Fantastyczna rozrywka


[Filmy]


Gwiezdne Wojny: Powrót Jedi

[blok]Zmierzenie się z legendą „Gwiezdnych wojen” nie jest łatwą sprawą. Myślę, że każdy z nas ma wyrobione zdanie na ich temat, związane z nimi wspomnienia. Niewątpliwie jest to film magiczny. Musi taki być, skoro, mimo że od nakręcenia pierwszej części minęło prawie 30 lat (tak, to nie żart!)film nadal przyciąga przed telewizory rzesze młodszych i starszych fanów. Wydaje mi się, że właśnie najszybciej dewaluującymi się filmami są właśnie filmy science-fiction. Bo przecież to, co było fikcją naukową w latach 70 obecnie jest na porządku dziennym. Ale „Gwiezdne wojny” to nie tylko science-fiction. Są one raczej umiejętną fuzją fantasy z fikcją naukową. Mamy tu przecież i swoistą magię (no, bo przecież tym jest tajemnicza Moc) i rycerzy, którzy, mimo iż używają mieczy laserowych tez mają pewien kodeks postępowania i walczą ze współczesnymi sobie smokami. No, ale po kolei...
Epizod 6 rozpoczyna się na planecie Tatooine. Jest to rodzinna planeta Luke’a Skywalkera. Dwa roboty, komiczna para, R2D2 i C3PO podążają do siedziby Jabby de Hutta. Ich pojawienie się tam jest elementem większego planu, który ma na celu uwolnienie z rąk ropuchowatego mafioso, Hana Solo. Na „dworze” Jabby przebywa także Lando Calrissian i księżniczka Leia Organa, która jednak szybko została zdemaskowana i została maskotką Jabby. Oczywiście rozmrożony z karbonitu( karbonatu, zależy od tłumaczenia) nie może się obyć od nieodłącznego porykującego kumpla, czyli Chewbacci. Także i sam Luke Skywalker przybywa na Tatooine, aby pomóc przyjacielowi w opałach. Gdy wydaje się, że misja zakończy się porażką, Luke używszy swych nadprzyrodzonych umiejętności rycerza Jedi przeważa szalę zwycięstwa na korzyść ekipy Rebelii. Zgodna współpraca doprowadza do sukcesu. Po opuszczeniu Tatooine przyjaciele rozstają się.
Luke leci na Dagobah odwiedzić ostatniego pozostałego przy życiu oprócz niego rycerza Jedi ( nie licząc przedstawicieli Ciemnej Strony Mocy, oczywiście) - mistrza Yodę. Chce odbyć niezbędne nauki, które mają uczynić go silnym i gotowym do starcia z Darthem Vaderem. Mistrz potwierdza wiadomości na temat pochodzenia młodego Skywalker’a, które wyjawił mu Vader. Ale Luke dowiaduje się także, że nie jest jedynym przedstawicielem rodziny Skywalker, że ma rodzeństwo. Niestety Yoda wkrótce umiera.
Po opuszczeniu Tatooine przyjaciele Luke’a udali się do bazy Rebelii. Tam okazało się, iż szykuje się ostateczna potyczka z siłami Imperium. Polegała ona na zniszczeniu nowej broni, budowanej przez Imperium, drugiej Gwiazdy Śmierci. Oczywiście udział w tym ryzykownym przedsięwzięciu zadeklarowali i Luke (który po śmierci Yody dołączył do przyjaciół) i Leia i Han ze swym włochatym „alter ego”.
Nie będę zanudzać przebiegiem wydarzeń tych, którzy trylogię znają, a tym, którzy nie znają radzę, czym prędzej pognać do wypożyczalni i zafundować sobie seans (polecam najnowszą edycję DVD).
Często zastanawiałam się, co jest takiego w tym filmie, co spowodowało, że po raz pierwszy zauroczył mnie, gdy miałam lat 5 i od tego czasu nieodmiennie, za każdym razem, gdy go oglądam jestem tak samo zafascynowana. Czy to może powrót do średniowiecznego ideału rycerza, silnego i prawego, walczącego o dobro? Czy może niezwykłość wszechobecnej Mocy, rządzącej całym światem, nadającej rycerzom Jedi umiejętności i siłę? A może jasny podział na stronę Dobra i Zła, które się wzajemnie zwalczają? Może wszystko na raz, i jeszcze to „coś”. Myślę, że każdy z nas ma na to własną odpowiedź.
