Niewidzialny Uniwersytet


[Artykuły]


Kara śmierci w Polsce?

[blok]Kara śmierci w Polsce?

Pierwsze tygodnie wakacji. Piękna, niezmącona niczym pogoda, idealna na wyjazd.
Pierwszy pobyt w pewnej miejscowości. Nieważne, jak się nazywa.
Pierwsza kolacja w owym miejscu. Czemu nie włączę telewizora?
Wieczór. Cisza, spokój. „Wiadomości” na ekranie. Polityka. Problemy gospodarcze. I wielki transparent „kara śmierci w Polsce”.
Moje źrenice rozszerzają się, zaczynam uważnie słuchać. Na początek kawałek historii- „w tej sali wykonano ostatnią karę śmierci w Polsce, 14 lat temu”. Następnie, przejście do najważniejszego. „Władze chcą wprowadzić tę karę na nowo do naszego kraju”.
Gdybym usłyszała, że NASA znalazło ślady życia pozaziemskiego nie zdziwiłabym się bardziej. Z niedowierzaniem wpatrywałam się w ekran, gdzie dziennikarka bezbarwnym, matowym głosem czytała informacje: „zwolennikami są bracia Kaczyńscy, Donald Tusk”. Masa innych nazwisk, równie dobrze nam znanych.
Dziś nie potrafię powtórzyć dokładnie tego, co mówili wtedy dziennikarze, jednak jedno zdanie zapadło mi w pamięć. „Kary śmierci nie wykonywano od czternastu lat”. Od czternastu lat...
Więc po co znowu ją wprowadzać?
Pierwsza reakcja- gromkie „Nie!” na ustach. Siedzące koło mnie osoby kazały mi być cicho. Ale ja nie mogłam się uciszyć. Nie wtedy. Jak to: kara śmierci?! Co to ma, u licha, być?!
Oczywiście, od razu zapewniono nas tym samym bezdźwięcznym głosem, iż „Unia Europejska nie dopuści do tego”. A za chwilę pokazano nam liczne wypowiedzi poirytowanych przedstawicieli naszego rządu- zwolenników nowego prawa.
Więc pytam: kto nami rządzi? Czy to są odpowiedzialni ludzie? Czy nie fundują nam nowego tematu zastępczego, jeżeli wiadomo, że i tak kary śmierci nie da się wprowadzić? Może chodzi tylko o odwrócenie uwagi od innych, trudnych tematów dotyczących życia w naszym kraju?
Ale zapytajmy się: co da kara śmierci?
Wiadomo, iż przestępca dokonujący zabójstwa myśli, że nie zostanie ujęty, a więc uniknie kary.
Chociaż, zacznijmy może lepiej od sprawiedliwości w wymierzaniu wyroków.
Mamy oskarżonego: zbuntowanego, niedowierzającego mężczyznę, który wypiera się zbrodni. I słusznie. Przecież jest niewinny.
Mamy adwokata: broniącego swego klienta, niewierzącego w jego zbrodnię. I sędziego: wykształconego, mądrego człowieka, dla którego każda kolejna rozprawa jest wielkim stresem i burzą mózgów.
Mamy ławy przysięgłych, świadków. I mamy ludzkie sumienia. A wreszcie, mamy początek rozprawy.
Adwokat broni zabójcę, ale dowody są niepodważalne. Sędzia, po długiej naradzie decyduje:
Śmierć.
Prokurator rozwija wyrok, mówi o tym, co zarzucono oskarżonemu, co mu udowodniono, w jako sposób zostanie wykonana kara. Sędzia ręką wyciera pot z czoła, oddycha z ulgą.
Po kilku tygodniach od rozprawy, kat wymierza sprawiedliwość- wciska guzik. Krzesło elektryczne momentalnie odcina zmysły człowieka od świata i pogrąża go w głębokim, wiecznym śnie, dzięki któremu dostanie się na tamten świat...
