Kroniki Fantastyczne


[Krainy]


Bitwa o Helmowy Jar

[blok]Bitwa o Helmowy Jar

Słonce powoli wstawało ze swojego krótkiego snu. Jego ciepłe promienie ogrzewały moją zziębniętą twarz. Już od wielu dni tułam się po tych rozległych pustkowiach w poszukiwaniu jakiejś karczmy lub jakiejś żywej istoty, bo tych zapchlonych mord orków było mi za wiele.
Bardzo mnie to zdziwiło skąd tu tyle tych darmozjadów, myślałem, że oni przede wszystkim zajmują się lizaniem stóp swojemu panu. Dziwne, naprawdę bardzo dziwne. Jednak teraz muszę martwic się o swój tyłek. Muszę przyznać, że w Śródziemiu spotkało już mnie wiele przygód i kłopotów, z których zazwyczaj wychodziłem bez szwanku, ale teraz mam naprawdę problem. Kiedy tak rozmyślałem nad swoją dolą usłyszałem rżenie koni i jakieś głosy.
Instynktownie obróciłem się i wyciągnąłem swój młot. W oddali ujrzałem dwa rumaki z uzbrojonymi jeźdźcami. Nie miałem zamiaru uciekać, bo nawet kiedy bym się na to zdecydował to gdzie ma się ukryć, co innego las, a co innego rozległem pustkowie.
Nie mając wyboru z niecierpliwością czekałem na ich poczynania. Musieli mnie ujrzeć, bo oni także wyciągnęli oręż i galopem ruszyli w moją stronę. Zbliżali się coraz lepiej widziałem ich sylwetki. Jeden to bodajże elf, a drugi... Człowiek, mogę mieć kłopoty.
Z dali usłyszałem głośne krzyki: -Ostrożnie, jest uzbrojony!!!!
Zastawiłem się i czekałem...
Nagle doznałem olśnienia, razem z elfem, na jego wierzchowcu jechał jeszcze ktoś. Mały, przygarbiony, z wielkim toporem i tym hełmem, przecież to Gimli!!!
Ale co on tam do cholery robi, został złapany do niewoli????- rozmyślałem, jednak było już za późno. Wysoki mężczyzna zeskoczył w biegu z konia i z impetem rzucił mnie na ziemię.
Byłem obezwładniony, przystawił mi miecz do gardła i kazał gadać skąd tu się wziąłem.
Już chciałem rozpocząć swoją mowę, ale w pewnej chwili usłyszałem za sobą znajomy, gromki głos: -Zwariowałeś, Aragornie zostaw go, przecież to mój druh Hammer!!!
Zdziwiony mężczyzna zwany Aragornem, zabrał miecz od mojej szyi i schował go do pochwy, jednak przez cały czas spoglądał na mnie podejrzliwie. Kiedy się podniosłem, dostałem mocne klepnięcie w plecy i znów ległem na ziemie.
-Słabo z twoją formą druhu- zaśmiał się głośno Gimli i pomógł mi wstać.
-A co ty tu właściwie robisz urwipołcie- zapytał i jeszcze raz dostałem uderzenie w plecy.
Po zaczerpnięciu oddechu rozpocząłem opowiadać o swojej przygodzie. Nasłuchiwali oni z wielkim zainteresowaniem i co chwilę zadawali pytania. Trochę mnie to denerwowało, bo nie przepadam za tym jak ktoś przerywa mi opowieść. Kiedy wreszcie skończyłem, zapanowała cisza, trójka wędrowcu wpatrywała się we mnie, a po chwili Gimli pokazał coś swoim przyjaciołom ręką i uśmiechnął się szeroko.
-Ty gamoniu, przydasz się nam!!- krzyknął głośno krasnal i dał mi szturchańca w bok.
- Takiego kogoś na potrzeba, normalnie pasujesz do układanki- krzyknął jeszcze raz, a ja nic nie rozumiałem, o co mu chodzi. Kiedy zobaczył moją zbitą z tropu minę spojrzał na mnie jak na jakiegoś idiotę i powiedział:
-Opowiadałeś nam, że spotkałeś na swojej drodze wielu orków, prawda?? No właśnie, te zapchlone gady gromadzą się, aby zaatakować na Helmowy Jar, gdzie ukrył się król Theoden ze swoimi poddanymi. A my mamy za zadanie chronić tej osady. Nadal nic nie rozumiesz??
Nie chciałem zrobić z siebie barana więc kiwnął głową co znaczyło: rozumiem. Gimli chyba jednak tak nie uznał i zaczął mi tłumaczyć dalej.
-Najważniejsze jest dobro króla, my go bronimy, ale do pokonania podwładnych Saurona potrzeba więcej wojska, powiem wprost czy pomożesz nam bronić Helmowego Jaru??
Nastąpiła chwila ciszy, Legolas, Aragorn i Gimli wpatrywali się we mnie z napięciem.
-Nie musisz tego robić, nie musisz się poświęcać- powiedział krasnal widząc moją zakłopotaną twarz. Ja jednak wiedziałem, że muszę to zrobić, pokazać że mam honor, pokazać że pomogę w potrzebie.
-Dobrze, chodźmy- wykrztusiłem z siebie.
-Wiedziałem, że się zgodzi, wsiadaj brachu- podskoczył z radości Gimli i pokazał na czarnego wierzchowca.
-No to co ruszamy!!!- krzyknął Aragorn i wskazał na ogromną górę za którą jak się domyśliłem był Helmowy Jar.



