, że nie mam przecież nosa! Człapałem zaciągając lewą nogą, a bandaż pomykał za mną niczym królik. Pomrukiwałem sobie z ukontentowaniem. Z mych niepełnych warg wydobywały się charkoty i skrzeki.
Kiedy byłem już blisko wyjścia i widziałem dobiegające stamtąd światło, coś wylazło mi na widok. Wcisnąłem mocniej prawą gałkę oczną i przekręciłem aż chrupnęło, żeby móc lepiej widzieć.
Ujrzałem cienkie nóżki, blade kolanka, które ścisnęły się spazmatycznie i cherlawe rączki zaciśnięte w piąstki. Lewą ręką podniosłem głowę z tendencji spadkowej i spojrzałem w wielkie świetliste oczy.
Aaar – powiedziałem.
Uuuuu – pisnęło w odpowiedzi cieniutkim głosikiem to coś.
Pomyślałem, że dobrze by było to zjeść. Podniosłem zęby zwisające ze strzępka bandaża i przytwierdziłem w sposób widoczny. Do przełyku wpadło mi kilka zębów, co było wielką stratą, bo jak pomyślałem, będę przeżuwał mniej efektywnie.
Cieniutkie nóżki postąpiły naprzód. Światło padło na pucołowate licka, w uśmiechu ukazały się wystające białe ząbki. Niedobrze, przemknęło mi przez wypatroszoną czaszkę. Trzeba się zabrać do działania, bo zrobi się obiad ze śniadania, górna warga rozciągnęła mi się w imitacji uśmiechu.
Spiczaste uszka zastrzygły czujnie, a ruchliwy nosek zaczął węszyć. Pomyślałem, czy przed mumifikacją mnie umyli. Widocznie tak, bo delikatny kinolek nawet się nie zmarszczył. Wątłe łapiątka wcisnęły się w podołek czerwonego kaftanika.
Kto to? – spytałem ponuro.
Ja – odpisnęło w odpowiedzi.
I to by było na tyle, jeśli chodzi o nawiązanie konwersacji. Ale pomimo to, zaryzykowałem kolejne zdanie.
Zjem cię – zacharkotałem. Z malutkich ustek dobiegło cichutkie mamrotanie:
Ludożerka chce cukierka. Ludożerka chce cukierka.
Kiego grzyba?!, pomyślałem zdumiony do cna.
Stworzonko wyciągnęło ku mnie swe chudziutkie łapki, uzbrojone w spiczaste pazurki, pomalowane wściekłym różem. O kurwa!, pomyślałem. Co to znowu za potwór?! Jasne włoski opadały w strączkach na rumiana twarzyczkę.
Tatuś? – pisnęło niepewnie. Stanęło niczym paralityk, badylkowate nóżki odziane w zielone rajtuzki, zadrżały.
I wówczas dotarło do mnie: Jestem Aragorn, syn Arathorna! I mam misję do wykonania. Tylko jaką?
Pamiętałbym, gdyby nie to, że wyciągnęli mi mózg. To coś, mieniące się mym półelfim potomkiem kiwało się to w przód to w tył. Ewidentnie miało chorobę sierocą. Jak mogłem spłodzić coś takiego?, pomyślałem strapiony.
To wina mojej felernej żony, która była ni pies ni wydra. Tak jak to małe, co stało przede mną!
Chciałem zasłonić twarz dłońmi, ale gwałtowny ruch sprawił, że porwał je wiatr pustynny.
Aaaar! – ryknąłem ostatkiem płuc. Za sobą usłyszałem szuranie.
Tak, kochanie? – powiedziało potworne trupiszcze będące moją żoną.
Zabierz to – wycharchałem bezsilnie, gdyż wielkie oczyska wlepiały się we mnie z prośbą.
Chodź, mój skarbie. Tata nigdy cię nie przytuli, bo nie był odporny na trąd.
Buuuu – rozdziawiło się moje dziecię.
Przyjrzałem mu się uważnie. Pomacałem chude ramionko. A co tam, pomyślałem. Trąd nie trąd, ja jestem głodny.[/blok]


Autor: 2011


Nasz serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na ich zapis lub wykorzystanie. Więcej informacji można znaleźć w Polityce prywatności.

ZAMKNIJ
Polityka prywatności