Fantastyczna rozrywka


[Filmy]


Misja na Marsa

[blok]Niniejszym chciałbym przybliżyć nieco film „Misja na Marsa” (oryg.: Mission to Mars) z 2000 roku. Reżyseria: Brian De Palma – prezentować nie trzeba. Scenariusz: Jim i John Thomas (znani chociażby z klasyki SF czyli „Predatora” i „Predatora 2”) oraz Graham Yost. Scenografią zajął się Ed Verreaux (m.in. scenograf filmu „Kontakt” i „Jurassic Park III”), zaś kostiumami Sanja Milković Hays (m.in. „Star Trek: Insurrection” i „Blade”).
Obsada: Tim Robbins (znany chociażby z takich filmów jak: „Wojna plemników”, „Gracz”, „Drabina Jakubowa”, „Na skróty”, „Skazani na Shawshank”); Gary Sinise (nominacja do Oscara za najlepszą drugoplanową rolę męską w „Forreście Gumpie”. Zagrał także m.in. w: „Okupie”, „Apollo 13”, „Zielonej mili”); Connie Nielsen („Gladiator”, „Adwokat diabła”, „Soldier”); Armin Mueller-Stahl (znany z wielu produkcji europejskich i amerykańskich) i inni.
Tim Robbins jako Woody Blake
Gary Sinise jako Jim McConnell
Connie Nielsen jako Terri Fisher
Peter Outerbridge jako Sergei Kirov
Don Cheadle jako Luke Graham
Jerry O’Connell jako Phil Ohlmyer
Kavan Smith jako Nicholas Willis
Jill Teed jako Renee Cote
Elise Neal jako Debra Graham
Kim Delaney jako Maggie McConnell
Robert Bailey, Jr. jako Bobby Graham
Armin Mueller-Stahl jako Komandor stacji kosmicznej

Postaram się „zareklamować” film – jednocześnie nie zdradzając zbytnio fabuły, aby nie zepsuć przyjemności oglądania, tym którzy do tej pory nie zetknęli się z ową produkcją.
W stronę Marsa wyrusza ekipa ratunkowa mająca na celu wyjaśnić przyczyny katastrofy pierwszej w historii rodzaju ludzkiego wyprawy na Czerwoną Planetę. Niestety drugiej ekipie w drodze przez nieprzyjazną otchłań kosmosu przydarza się brzydki w skutkach wypadek. W końcu załodze w bardzo nietypowy acz efektowny sposób udaje się przedostać z orbity na powierzchnię Marsa…Tam odnajdują namiot z eksperymentalną hodowlą roślin, niezbędną aparaturą i jednego ocalałego z pierwszej wyprawy… Później astronauci nieoczekiwanie odkrywają zmyślnie ukryty przez… (no właśnie kogo?) kod dźwiękowy bazujący na podstawie kodu genetycznego… (więcej nie powiem). Następne wydarzenia krok po kroku odsłaniają całą prawdę o tajemniczym Marsie… i ewolucji życia na bliźniaczej planecie (jakiej?)…
Efekty i wrażenia z oglądania.
Od razu zaznaczę, że film nie „błyszczy” nadmiarem efektów specjalnych „nie z tej Ziemi”. Na pewno nie jest to „Star Wars” ani też typowy Hollywood – komiks i… bardzo dobrze. Przyszłość ukazana jest bardzo realistycznie tzn. tak jak faktycznie może wyglądać poziom nauki i techniki osiągnięty przez ludzkość za ileś tam lat. Brak tu udziwnionych po granice przyzwoitości stworów, niesamowitych pojazdów kosmicznych przemierzających wszechświat w tę i z powrotem w kilka godzin, trudnych do opisania urządzeń, broni, robotów etc., etc. W ogóle film utrzymany jest w iście spokojnym, ale intrygującym klimacie. Oczywiście zawiedzie się ten kto lubi filmy SF typu: mnóstwo walki, śmigających zewsząd pojazdów, obcych pożerających wszystko, świszczących laserów, miotających rakietami wyrzutni, zawrotnych akcji migających po ekranie z prędkością światła, itd. Film bardzo subtelny w wymowie i „cichy”, wywarzony w sferze relacji zarówno międzyludzkich jak i z otaczającym światem. Jest świetną odskocznią od bełkotu technologicznego i wydumanych na siłę „iskrzących kich” typowo –„amerykańskich”. Główny temat, czyli wątek związany z odkryciem tajemnicy Marsa nie jest szczególnie wyszukany ani odkrywczy, ale nie o to chodzi w tym filmie, bo pewne idee związane z Marsem lub kosmosem ziemianie kultywują przecież od wielu lat (nawet wieków)… Ale sam przekaz pozostawiony na planecie jest niczego sobie (ani słowa więcej). Ogromny plus, że film zawiera w sobie i trochę smutku, i nostalgii, i nie do końca spełnionych nadziei…
No, ale żeby słodycz nie przelewała się nam zbytnio, należy śmiało podkreślić, że „Misja na Marsa” nie należy do arcydzieł X muzy. Wśród moich znajomych film wzbudził bardzo różne odczucia i opinie. Tak więc jedni uważają go za beznadziejny, głupi, śmieszny, bzdurny do kwadratu, infantylny, bajka dla dzieci, niedorzeczny; inni za średniej klasy kino; a pozostali za fantastyczny, extra, wzruszający, dający dużo do myślenia i w ogóle zajeb… No cóż, ja przytoczę starą prawdę – o gustach się nie dyskutuje – więc, albo film komuś się podoba albo nie. Jednakże w warstwie myślowej i „technologicznej” obraz moim zdaniem wybronił się świetnie i to chyba potwierdzą nawet ci, którym film po prostu nie spodobał się. Oczywiście zmieszać z błotem można wszystko, ale należy realnie ustosunkować się co do samej „roboty filmowej” (mi np. nie podoba się zupełnie „Faceci w czerni”, ale przyznaję, że efekty specjalne, zdjęcia i montaż są wykonane super).
Niestety znalazło się w filmie kilka błędów, które znacznie okaleczyły całość w sferze czysto wizualnej i „astrofizycznej” (warunki na Marsie, szczegóły związane z podróżą w przestrzeni kosmicznej i awarią pojazdu itp.). Natomiast scena śmierci dowódcy wyprawy i próba jego ratowania – mistrzostwo świata. Polecam przyjrzeć się jego niesamowicie ucharakteryzowanej twarzy i… (obejrzyjcie sami). Polecam wczuć się w rolę żony dowódcy, która chce za wszelką cenę uratować męża, jej wewnętrzną walkę… oraz ich pożegnanie (zwycięża rozsądek, jeśli w ogóle można określić to w ten sposób?)… Aktorstwo w tej scenie naprawdę majstersztyk! Świetnie przekazane poczucie ogarniającej bezsilności w pustce kosmosu! Równie doskonała jest scena końcowa, czyli przygotowanie jednego z astronautów (Jima McConnella) do podróży międzyplanetarnej. Niby nic szczególnego, a jednak nietuzinkowe… (nie zdradziłem zbyt wiele?). Nie zgadzam się z opiniami, że miejscami film „przynudza, zbyt wolno toczą się niektóre sceny”. To właśnie powoduje specyficzny klimat i podkreśla znaczenie pewnych motywów (gdyby przyśpieszyć scenę wspomnianej już wyżej sekwencji spaceru do transportowca, śmierci dowódcy i pożegnania to całkowicie straciłaby ona swą wymowę, doznania duchowe i „delikatne odzienie uczuciowe obrazu”).

