Fantastyczna rozrywka


[Filmy]


Piraci z Karaibów - Klątwa Czarnej Perły

[blok] Gore Verbinski, reżyser takich filmów jak „Mexican” i „The Ring”, któregoś dnia wszedł do biura, w którym gawędzili autorzy scenariusza „Shreka” – Ted Elliott i Terry Rossio – i rzucił im temat na nową przygodą mającą na celu uczczenie pamięci Kapitana Hook’a i stworzenie bajki godnej nazwiska Disney’a. Dał im wolną rękę, co najwidoczniej „chłopcy” wykorzystali pisząc, ośmielę się powiedzieć, najlepszą historię spod znaku czaszki i skrzyżowanych piszczeli (można też powiedzieć płaszcza i szpady bo i tegoż kina elementy są widoczne w filmie). I tak oto powstała bajka o „Piratach z Karaibów”.
W przygodę wprowadza nas młodziutka córka gubernatora - Elizabeth Swan, która płynąc z Angli do Port Royal poznaje wyłowionego przez załogę „jej statku” Williama Turnera – chłopca, mającego przy sobie złoty medalion, który na myśl przywodzi tylko jedno – pirat. Panna Swan wyrasta na piękną kobietę (jak lustrzane odbicie Keiry Knightley), Will natomiast staje się dojrzałym, przystojnym mężczyzną (uderzająco podobnym do Orlando Blooma), warto dodać bardzo sprawiedliwym i dobrodusznym kowalem. Oczywiście tych dwoje pała do siebie niewypowiedzianym uczuciem, i pewnie wciąż by tylko na siebie zerkali gdyby nie najsłynniejszy morski zawadiaka Kapitan Jack Sparrow (a ten to wcale nie jest podobny… to Johnny Depp). Oczywiście, gdzie Sparrow tam kłopoty, ten facet przyciąga je jak magnes. No i pierwsza oznaka problemów (przygody?) to niefortunny (a jakże… hehe) upadek Panny Swan, a wraz z nim ciche wezwanie przeklętych piratów.
Jack był kapitanem Czarnej Perły – jedynego na Karaibach statku o czarnych jak noc żaglach, lecz jego pierwszy oficer Barbossa (niezawodny Geoffrey Rush) wywołał bunt i pozbył się Sparrowa zostawiając go na bezludnej wysepce. Sam odnalazł przeklęte przez Azteków złoto Corteza, które zmieniło załogę w żywe trupy, a ich prawdziwe oblicze ukazywać mogło tylko światło księżyca. By zdjąć klątwę piraci muszą zebrać wszystkie złote monety i zapłacić za przelaną krew.
Gdy po „wezwaniu” załoga Czarnej Perły pojawia się w Port Royal, sieje spustoszenie i porywa Elizabeth. Will by ratować ukochaną łączy siły z cwaniackim, jakże irytującym, a zarazem poczciwym i kochanym Jackiem i obaj wciągają widza we wspaniałą przygodę, która szybko się nie nudzi.
Co można powiedzieć o „Piratach”? Prawdziwa perełka. Nuta fantastyki, niewielka dawka grozy dla najmłodszych i mnóstwo humoru w najlepszej „pływającej” przygodzie kina. Nieprzesadzone i jednocześnie interesujące efekty cieszą oko, a muzyka jest swoistym balsamem dla ucha lubiącego przygody. Autorem owego balsamu jest Hans Zimmer – chyba każdy szanujący się kinomaniak zna to nazwisko. Nieco uderzającą (i chyba jedyną dostrzegalną) wadą filmu jest fakt jego długości, ale przymrużmy na to oko (a raczej zasłońmy je czarną przepaską). Oczywiście nie muzyka, nie efekty i nie fabuła wybija się na pierwszy plan, ale aktorstwo. Co prawda nie wszyscy stworzyli cudowne kreacje, ale widać wysiłek i chęci włożone w odtwarzane postacie. Warto dodać, że w filmie jest wiele nieukrywanych zapożyczeń. I tak zaczynając od moim zdaniem kiepskawego popisu Blooma jako odmłodzonego Errola Flynna, poprzez trochę mniej kiepską (są siebie warci) Knightley jako cholernie cnotliwą i niby szlachetną podobiznę Geeny Davis z „Wyspy Piratów” i kończąc na wspaniałym, zawsze bezbłędnym Rushu, który pilnie przestudiował rolę czarnego charakteru Orsona Wellsa z „Wyspy Skarbów”. Jedynym oryginalnym i niepowtarzalnym skarbem w tym filmie jest nieoceniony Johnny Depp, który mimo konkurencji tworzonej przez Blooma (jak dla mnie to żadna konkurencja ale niektóre cnotki się wahają) wiecznie umorusanego ciałka, promilowego oddechu i złotych zębów porywa serca kobiet (tak, tak moje też choć nie aktor, a postać). Mówcie co chcecie ale ten facet ma talent, nie grał Sparrowa każdym słowem, czy gestem, on nas po prostu przekonał, że nim jest, stworzył nową postać osławionego pirata i by zdobyć sobie wielbicieli nie potrzebował przepaski, drewnianej nogi czy haka. Fakt, ozdobniki miał, fikuśna bródka, fantazyjne dredy przetykane kolorowymi paciorkami i czerwona chusta, ale jednak nie one sprawiają, że Jack zagnieździł się w naszej pamięci. Zapewne wiecie, że Johnny unika komercji, więc co robił na planie tegoż filmu? Jak sam twierdzi zgodził się zagrać w „Piratach” tylko ze względu na swoje dzieci, które stale pytały się kiedy będą mogły obejrzeć jakiś film z tatusiem (bądź co bądź ale Depp do czasu „Piratów” nie posiadał w swym dorobku filmu którym mógłby się dzieciom pochwalić). Warto dodać, że odgrywając Jacka, Depp inspirował się osobą gitarzysty Rolling Stones.
Premiera pierwszej części odbyła się w Disneylandzie, gdzie jest prawdziwa atrakcja "Pirates of the Caribbean", która była poniekąd inspiracją. Trwają prace nad drugą i trzecią częścią „Piratów z Karaibów”. Światowa premiera drugiej części przewidziana jest na lipiec 2006, a trzeciej pół roku później. Będzie to zakończenie przygód naszych bohaterów.
No cóż, mogłabym długo rozprawiać o tym, jakże widowiskowym i świetnym filmie ale nie chcę nikogo zanudzać sprawami technicznymi, których naprawdę jest dużo, ale kto by się przejmował błędami, kiedy można cieszyć zmysły taką przygodą. Komu polecam ten obraz? Z całą pewnością wszystkim! To naprawdę wyśmienita zabawa, która nawet wybrednych zadowoli w pewnych momentach, choć owi „wybredni” się do tego nie przyznają. Z czystym sumieniem oddaję w wasze łapki ster, rozwijam czarne żagle i spoglądam na horyzont nucąc cichutko:
„Pijcie kamraci joo-hoo…”

[/blok]


Autor: 139


Nasz serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na ich zapis lub wykorzystanie. Więcej informacji można znaleźć w Polityce prywatności.

ZAMKNIJ
Polityka prywatności