Skończone. Po jakimś czasie wszyscy zapominają o całym zdarzeniu, media cichną, ludzie obojętnieją... Zaraz pojawi się kolejna ofiara, kolejny zabójca, znowu będzie o czym rozmawiać. Znowu będzie można obstawiać: śmierć, dożywocie, uniewinnienie.
Żartować z ludzkiego życia.
I kiedy tak wszyscy powrócą do normalności, nagle w jakimś brukowcu pojawia się wznowienie sprawy: ktoś podaje się za zabójcę tego i tego człowieka, tego i tego dnia. Uważa, że nie może już nic ze sobą zrobić i chce się przyznać, zanim będzie za późno. Dostąpić rozgrzeszenia. Otrzymać wybaczenie.
Nagle ludzie, tknięci niewidzialnym palcem, zaczynają głośno rozprawiać o dawnej sprawie. Jedni są za, inni przeciw. Jedni wierzą brukowcowi, inni nie. Do czasu, gdy wiadomość pojawia się we wszystkich państwowych gazetach i wreszcie, w telewizji:
„Ten człowiek, oskarżony o zabójstwo okazał się niewinny zbrodni. Mordercą jest człowiek, który pewnego dnia, na skraju depresji przyznaje się do winy i błaga o wybaczenie i sprawiedliwą, szybką śmierć.”
Więc, czy zawsze kara śmierci jest karą dla przestępcy- a może jest wybawieniem?
Momentalnie wszyscy ludzie wstrzymują oddech. Zaraz, zaraz, więc tamten człowiek był niewinny? Więc nasze władze ukarały nie mordercę, lecz przypadkowego człowieka? Jak to możliwe?
Ha! Właśnie, jak to możliwe?
Powyższa historia jest, rzecz jasna, fikcją, lecz opartą na faktach: bowiem niegdyś, w latach 70-tych, po Polsce hulał w najlepsze „Wampir ze Śląska” zabijając kobiety. Wreszcie, ku radości Polaków, „Wampira” schwytano i skazano na śmierć. Co zaś okazało się po latach? Otóż niejaki Marchwicki był niewinny, zaś prawdziwy morderca popełnił samobójstwo.
I cóż na to powiedziałaby nasza władza, gdyby, nie daj Boże, owy incydent się powtórzył? Że „nastąpiła pomyłka”? Dobrze, pomyłki się zdarzają. Ale w takich sytuacjach nie można ich już naprawić.
Takie „pomyłki” mają wartość specjalną, bo są przypieczętowane śmiercią niewinnych ludzi i często kolejną serią morderstw hulającego swobodnie na wolności zabójcy. Czyż nie lepiej byłoby dać oskarżonemu o zabójstwo karę dożywocia, aby uniknąć niechcianej „pomyłki”? Ludzie, przecież nie jesteśmy nieomylni!
Inną sprawą jest sumienie prokuratora, sędziego i kata. Załóżmy, iż oskarżony popełnił zbrodnię i właśnie mu to udowodniono, skazując go na karę śmierci. Wejdźmy na chwilę do umysłów owych najważniejszych osób: tego, który wyroku żąda, tego, który wyrok wydaje, oraz tego, który, de facto, „w imieniu prawa” musi zabić. Zastanówmy się. Poza wątpliwościami, gromadzącymi się w głowie, pojawiają się wyrzuty sumienia.
Przecież osoby odpowiedzialne za karę śmierci, same automatycznie stają się zabójcami!
Nie zawsze można przewidzieć wspomnianą „pomyłkę”. Natomiast zawsze można zrujnować sobie życie, nawet, gdy owej omyłki nie było. No, ale przecież te morderstwa „są zgodne z prawem”, czyż nie?
Kolejnym argumentem „przeciw” jest Kościół. Przypomnijmy sobie my, mieszkańcy Polski, państwa schrystianizowanego przeszło tysiąc lat temu, jak brzmi piąte przykazanie?
Jest krótkie i konkretne: „nie zabijaj”.
