Fantastyczna rozrywka


[Filmy]


Życie, którego nie było

[blok]Reklama jest dźwignią handlu – ileż prawdy w tym zdaniu. Wejdźmy sobie przykładowo na internetową stronę wypożyczalni „Beverly Hills”. Tuż po wejściu zostajemy zasypani gradem kolorowych screenów ukazujących okładki nowych filmów. W oczy rzucają się krzykliwe opisy, które w nader wyszukany sposób rozwodzą się nad reklamowanymi dziełami – no cóż, reklama dźwignią handlu. Ja jednak skusiłbym się o stwierdzenie: Reklama haczykiem handlu. Haczykiem na który ostatnio dałem się złapać. Informacje dotyczące fabuły filmu który zamierzałem pożyczyć były obiecujące, znaczek „HIT” jest co prawda nieco nadużywany, ale zawsze o czymś świadczy. Pożyczyłem film, a po projekcji.... po projekcji doszedłem do kilku wniosków, z których jeden dotyczył niezwykle popularnego wśród filmowców motywu, mianowicie powielania pewnego znanego i lubianego serialu.
Ale może zacznę od początku, bo zapewne zdążyliście się zamotać. Jeżeli wasza odpowiedź brzmi: tak, to obejrzyjcie sobie „Życie, którego nie było”. Zapewniam iż podczas projekcji filmu nic takiego wam nie grozi. Wspomniany film został wyprodukowany w roku 2004.
Reżyserem tego niewątpliwie schematycznego obrazu jest Joseph Ruben. Scenariusz do filmu popełnił Gerald Di Pego. Co do obsady aktorskiej, to zagrać się zgodziła Julianne Moore, partnerował jej Christopher Kovaleski.
Początkowo fabuła filmu prezentuje się ciekawie{ pamiętajcie: Reklama haczykiem handlu}. Doświadczona przez los Telly, której syn zginął podczas niefortunnego lotu samolotem pasażerskim, stara się uporać z życiem. Pewnego dnia staje się jednak coś nieoczekiwanego – w przeciągu dnia znikają wszystkie pamiątki{ zdjęcia, kasety} jakie miała po synu. Na dokładkę kobiecina dowiaduje się od męża, iż ich syn tak naprawdę nigdy nie istniał, lecz jest wytworem choroby psychicznej. Żeby było dramatyczniej historyjkę mężulka zdaje się potwierdzać całe otoczenie w jakim Telly dotychczas się obracała. Mimo niesprzyjających warunków bohaterka mimo wszystko pozostaje niewzruszona w swoim przeświadczeniu. Niewzruszona w tym stopniu, iż zaczyna poszukiwać dowodów. Dowodów jak wiadomo „teorii spisku”.
Film jak już mówiłem jest sztampowy i schematyczny. Oglądająca ze mną mama po 20 minutach filmu rzuciła hasło wyjaśniające całą fabułę, które sprawdziło się co do joty. A pomyśleć, że wymyślałem jak najbardziej zakręcone scenariusze, podczas gdy prawda cały czas była gdzieś tam.
Porozmawialiśmy o fabule, porozmawiajmy o grze aktorskiej. Otóż jest ona kiepska, lecz przypisywałbym to raczej scenariuszowi, który zmusza bohaterów do prowadzenia ciągłych dialogów, przepełnionych pytaniami typu: Gdzie są nasze dzieci? Jak mogłem zapomnieć o córeczce?. Może i z początku wydają się one uzasadnione, lecz później zaczynają męczyć.
Co do efektów specjalnych to są mało efektowne i ubogie. Pamiętajmy jednak, że w zamierzeniu twórców film nie miał być widowiskowym science fiction, lecz thrillerem, którego największą zaletą jest tajemniczość. Zabieg ów się nie udał, ilość tajemniczości w „Życiu, którego nie było” jest proporcjonalna do ilości trzeźwych kierowców na polskich drogach.
Film skupia się głównie na ucieczkach przed nieudolnymi agentami pewnej rządowej organizacji, biadoleniu nad swoim nieszczęsnym losem, oraz poszukiwaniu dowodów.Jest on naprawdę przeciętny i mało odkrywczy. Zagadka wyjaśnia się po jakichś 30 minutach, a później jest już nudno i rozczulająco. Postaci występujących w filmie jest niewiele, akcja się dłuży, a najgorsze jest dołujące uczucie pustki w kieszeni. Pustki po 10 złotych, które wydarto ci w niecny i chytry sposób.
[/blok]


Autor: 150


Nasz serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na ich zapis lub wykorzystanie. Więcej informacji można znaleźć w Polityce prywatności.

ZAMKNIJ
Polityka prywatności