Aktorstwo.
Bardzo wysublimowane, ale bardzo wyraziste, „jaskrawe” i przekonujące w momentach przełomowych. Nie ma tutaj miejsca na nadwydumaną wymowę ciała, przesiloną mimikę twarzy, nerwowych tików itp. Wszystko jest dobrze dopasowane, wyważone, ale nie bezbarwne i bez gustu. Bohaterowie przypominają prawdziwych ludzi, a nie „plastikowych supermanów”. I na pewno nie grają od niechcenia, byle jak i bez sensu. Może najsłabiej w całym zespole wypadł Jerry O’Connell, ale może się tylko czepiam. Świetnie prezentuje się zarówno T. Robbins, G. Sinise, jak i C. Nielsen.

Muzyka.
Jest dziełem mistrza Ennio Morricone, który skomponował takie arcydzieła jak muzyka do filmów: „Hamlet”, „Tajemnica Sahary”, „Misja”, „Bugsy”, „Wilk”, „Dawno temu w Ameryce”, „Vatel”, „Bitwa o Algier”, „Lolita” (wersja Adriana Lyne\'a), „1900: człowiek legenda”, „Bulworth”, „Droga przez piekło” i wielu innych.
Muzyka w „Misji na Marsa” nie wybija się ponad obraz i nie jest nachalna. Natomiast dobrze uzupełnia akcję i świetnie podkreśla niektóre wątki. Według mnie bardzo spokojna, wyważona i nastrojowa.

Zdjęcia.
Stephen H. Burum („Nietykalni”, „Mission Impossible”, „Ofiary wojny”). Uważam, że są doskonale wykonane i w zasadzie w trakcie projekcji nie widać żadnych „zgrzytów”.

Również efekty specjalne Johna Knolla są świetne. Ale trudno się dziwić skoro jest on autorem efektów i animacji w takich filmach jak: „Otchłań” (Oscar za efekty specjalne), „Star Trek: First Contact”, „Gwiezdne wojny - wersja specjalna”, „Gwiezdne wojny: część I - Mroczne widmo”, „Mission: Impossible”, „Star Trek – Pokolenia”, „Gwiezdne wojny: część II - Atak klonów”. Nie jest prawdą, ze efektów w tym filmie brak lub są słabe. Jak już wspomniałem jest to obraz eksponujący zupełnie inne walory niż „efekciarskie” „Star Wars”.

Kostiumy pomysłu Pani Hays są idealnie dopasowane do wizerunku całego filmu. One również powodują, że film nie stanowi udziwnionego na wyrost tworu SF. Kombinezony astronautów „skromne” i wyglądają bardzo realnie.

Nie wiem czy poruszająca nas głęboko całość dzieła jest efektem zamierzonym od końca do początku czy trochę dziełem przypadku… Ale polecam. Naprawdę kawał dobrego, sensownego SF.[/blok]


Autor: 3168


Nasz serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na ich zapis lub wykorzystanie. Więcej informacji można znaleźć w Polityce prywatności.

ZAMKNIJ
Polityka prywatności