Ach, rozumiem. Nasz nieskazitelny prezydent będzie spotykał się z Papieżem, chodził do kościoła, a z drugiej strony będzie łamał przykazanie dane od Boga.
Przecież to normalne. Kara śmierci jak najbardziej może zostać wprowadzona do chrześcijańskiego kraju, bo przecież „my” nie zabijamy. My tylko wymierzamy karę adekwatną do winy.
No, tak, oczywiście. Bo przecież to nie sam Jezus Chrystus powiedział nam, że bez względu na wszystko mamy wybaczać naszym wrogom. Nie, skądże. Nie powiedział nam modlitwy,
w której ważnym fragmentem jest „i odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”. Nie.
Czemu kręcicie głową? Czyli jednak? To jak, powtarzam, jak rzecz jawnie łamiąca przykazanie może być wprowadzona do chrześcijańskiego kraju? Niby jak?
Polska piosenkarka Helena Milopoulu, znana jako Eleni, gorliwa chrześcijanka przeżyła niegdyś tragedię: jej córka spotykała się z pewnym chłopakiem, którego Eleni bardzo dobrze znała. Bardzo go polubiła i zaufała mu. Aż pewnego dnia chłopak podciął swojej dziewczynie gardło.
Ból, złość, niedowierzanie. I naturalny odruch człowieka: chęć zemsty.
My patrzymy na to wydarzenie jak na tragedię. Jasne, straszną, ale przecież nie dotyczącą nas. Więc nie przejmujemy się za bardzo. Jednak postawny się na miejscu takiej Eleni: zbolała matka, która nagle straciła ukochane dziecko. Pierwsza nasuwająca się myśl: „zabiję go”. A któż nie chciałby zabić mordercy swojej ukochanej osoby?
Jednak po jakimś czasie, gdy człowiek powoli dochodzi do siebie, następuje chwila, w której sumienie odzywa się ze zdwojoną siłą: co mi da ta śmierć? Przecież nie przywróci dziecka. Sprawi natomiast, że sam stanę się mordercą. Może i działającym w imię zranionych uczuć i sprawiedliwości, ale jednak mordercą.
Proces wybaczania jest niezwykle trudny, ale chyba on właśnie stanowi o naszym człowieczeństwie. I to właśnie, co jest niezwykle trudne, udało się Eleni- wybaczyła!
Jak to- dziwią się ludzie- przecież on zabił jej córkę!
A, jednak może. To jest właśnie siła wiary.
Poza tym, skąd możemy mieć pewność, że człowiek nie będzie żałował swojej winy?
Był pewien taki przypadek: zabójca został skazany na karę śmierci i posadzony w więzieniu. Tam zmienił się: zaczął pisać książki, żałował za swoje winy. Jego życie nabrało wielkiej wartości. Po kilkunastu latach od wydania wyroku postanowiono wykonać karę śmierci. Ludzie zaczęli protestować, odbywały się masowe demonstracje. Na nic.
„Sprawiedliwość” musi być. I człowieka zabili.
Może lepiej byłoby, gdyby takowy „morderca” dostał dożywocie i do końca życia użytecznie pracował i płacił pieniądze poszkodowanej rodzinie?
Nie. Łatwiej jest po prostu zabić.
Myśląc nad sensem ponownego wprowadzenia kary śmierci do Polski, dochodzę do wniosku, że nie jest nam ona potrzebna.
I cieszę się, że Unia Europejska mówi „veto” karze śmierci.
I niech Bogu będą za to dzięki!


/zbulwersowana Lutka, zagorzała przeciwniczka nowego Rządu i Jego pomysłów.../[/blok]


Autor: 473


Nasz serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na ich zapis lub wykorzystanie. Więcej informacji można znaleźć w Polityce prywatności.

ZAMKNIJ
Polityka prywatności