Oczywiście, George Lucas, pomysłodawca całej historii nie ustrzegł się drobnych niekonsekwencji i pewnej dawki naiwności, ale nie odbierają one filmowi uroku. Na przykład do dziś mnie śmieszy różnorodność i wymyślność fryzur księżniczki Lei( na Endorze to chyba miała osobistego fryzjera z karbownicą a może Ewoki jej pokręciły włosy?).
„Gwiezdne wojny” dla pewnych aktorów były trampoliną a dla innych obciążeniem. Filmowy Han Solo, czyli Harrison Ford właśnie od występu w Gwiezdnej trylogii rozpoczął swą światową karierę. Natomiast Mark Hamill( Luke Skywalker) czy Carrie Fisher (Leia Organa) po zakończeniu przygody z Sagą Lucasa zdziałali niewiele jako aktorzy.
Osobiście uważam, że nie można zapomnieć o wkładzie w film Jamesa Earla Jonesa. Jest to znany ciemnoskóry aktor, który podkładał głos Dartha Vadera. To jemu jeden z najczarniejszych charakterów fantastyki zawdzięcza słynne „sapanie” i głęboki tembr głosu.
Do dziś zadziwia skala efektów specjalnych, niespotykana jak na tamte lata. Nawet dziś po pewnym „podrasowaniu” wyglądają one zupełnie przyzwoicie ( hehe jak się ma do tego gumowe smoczątko czy ramiona ghula z rury od odkurzacza, z Sami-wiecie-jakiego-filmu).
Warta zauważenia jest także muzyka Johna Williamsa, hollywoodzkiego rutyniarza. Jego „Marsz imperialny” czy główny temat z „Gwiezdnych wojen” rozpoznają prawie wszyscy. Na pewno wielu z was miało lub ma je jako dzwonki na swych komórkach.
Prawie każdy chłopiec (i wiele dziewczynek) marzyło o posiadaniu osobistego miecza świetlnego( ech, gdy zobaczyłam ile kosztuje na oficjalnej stronie gadżetów „Star Wars” to mi aż kapcie spadły) czy pomykaniu sobie przez przestworza X-wingiem czy Sokołem Millennium.
Gwiezdne wojny stały się motorem ogromnej maszyny komercyjnej, produkującej gadżety z filmu, gry komputerowe, wydającej książki i komiksy. To za ich przyczyną powstała firma „Industrial Light and Magic”, jeden z najpoważniejszych na hollywoodzkim rynku twórca efektów specjalnych.
„Powrót Jedi” to w moim mniemaniu najlepszy z trzech epizodów. Jest najobfitszy w wydarzenia, wiele z nich to przełomy w życiu głównych bohaterów. W zamierzeniu miał być to także najmroczniejszy ze wszystkich 3 części Starej Sagi, ale czy do „Gwiezdnych wojen” w ogóle pasuje słowo mroczne? Jakoś nie wydaje mi się.
Musze przyznać, że stopień zaawansowania rozwiązań wątków zawsze był dla mnie nie satysfakcjonujący. Ale to pewnie typowo „kobiecy” punkt widzenia (taaak, no dobra przyznam się, oczekiwałam na ślub Lei i Hana i na brak ślubu Luke’a, bo mój ci on jest;-) ). Miałam nadzieję, że Lucas weźmie się za dokręcenie dalszych części, ale teraz, gdy aktorzy grający głównych bohaterów mają po 50 lat nie wydaje mi się to dobrym pomysłem.
Reasumując, mimo upływu czasu „Gwiezdne wojny” nic nie tracą ze swej magii. Można je oglądać, oglądać i oglądać. Polecam je...każdemu, totalnie każdemu, kto jeszcze ich nie oglądał(a są tacy??? Ooo patrzcie tam jeden taki jest!!!! ).
[/blok]


Autor: 75


Nasz serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na ich zapis lub wykorzystanie. Więcej informacji można znaleźć w Polityce prywatności.

ZAMKNIJ
Polityka prywatności