Mity, Legendy, Baśnie


[Mity, Legendy, Baśnie]


O Gobanie i Gobaniastym Urwisku

[blok]Przedmowa

Bladzi Kochankowie – jest to kwiat z którego korzenia wyrastają zawsze dwie łodygi i dwa śnieżnobiałe kwiecia. Jest on pierwszą oznaką nadchodzącej zimy. Kiedy zaczynają się mrozy kwiat zaczyna wydawać ostry słodkawy zapach. Gdy jedno z kochanków więdnie drugiemu wydłuża się łodyga a kwiecie blednie – stąd nazwa – szybko rośnie i pochyla się nad ogromną stratą, w końcu głowa jest tak wielka że odpada od łodygi i dopiero wtedy wypuszcza nasiona. Kwiat ten rośnie tylko na ziemiach Zimowej Krainy.

O Gobanie i Gobaniastym Urwisku

W progu jego rodzinnego domu stała czarna, nieskalana odcieniem jakiegokolwiek innego koloru postać. Przy tak bladym świetle świecy można by tylko rozpoznać sylwetkę tego czegoś, a w pełnym słońcu i tak nie zobaczyłbyś twarzy tej ciemnej istoty. Była wielka na ponad dwa metry, bardzo szeroka , ledwie mieszcząca się w futrynie. Mag – a raczej jego senne odzwierciedlenie - podszedł do starego małego stolika, który pamiętał go chyba najbardziej ze wszystkich przedmiotów wchodzących w skład wyposażenia domostwa. Zarówno stolik jak i wszystkie przedmioty pokryte były grubą warstwą kurzu. Istota sięgnęła do półek, wyciągnęła kilka ksiąg, czarnymi dłońmi oczyściła je i schowała za pazuchę. Kiedy Mag był już u wyjścia zerknął na schody po jego lewej stronie. Dobrze wiedział co się tam znajduje, co znajdzie na górze – takie jedno spojrzenie wystarczy aby nawet mędrzec, jakim na pewno był, mógł zostać zgubiony - i wyszedł. Kiedy minął furtkę nie poszedł w kierunku lasu – ścieżką którą przybył, lecz dokładnie w druga stronę. Droga była płaska, a ścieżka którą teraz podążał zarosła już gęsta trawą, czym bardziej zbliżał się do celu tym cięższe były jego myśli i garbił się coraz bardziej, a pod jego stopami wysychały trawy zarosłej przez lata dróżki. Po obu stronach trasy rósł las a droga maga prowadziła przed siebie. Po 0,5 mili na rozstaju dróg skręcił na północny zachód i wszedł na urwisko, które wiele lat później zostało nazwane jego imieniem. Gdy wgrzebał się na szczyt, przystanął na chwilę rozglądając się, znalazł to czego szukał. Podszedł do najstarszego z drzew samotnie rosnącego na szczycie urwiska. Była to stara jemioła, której gałęzie rozrastały się tylko w kierunku północnym. Pomiędzy najgrubszymi korzeniami była mogiła. Ukląkł przed nią i oczyścił ziemie, chciał wydobyć z siebie głos, lecz nie był do tego zdolny – nie potrafił przemówić, wypowiedzieć słowa modlitwy, zaśpiewać, ani zapłakać. Samotna jemioła oświetlona światłem księżyca w tym momencie wyglądała jakby pochyliła liście w żalu nad biednym przybyszem. Duszą maga zawładnęła całkowita niemoc, pogrążał się coraz bardziej w żalu nad stratą, której nigdy nie zaakceptował, dlatego też była to jego druga wizyta w tej okolicy od niespełna kilkuset lat (podczas pierwszej wykopywał ów grób). Gdy opadł już całkowicie z sił, a wielka czarna postać zmalała do naturalnych starczych rozmiarów, padł twarzą do ziemi. W tym momencie wszelkie kwiecie, trawy i cała roślinność w promieniu kilkudziesięciu metrów poczęła schnąć i przemieniać w proch i takim też sposobem ziemia stała się jałowa i sucha na urwisku. Leżał tak długo i księżyc zdążył już się schować, a kiedy pierwsze promienie słońca oświetliły urwisko, Goban powoli powrócił na kolana i zrozumiał co się wydarzyło gdy ukazała mu się wyjałowiona ziemia i uschła - teraz bezkwietna i bezlistna - jemioła pożerana przez grzyby i pasożyty i zapłakał. Kiedy płakał jego postać rosła i nabierała purpurowo-błękitnego koloru. Białe świecące łzy upadały na ziemie, która zaczęła odżywać, i porastała najpiękniejszym i najdorodniejszym kwieciem, kwieciem jakie choć raz Goban spotkał na swojej drodze. Łez wylał wiele, a z każdą kroplą jego dawniej czarne jak przestrzeń ślepia początkowo szarzały, potem bledły a gdy uronił ostatnią – po jego ostatnie dni świeciły blaskiem najbliższej z gwiazd. Jak dnia poprzedniego jego ślepia były całkowicie czarne, nie posiadające białek, tak teraz nie posiadały własnego koloru. Jemioła wróciła do zdrowia, pokryła się błękitnym kwiatem i wydała liść kolory wschodzącego słońca. A grób jego ukochanej od tego dnia był pokryty śnieżnobiałym Bladym Kochankiem, jednak tym razem z jednego korzenia wyrastał tylko jeden kwiat i wszystkie głowy skierowane były w stronę drogi, którą teraz Goban podążał – w kierunku z którego przybył.
Jak głosi legenda od tamtego dnia ani mróz, ani śnieg, ani żaden szkodnik nie sprawił nigdy, że roślinność porastająca urwisko, a w szczególności mogiłę ukochanej maga, kiedykolwiek przestała kwitnąć. Gdy wreszcie pochowan został u boku ukochanej Bladzi Kochankowie zakwitli w naturalny dla tego gatunku sposób, nigdy jednak nie więdnąc, a jemioła rozrosła się wypuszczając gałęzie we wszystkie cztery strony świata.




Z dedykacją dla Radzia aby zrozumiał,
dla Timona, który rozumie
dla Basi, która mnie zauroczyła.
Goban[/blok]


Autor: 2282


Nasz serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na ich zapis lub wykorzystanie. Więcej informacji można znaleźć w Polityce prywatności.

ZAMKNIJ
Polityka prywatności