Niewidzialny Uniwersytet


[Artykuły]


Świąteczny szał

[blok]Świąteczny szał

Zbliża się okres bożonarodzeniowy, kiedy ludzie tłumami będą zmierzać na zakupy, ściągnięci do sklepów cudownymi promocjami i niesamowitymi okazjami. Ciekawe czy są świadomi czyhających na nich pułapek?

Przyznam się, że zainteresowało mnie to, więc się temu przyjrzałem ciekawskim okiem.
Odkurzyłem stare notatki z marketingu, by wiedzieć czego szukać i na co zwracać uwagę.
Bogatszy w marketingową wiedzę wyruszyłem na spacer do jednego z kilku marketów w Lublinie.
Pierwsze co rzuciło się w oczy to dekoracja frontowej ściany. Była cała w światełkach. Podobnie drzwi wejściowe. Stała przy nich przyozdobiona choinka a pod nią gigantyczny kopiec prezentów w ogromnych, kolorowych pudłach. Już przy samym wejściu usłyszałem, że w środku rozbrzmiewa świąteczna muzyka, a przecież dopiero kilka dni temu minęła połowa listopada. Długo się nie zastanawiając wszedłem do środka.
Tak jak przypuszczałem sufit hali był już świątecznych ozdóbkach. Wiszące na błyszczących wstążkach bombki, łańcuchy i światełka wprawiały, odwiedzających sklep ludzi, w świąteczny nastrój. Podobnie półki. Przeważającą ilość stanowił towar w świątecznym opakowaniu.
Spacer między półkami doskonale nastroił mnie świątecznie. Zwłaszcza spacer między segmentami spożywczymi, gdyż co kilka metrów natykałem się na śliczne hostessy, poprzebierane w Panie Mikołajowe, w śliczne Elfy i inne zwierzątka kojarzące się ze Świętami Bożego Narodzenia. Oferowały – oczywiście za darmo – poczęstunek. To był jedyny plus promocji. Można się było najeść lub napić. Oczywiście żadnego, z proponowanych mi produktów nie włożyłem do koszyka.
Rozpocząłem swoje poszukiwania. Od razu zauważyłem ogromne napisy informujące o świątecznych zniżkach, nawet do siedemdziesięciu procent. No nic. Chcąc nie chcąc musiałem w to uwierzyć. Przyjrzałem się produktom, które to niby nic nie kosztowały i znalazłem pierwszy haczyk. Tak zwany chwyt marketingowy. Cena produktu rzeczywiście była niska, ale produkt pod którym ją przyklejono, za inne pieniądze, nie zostałby nigdy sprzedany. Była to jakaś chińska tandeta. W pobliżu tego produktu nie udało mi się odnaleźć poprzedniej ceny, – tej sprzed super zniżki – która powinna tam być, według zasad reklamy.
Poszukiwań mych ciąg dalszy i kolejny chwyt marketingowy namierzony. Produkty, które kosztowały najwięcej, które były opakowane w taki sposób, aby przykuć uwagę kupującego stały akurat na tej półce na której nie sposób ich było nie zauważyć i nie włożyć do koszyka.
Po dłuższym spacerze postanowiłem spojrzeć na sklep z punktu widzenia dzieci. W marketach o najmłodszych klientach nie zapomniano. Wszystkie produkty, które były skierowane do nich stały na najniższych półkach, i wyśmienicie przykuwały uwagę, grając i migocąc. Aż żal dziecku nie kupić takiego cuda. I to jeszcze w świątecznej wyprzedaży, kiedy wszystko jest półdarmo.
Zastanowiłem się jeszcze nad ustawieniem półek i rozmieszczeniem różnych segmentów. Na drodze do towaru najczęściej kupowanego poustawiano kilka stoisk z towarem przeznaczonym do wyprzedaży, lub z produktami wysokiej jakości po okazyjnych cenach. Rzuciło mi się w oczy stoisko z kremem orzechowym. Szedłem akurat w kierunku bułeczek. Jak ja musiałem walczyć ze sobą, żeby nie kupić go po okazyjnej cenie. Wygrałem tę walkę, lecz przekonałem siebie o czymś innym. Jakim dobrym wabikiem są końcówki cenowe. Na przykład ten krem: 6,99. Przecież to tylko sześć złotych. Czyli tanio. Teoretycznie klient powinien złapać się na to. Ja się nie nadziałem.
Mój spacer dobiegł końca. Stałem przy kasie a tutaj kolejny chwyt marketingowy. Zasada prawej ręki. Może sprzedawca wcisnąłby mi coś jeszcze na zakończenie zakupów, zanim doczekam się na swoją kolejkę do płacenia.
Wyszedłem ze sklepu zadowolony z siebie. Udało mi się wygrać pojedynek między klientem, a fachowcami od reklamy. Niestety nie każdemu to się udaje. Widziałem w sklepie jak wielu ludzi łapie się na niskie, promocyjne ceny. Jak nadziewają się na ceny z końcówkami. Jak dzieci wyciągają duże pieniądze na drogie zabawki i słodycze. Jak rodzice nie umieją im odmawiać. Widziałem też, jak ludzie nieświadomie spacerują między półkami i wkładają do koszyka produkty, które później okażą się zbędne.
Pozostaje mi tylko nadzieja, że z każdym dniem będzie przybywać ludzi mądrzejszych w wiedzę marketingową, lub ludzi z grubszym portfelem. Lepiej jeśli szybciej przybywać będzie tych drugich, bo reklama ciągle się rozwija i nigdy nie wiadomo kiedy i w którym momencie możemy paść ofiarą chwytu marketingowego.

Tomasz Galek[/blok]


Autor: 3700


Nasz serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na ich zapis lub wykorzystanie. Więcej informacji można znaleźć w Polityce prywatności.

ZAMKNIJ
Polityka prywatności