[Książki]


Forstchen, William R. – „Arena”

[blok]Na tą książkę na pewno nigdy bym się nie natknął, gdyby nie mój najlepszy kolega z klasy, Bartek. Jak zwykle, gdy on jest chory, zanoszę mu lekcje. Tak było i w styczniu. Wiadomo, trzeba było obgadać wszystko, co było w szkole, ale temat rozmowy po jakimś czasie zszedł na książki.
- Co teraz czytasz ? – Usłyszałem jego pytanie.
- Aktualnie nic, jakoś nie mogę znaleźć niczego ciekawego.
- Weź to – powiedział podając mi książkę – Spodoba się Ci, pełno w niej akcji.
Tak oto ujrzałem „Arenę” po raz pierwszy. Jest to książka oparta na znanym systemie karcianym, mianowicie „Magic:The Gathering”. Ponieważ nieznajomość podstawowych zasad może przysporzyć problemy, postanowiłem podać kilka ogólnych rzeczy, które należałoby wiedzieć (nie uchodzę za eksperta w tej dziedzinie, dlatego postaram się to wytłumaczyć w miarę najlepiej jak potrafię. Gracze niech wybaczą ewentualne pomyłki):
- W „Magic:The Gathering” gracze dysponują kartami pozwalającymi przyzywać stworzenia oraz artefakty, jak też kartami symbolizującymi zaklęcia ofensywne, defensywne i taktyczne. Karty różnią się od siebie w przypadku stworzeń ilością punktów ataku i obrony, w przypadku zaklęć – działaniem danego czaru.
- Aby móc użyć jakiejkolwiek karty należy mieć wymaganą ilość mana, czyli tzw. Lądów
- Zazwyczaj rozgrywkę prowadzi dwoje graczy, chociaż istnieją warianty gry dla większej ilości osób
- Karty użyte (jednorazowe – jak np. czary) i karty zniszczone przechodzą na tzw. „cmentarz”. Mówiąc zniszczone mam na myśli pokonane stworzenia, każdy pokonany summon creature (przyzwane stworzenie) ląduje właśnie na cmentarzu.
Myślę, że to wystarczy, aby w pełni zrozumieć, o co tak właściwie w „Arenie” chodzi i na jakiej zasadach opierają się walki.
Przejdźmy, więc do fabuły. Akcja książki rozgrywa się w mieście, którego nazwa nie została przytoczona. Co roku odbywa się w nim tzw. Festiwal, który jest niczym innym jak turniejem dla magów, reprezentujących jeden z czterech domów miasta: Pomarańczowych Fentesków, Fioletowych Ingkarów, Brązowych Bolków i Szarych Kesthów. Zawodnicy pojedynkują się na tytułowej Arenie, na której głównym sędzia jest Wielki Mistrz Areny, będący jednocześnie Wielkim Mistrzem i najsilniejszym czarodziejem w samym mieście. Pojedynki rozgrywane są o prestiż zawodników, ale także o losowe zaklęcie (Są to wszystkie karty z systemu karcianego - od przyzywania potwora po zaklęcia; w książce opisano je jako talizmany, dzięki którym mag mógł wykorzystać dane zaklęcie) z sakiewki przeciwnika (każdy mag posiadał taką, w której przechowywał swoje talizmany) lub o wszystkie zaklęcia przeciwnika, jeśli rywale zgodzili się na walkę „na śmierć i życie”. Na kilka dni przed rozpoczęciem Festiwalu do miasta przybywa Garth Jednooki, główny bohater, który już na początku wdaje się w nielegalny, uliczny pojedynek magów. Garth z łatwością wygrywa, musi jednak uciekać przed wojownikami Wielkiego Mistrza, sprawującymi w mieście porządek. Poznaje wtedy Hammena, starca będącego przywódcą gildii złodziei w mieście. Jak się później okaże Gartha i Hammena będzie łączyć coś więcej niż tylko pieniądze i uratowanie życia. O głównym bohaterze nie wiemy praktycznie nic, poza tym, że już na początku swojej wizyty w mieście podpisuje na siebie wyrok Wielkiego Mistrza, skłócając ze sobą członków Domów, niszcząc dzielnice miasta i wywołując zamieszki pod samym nosem Mistrza.
Skąd i gdzie zdobył swoje talizmany? Dlaczego udaje się do każdego z Domów i prosi o przyjęcie w swoje szeregi, po czym zdradza i wywołuje krwawe walki ? Czemu interesuje go Piąty Dom, zniszczony dwadzieścia lat temu ? I dlaczego sam Wielki Mistrz boi się tego co Garth mógłby uczynić?
Odpowiedź może dać albo upadek wszystkich Domów – albo śmierć Jednookiego.
Poza Garthem i Hammenem poznamy też Benalijkę Noreen, do której Garth będzie czuł coś więcej niż przyjaźń, i Varenę, wojowniczkę Pomarańczowych, która pozna moc Gartha i będzie mu pomagać.
Książka niesie ze sobą dużą dawkę emocji, akcji i… śmiechu. Hammen ma po prostu „zabójcze” kwestie, przyprawiające niekiedy o niekontrolowane wybuchy śmiechu.
Gorąco zachęcam do przeczytania, „Arena” liczy sobie zaledwie 302 strony, a ze względu na jej dynamikę, czyta się niezwykle szybko.

P.S.
Z tego miejsca chciałbym podziękować i pozdrowić Bartka „Sprite”, dzięki któremu ta recenzja mogła powstać.[/blok]##edit_byfrija 2006-02-18 12:07:41##ed_end####edit_bycuruni_nadira 2006-04-28 19:01:45##ed_end##


Autor: 780


Nasz serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na ich zapis lub wykorzystanie. Więcej informacji można znaleźć w Polityce prywatności.

ZAMKNIJ
Polityka prywatności