Niewidzialny Uniwersytet


[Artykuły]


Światy Równoległe

[blok]Jeśli myślisz, że granica między nauką a magią jest wyraźnie określona, to się mylisz. Naukowcy dawno jeż zrozumieli, że nie ma rzeczy niemożliwych. Prawdopodobne jest nawet to, że któregoś dnia, otwierając drzwi swojego mieszkania, zastaniesz tam… samego siebie.
To proste. Na początku było „nic”. Idealna próżnia. Na szczęście dla nas-jak twierdzą fizycy-próżnia ma to do siebie, że od czasu do czasu pojawia się w niej „coś”. Miliardy lat temu owo „coś” było niewyobrażalnie małym punktem o gigantycznej masie, który nagle wybuch i błyskawicznie powiększył się do ogromnych rozmiarów. Tak powstał wszechświat, a jego mikroskopijna cząsteczka zwana Ziemią jest miejscem, w którym przyszło nam żyć. Ale czy jedynym?
Skoro nieskończonej przestrzeni wszechświata mają szansę zaistnieć nawet najmniej prawdopodobne zdarzenia, to przecież można przyjąć, że istnieje nieskończenie wiele innych zamieszkanych planet, a wśród nich nieskończenie wiele ciał niebieskich, na których żyją ludzie. A jeśli to prawda, nie można wykluczyć, że w kosmosie jest nieskończenie wiele planet, na których żyją nasze sobowtóry! Maja one nie tylko te same rysy twarzy o my, nie tylko tak samo się ubierają i noszą te same nazwiska-powtarzają nawet te same czynności i podejmują identyczne decyzje życiowe.
Taka możliwość potwierdza nie tylko rachunek prawdopodobieństwa, lecz również obowiązujący w dzisiejszej kosmologii model wszechświata. Astronomowie wyliczyli, że nasz najbliższy sobowtór mieszka w galaktyce oddalonej od ziemi o 1028 lat świetlnych. Jak na rozmiary kosmosu-nie tak znowu daleko .Mimo to raczej nigdy swoich bliźniaków nie zobaczymy. Po pierwsze dlatego, że potrafimy dostrzec tylko to, co otacza nasza planetę w promieniu 30 miliardów lat świetlnych. Po drugie zaś, aby wpaść do swojego sobowtóra na kawę, musielibyśmy podróżować szybciej od światła, a wedle założeń fizyki ta prędkość nie istnieje.
Koniec. Kropka. Żadnych szans na odwiedziny. Chyba że… nasi bliźniacy żyją nie na położonej gdzieś na krańcach wszechświata planecie , ale tuż obok nas! Żeby wyjaśnić tę zagadkową teorię , musimy nieco bliżej przyjrzeć się gwiazdom.
Świecąca gwiazda przypomina nuklearny piec, w którym cząsteczki wodoru, spalając się , tworzą popiół w postaci helu. Ponieważ dwa protony wodoru są cięższe od proton helu, nadmiar masy zamienia się w energię, która zostaje wypromieniowana. Gwiazda świeci. W czasie tego procesu siła reakcji wodoru dąży do jej rozerwania, a siła grawitacji jądra stara się ją zmiażdżyć.
Dopóki jądrowy piec płonie, delikatna równowaga między tymi siłami jest zachowana. Kiedy jednak po miliardach lat wodór się wypali, gwiazda zgaśnie i zwycięży siła grawitacji jądra. Pod wpływem potężnego ciśnienia wytworzy się tak wielka temperatura, że zacznie spalać się hel, a atmosfera gwiazdy gwałtownie się rozszerzy. W tym stadium stanie się ona czerwonym olbrzymem. A kiedy hel się wypali, gwiazda skurczy się i zmieni w białego karła. Taki obiekt astronomiczny ma ogromną masę przy stosunkowo małej objętości. Ale jeśli masa ta nadal będzie się zwiększać, a objętość zmniejszać, to w pewnej chwili gwiazda skurczy się do niebywale małego punktu o gigantycznej energii. Tak wielkiej ,że w końcu rozerwie przestrzeń i pojawi się próżnia poza nią. Potem nastąpi wielki wybuch i…powstanie nowy wszechświat. Dowcip polega na tym, że będzie on klonem tego, który znamy. Niewykluczone, że takie wszechświaty już istnieją i jest ich nieskończenie wiele. Wobec tego nie można wykluczyć, że się ze sobą zderzają i wzajemnie przenikają! Zdaniem Stevena Weinberga, autora książki „Pierwsze trzy minuty”, takie kolizje są właściwie nieuniknione, a nawet konieczne dla dalszego rozwoju ciał niebieskich.
