Cook, Glen "Kroniki Czarnej Kompanii"

Wyruszyła z Khatovaru i dotarła na daleką północ. Przez lata tułaczki zatraciła pamięć o swojej przeszłości i celu do jakiego została powołana. Z korzeniami łączyły ją tylko niekompletne kroniki i sztandar. Wiedziała tylko, że zlecenie należy wykonać do końca i nie można zdradzić pracodawcy. I tak czyniła.
Czarna Kompania, bo o niej tu mowa, to grupa najemników, bandytów, złodziei słowem "niegrzecznych chłopców", zrzeszonych pod jednym sztandarem, przemierzających świat w poszukiwaniu pracy. Gdy poznajemy Kompanię, znajduje się ona w służbie syndyka miasta Beryl, jednego z miast klejnotów. Po pewnych zawirowaniach z syndykiem, Kompania zmienia pracodawcę i trafia pod skrzydła Duszołap. Jest ona jedną z Dziesięciorga Których Schwytano, czarodziejką, poddaną Pani i największą wariatką jaką ziemia nosiła. Nie zmienia to faktu, że pracodawcy należy słuchać. Tak Czarna Kompania zaczyna serie przygód na północy. Jako że nie jest zbyt liczna (w porywach do tysiąca żołnierzy), przypadają jej zadania specjalne: a to złapać jakiegoś zdrajcę, a to spacyfikować wieś lub miasto. Zdarzają się także większe bitwy, ale tych Kompania unika. Po co narażać się niepotrzebnie, skoro można nocą zakraść się do obozu wroga, rzucić czar usypiający i wyciąć wszystkich przy minimalnym ryzyku. Mało to honorowe, ale taka praca. A pracuje się dla pieniędzy i dobrze jest móc je wydać po wykonaniu zadania.
Kompania jak każda jednostka militarna ma określoną hierarchię. Na jej czele stoi Kapitan, a zastępuje go Porucznik. Niżej są chorąży i sierżanci. Medyk i czarodzieje nie mają stałego przydziału, a ci ostatni chociażby nawet i mieli, to i tak nic by sobie z tego nie robili. Na końcu są zwykli żołnierze. Niemniej wszyscy są dla siebie braćmi, bo tak określają siebie członkowie Kompanii, a ich zróżnicowanie może przyprawić o zawrót głowy. W szeregach oddziału znajdziemy najróżniejsze typy, od milczących do wykłócających się o najmniejszą drobnostkę, od mruków do żartownisiów potrafiących spalić pół ulicy żeby tylko dowcip się udał. Ciekawie autor rozwiązał kwestie imion. Nie spotkamy tu żadnego Józka, Włodka czy bardziej pasującego do klimatu fantasy np. Legolasa. Członkowie Kompanii wyzbywają się swoich imion w momencie wstąpienia w jej szeregi. Takie symboliczne zerwanie z przeszłością, jaka by nie była, a przybierają pseudonimy, np.: Goblin, Jednooki, Tam Tam, Kapitan, Kruk, Śpioch, Konował.
Dzieje oddziału poznajemy z kronik prowadzonych przez Konowała (w kolejnych tomach cyklu prowadzi je Pani, Murgen i Śpioszka), będącego jednocześnie lekarzem Kompanii. I tutaj małe zastrzeżenie, a mianowicie, nie każdemu może przypaść do gustu pierwszoosobowa narracja (ja przyzwyczajałem się przez pierwsze dwa rozdziały). Daje to jednak duże możliwości autorowi. Może przyśpieszyć akcję, gdy Konował czegoś się dowie, lub ją uspokoić, wysyłając go na samotną misje. Cook skrzętnie z tych możliwości korzysta, dzięki czemu na brak atrakcji nie możemy narzekać. Konował to romantyk, a jednocześnie cynik i paranoik, jak mawia: ?Zdrowa paranoja jeszcze nikomu nie zaszkodziła?. Widać to na każdym kroku. Często to dzięki tej paranoi Czarna Kompania wychodzi cało z opresji.
Świat ukazany w tomach Czarnej Kompanii nie jest standardowym światem fantasy. Nie znajdziemy tu smoków, krasnoludów, elfów, wampirów. Mamy za to latające wieloryby, manty i forwalakę, która przewija się przez całą historię Kompanii, uprzykrzając jej życie. Troszkę dziwi, że te stworki maja ograniczoną przestrzeń życiową i nie można ich spotkać poza Równiną Strachu. Bohaterowie podróżują na latających dywanach i słupach, które po przeróbkach służą jako myśliwce. Podążając śladami Kompanii odwiedzimy północ, gdzie ludzie przypominają Europejczyków i południe, zamieszkane w większości przez uduchowioną ludność, wzorowaną na mieszkańcach Indii.
Na cykl o przygodach Czarnej Kompanii składa się 10 tomów: Czarna Kompania, Cień w Ukryciu, Biała Róża, Srebrny Grot, Gry Cienia, Sny o Stali, Ponure Lata, A Imię Jej Ciemność, Woda Śpi, Żołnierze Żyją. Według mnie najlepsze są pierwsze dwa tomy. Tomy piąty i dziesiąty także wybijają się ponad przeciętną. Opowieści o Kompanii tracą wraz ze zmianą narratora. Specyficzny styl pisania Konowała i jego cyniczne poczucie humoru sprawdzają się najlepiej. Czytając Kroniki jego autorstwa można poczuć się uczestnikiem wydarzeń w nich opisywanych i zatracić się w nich bez reszty.
Największą wadą Kronik Czarnej Kompanii jest ich polskie wydanie, a dokładniej szata graficzna. Nijak się ma klimatyczna okładka anglojęzyczna tomu "A Imię Jej Ciemność", przedstawiająca Panią i Konowała z wroną na ramieniu, na polu bitewnym do polskiej produkcji przedstawiającej półnagą kobietę w otoczeniu smoków i łucznika. Smoka nie znajdziemy w żadnej części cyklu, a półnago też nikt z bohaterów nie paradował (łuczników paru było). Wygląda na to, że nikt w wydawnictwie nawet nie zajrzał do książki.
Mimo paru niedociągnięć naprawdę warto sięgnąć po ten cykl. Zarwane noce gwarantowane.

Nasz serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na ich zapis lub wykorzystanie. Więcej informacji można znaleźć w Polityce prywatności.

ZAMKNIJ
Polityka prywatności