Fantastyczna rozrywka


[Humor, dowcipy, zabawne historyjki]


Karmazynowy Cyborg, czyli Czerwony Kapturek

[blok]** Podziękowania dla Sclavii, która mi to podesłała po otrzymaniu - autorka pracy liczyła na zamieszczenie tego w dziale Legend i Baśni :D /Ender **

Wiele, wiele lat po tym, jak prezydentem USA został syn Bill’a Gates’a, który nawiasem mówiąc wyposażył armię amerykańską w specjalne roboty, pewien cyborg z serii produkcyjnej L-35 maszerował po terenach zniszczonych przez stulecia ludzkich wojen.
Czerwony lakier pokrywający jego pancerz odbijał nieosłonięte warstwą ozonu promienie słońca.
Baza Macierzysta wysłała go wraz ze specjalnym oprogramowaniem do Centrali, gdyż poważnym uszkodzeniom uległ tamtejszy komputer sterujący o nazwie BABCIA. Zanim jednak wyruszył, otrzymał specjalny raport, aby podczas podróży przestrzegał wszystkich wymaganych wytycznych, ponieważ na tym terenie grasuje strzelec wyborowy L-666 z serii WILK
Karmazynowy Cyborg, nazywany tak ze względu na kolor pancerza wykonanego z nierdzewnej stali, za zdziwieniem zauważył tuman kurzu zbliżający się w jego stronę. Pomimo iż według pouczeń powinien czym prędzej się gdzieś ukryć, nie ruszył się z miejsca. Ciekawość zwyciężyła ostrożność.
W miarę jak tuman zbliżał się w jego stronę, udało się Cyborgowi dostrzec wygląd robota, który go wzniecał. Był to kolejny posłaniec z serii L-35. Maszyna wydała z siebie zgrzyt, który miał być jękiem ulgi. ,,Oby wszystkie śrubki były na swoim miejscu, Wielka Matryco, dzięki Ci, że to nie WILK” pomyślał uspokojony.
- Dokąd zmierzasz, Cyborgu?- zapytał nowoprzybyły.
- Do Centrali, BABCIA jest uszkodzona- odparł Karmazynowy Cyborg.
- Och, przypomniałeś mi o czymś ważnym. Bywaj, L-35- rzekł robot i uśmiechając się dziwnie, popędził przed siebie, wzniecając nowy „obłok” kurzu.
Karmazynowy Cyborg wzruszył ramionami na tak nieuprzejme pożegnanie i ruszył w dalszą podróż. Nie widział, jak robot, z którym przed chwilą rozmawiał użył turbo- dopalacza (a żaden z L-35 nie posiadał czegoś takiego) i w kilka sekund znalazł się przed stalowym klocem będącym Centralą. WILK (był to bowiem ów wyborowy strzelec, przed którym ostrzegano Karmazynowego Cyborga), używając kodu wysondowanego podczas rozmowy z Cyborgiem, otworzył ogromne odrzwia i znalazł się w wypełnionym stukotem i łoskotem wnętrzu. Pierwszemu napotkanemu robotowi powiedział, że przybył z oprogramowaniem do BABCI. Tamten wyraźnie się uradował i czym prędzej zaprowadził go do wnętrza wypełnionego kablami, dyskami twardymi i metalowymi, świecącymi płytkami. Wtedy to L-666 przemienił się w strzelca (jego głowa przybrała postać wilczego pyska, a ręce zamieniły się w plujące pociskami karabiny.
Niczego nieświadomy Karmazynowy Cyborg jakąś godzinę później wprowadził kod dostępu i drzwi stanęły przed nim otworem. Jakże się zdziwił, kiedy zamiast znanego hałasu na jego powitanie odpowiedziała martwa cisza.
Nieprzyjemnie zaskoczony i lekko przestraszony wszedł do pomieszczenia, w którym znajdowała się BABCIA. Na znajdującym się tam stole wyłożył oprogramowanie. Pomyślał, iż ta cisza to może być skutek awarii głównego komputera, tak więc, nie potkawszy nikogo, postanowił go naprawić. Podłączył do BABCI odpowiednie sprzęty, zajął się instalacją oprogramowania. W pewnym momencie krzyknął:
- BABCIU! Dlaczego Twój poziom energii tak spadł?!- na ekranie pojawił się zielony napis- SKUTEK AWARII.
Po chwili znów zawołał: - BABCIU! Co się stało z Twoją kartą pamięci?1- znów ukazał się napis na ekranie: SKUTEK AWARII.
Milczał przez jakiś czas, coraz bardziej przestraszony. W końcu nie wytrzymał:
- Ależ BABCIU! Dlaczego odrzucasz oprogramowanie, które ma Ci pomóc?!- zamiast spodziewanej informacji o awarii, odpowiedział mu metaliczny głos dochodzący tuż zza jego pleców.
- Ponieważ cała Centrala łącznie z BABCIĄ należy do mnie.
Karmazynowy Cyborg odwrócił się akurat, by zobaczyć na własne oczy WILKA, który puścił w jego stronę salwę pocisków. Robot, padając na zimną posadzkę, przez przypadek wcisnął przycisk z podpisem ,,We need help”.
Strzelec Wyborowy roześmiał się głucho. Dopiął swego. Szczęśliwy, a zarazem zmęczony zwycięstwem przysiadł w fotelu i zapadł w letarg, czerpiąc energię od BABCI.
Tymczasem Baza Macierzysta odebrała sygnał i wysłała swoich Strażników z serii CHUCH NORRIS, którzy zastawszy pogrążonego w letargu WLIKA, po prostu „zmasakrowali” go. Niedługo potem wezwano do Centrali Mechaników Inżynierów. Oni zaś naprawili wszystkie roboty, które uległy uszkodzeniom.
I wszyscy żyli długo i szczęśliwie. A ja tam byłem (niestety nie miód i mleko), ale płynne żelazo piłem.

THE END [/blok]


Autor: 1969


Nasz serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na ich zapis lub wykorzystanie. Więcej informacji można znaleźć w Polityce prywatności.

ZAMKNIJ
Polityka prywatności