No dobrze, powie ktoś , ale jak może do tego dochodzić, skoro wszechświaty dysponują niekończąca się przestrzenią? Dzieje się tak dlatego, że jak każda materia maja tendencję do łączenia się w grupy. Podobne zjawisko można obserwować na przykładzie galaktyk, które zawsze skupiają się blisko siebie, pozostawiając ogromne przestrzenie próżni międzygalaktycznej.
A może to łączenie się w grupy ma jeszcze jakiś inny, głębszy sens? Odpowiedź na to pytanie przynosi koncepcja jaką wysunął astrofizyk Lee Smolin. Twierdzi on, że liczba wszechświatów stale rośnie, a każdy z nich rodzi się w wybuchu, do którego dochodzi po zapadnięciu się gwiazdy do czarnej dziury. Nasz wszechświat też mógł powstać w ten sposób.
Jeśli tak jest w istocie, to mamy do czynienia, tak jak w biologii, ogromną populacja wszechświatów, które z pokolenia na pokolenie zmieniają swoje fizyczne i chemiczne parametry. A więc można do nich zastosować zasadę ewolucji w wyniku doboru naturalnego.
W myśl tej teorii, z rosnących i ginących wszechświatów rozwijają się i przeżywają tylko takie, które mają najwięcej potomstwa. To znaczy te, które produkują najwięcej gwiazd i czarnych dziur!
Najpierw istniały zatem bardzo prymitywne wszechświaty, bo prawo ewolucji właśnie takim daje przywileje. Zostawiły one jednak po sobie nieco doskonalsze potomstwo. W kolejnych pokoleniach ten proces postępował, aż w końcu wszechświatów było tak dużo, że zaczęły ze sobą walczyć o przetrwanie, płodząc zawrotną liczbę dzieci, czyli gwiazd i czarnych dziur. Efektem tego ewolucyjnego wyścigu było między innymi powstanie życia w kosmosie.
Zaprezentowana przez Smolina koncepcja „żyjącego”, ciągle zmieniającego się multiwrzechświata pozwala opisywać akt stworzenia jak proces dzielenia się komórek czy powstawania pęcherzyków powietrza w gotującej się wodzie. Z teorii tej wynika jednak coś jeszcze. Oto wraz z ewolucja wszechświatów przeobrażały się też istniejące w nich formy życia, tworząc jego różne formy i kombinacje zdarzeń.
Może więc teoretycznie istnieć taki wszechświat, w którym druga wojna światowa zakończyła się zwycięstwem hitlerowskich Niemiec, lub taki , w którym ostatnie wybory parlamentarne w Polsce wygrała Platforma Obywatelska. Ponieważ w nieskończenie wielu wszechświatach powstaje nieskończenie wiele kombinacji zdarzeń, jest też możliwe, że na jakiejś planecie istnieje życie, które miało, ma i mieć będzie dokładnie taki sam przebieg , jak na Ziemi.
I choć to bardzo mało prawdopodobne, to jednak nie można wykluczyć, że kiedyś (kto wie, czy nie za naszego życia) ta planeta-sobowtór przeniknie się z Ziemia. Efekty takiego spotkania mogą być tyle zabawne, co tragiczne. Owszem, sytuacja, gdy otwierając drzwi swojego mieszkania, zastaniemy tam samych siebie, jest dosyć kosmiczna. Ale warto wiedzieć, że gdy dojdzie do zderzenia dwóch identycznych wszechświatów, to potem żaden z nich nie będzie już taki sam! Jak w wypadku kotłujących się w zlewie baniek mydlanych-taka kolizja doprowadzi do powstania następnej, podobnej, ale przecież całkowicie innej bańki wszechświata. Co z tego wyniknie? Możliwości i tutaj jest nieskończenie wiele, ale odpowiedź na to pytanie najlepiej pozostawić wyobraźni naukowców. Fizyka kwantowa, na której oparto koncepcję istnienia światów równoległych, daje pole do niezliczonych interpretacji. I nikt tak naprawdę nie wie, która z nich jest prawdziwa. Co więcej, jak twierdzi światowej sławy uczony japoński Michio Kaku, wszystkie te symulacje przebiegu zdarzeń mogą być prawdziwe jednocześnie!
Rzecz w tym bowiem , że fizyka i mechanika kwantowa są najbardziej szalonymi koncepcjami naukowymi, jakie kiedykolwiek wymyślono. I na gruncie matematycznych obliczeń sprawdzają się na tyle dobrze, że nikt nie potrafi ich obalić, a już tym bardziej zrozumieć.

Źródło: Wróżka luty 2006[/blok]


Autor: 4821


Nasz serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na ich zapis lub wykorzystanie. Więcej informacji można znaleźć w Polityce prywatności.

ZAMKNIJ
Polityka prywatności