Miejsce to było piękne, grube mury zdobione wymyślnymi spiralami, piękne wieże z wysoko umieszczonymi oknami i te otoczenie, przyroda i piękne krajobrazy, ach cud świata. Jednak nie wszyscy tak myśleli, na murach zamku aż roiło się od strażników wypatrujących wroga, na basztach stały katapulty i kuszy w pogotowiu, nawet wieśniacy chodzili z nożem u pasa, w każdej chwili mogło rozegrać się piekło. Wszędzie trwały ostatnie przygotowania, na placu i dziedzińcu rycerze ćwiczyli przed walką, a inni przypatrywali się im ostrząc oręż.
Kiedy jechaliśmy mały uliczkami do warowni króla, mało kogo spotkaliśmy, to nie był zwykły dzień, możliwe że to ostatni dzień...



-Więcej żołnierzy ustawić musimy przy bramie głównej, to ważny punkt obronny!
Był wieczór wszyscy wojownicy spotkali się w sali tronowej gdzie odbywały się ostatnie narady przed walką, teraz właśnie przemawiał wysoki elf, który także przyszedł z pomocą Theodenowi.
-Mam najlepszych łuczników w tej krainie, kiedy orkowie zbliżą się do bramy wystrzelimy ich jak kaczki.- mówił głośno elf.
-Może twoi żołnierze to najlepsi strzelcy, ale nie będziemy mieć do czynienia z samymi orkami, Saruman na pewno wyślę do boju Uruków, a jak wiesz ich zbroje łatwo nie jest przebić, więc proponuje abyś wystrzelił tych mniej opancerzonych a ja z moimi wojskami rozprawie się z Urukami, nasze siekiery przebiją wszystko- wtrącił się Gimli i wyciągnął zza pleców ogromny topór.
-Tak, krasnal ma rację, on ze swoimi towarzyszami stanie w pierwszym szeregu, a wy będziecie go osłaniać.- powiedział spokojnie Theoden.
-To naprawdę dobry plan, ale co z główną bramą- zapytał szybko Aragorn.
-Wyślę tam moich ludzi i kilku krasnalów do pomocy- powiedział król i po chwili zwrócił się do Aragorna. –Ty także będziesz ją bronił.
Gońdorczyk skinął głową i dodał: -Zgadzam się.
-A ja pomogę łucznikom- wyrwał się Legolas.
-Tak, przydasz się- wyrwał się entuzjastycznie jeden z wojowników.
-A więc postanowione, na swoje pozycje panowie, bitwa może się zacząć w każdej chwili.- krzyknął król i wyciągnął miecz z pochwy.
-Za honor!!!!
-Za honor!!!- krzyknęli wszyscy zebrani.



Było ciemno, lekki wiosenny wiatr owiewał twarze żołnierzy, zaraz wszystko miało się zacząć. Wszyscy na swoich stanowiskach wypatrywali wroga...
Bałem się, muszę przyznać że naprawdę się bałem, ja potężny Hammer, bałem się, ale to nie był strach przed śmiercią, ani przed przeciwnikiem, to był strach przed pohańbieniem. Od wielu mędrców słyszałem co Urukowie robią z zabitymi, właśnie dlatego się bałem, takiego poniżenia...
Nagle zerwałem się na nogi. Na murach coś się działo, strażnicy wskazywali coś w oddali, mieli przerażone twarze.
-Alarm, alarm, wróg się zbliża!!!!!- usłyszałem głośne krzyki rozpaczy. Wszystkich ogarnął strach, harmider zapanował wkoło.
-Na stanowiska, co wy robicie?!- próbował opanować sytuację Aragorn.
-Co się dzieje, dlaczego tak panikują krzyknąłem do niego, a on wskazał na zachód.
Teraz zrozumiałem czego się bali, na tle Słońca, okryta świetlistymi promieniami maszerowała w naszą stronę dwustu tysięczna armia Saurona. Choć była od Helmowego Jaru o bardzo wiele oddalona już mogłem dostrzec ich wielkie machiny oblężnicze ciągnięte przez orków i ogromne ogry na kilkanaście stóp.
-Zabiją nas, rozniosą na pył, nasza armia liczy około pięćdziesiąt tysięcy, a ich jest na oko cztery razy tyle, poddajmy się, przecież to szaleństwo- krzyczał jak opętany jeden z wojowników.
-Nie będziesz decydował za mnie, jestem królem i to ja powiem czy mamy się poddać, czy nie- odpowiedział spokojnie Theoden spoglądając na żołnierza.
-Jeżeli chcesz możesz odejść i nie walczyć, rób jak zechcesz, uszanuje twój wybór, ale ja...Będę walczył, chodź bym miał zginać, a jaki jest wasza decyzja?- zapytał resztę rycerzy.
Oni spojrzeli na niego i po chwili ciszy krzyknęli jednocześnie: -Za króla!!!
Theoden uśmiechnął się lekko i dziarsko powiedział: -Wiedziałem, że mnie nie zawiedziecie, a teraz na pozycje, bo wróg zaraz uderzy!
I nie mylił się, tuż po kilku minutach rozległ się głośny ryk i gra rogu i bębnów.
Wszyscy czekali z niecierpliwością, cały czas było słychać tylko pieśń wojenną...
I to był ostatni moment w którym można było usłyszeć taki spokój, bo już po chwili do bram murów zaczęły szturmować oddziały orków z białą ręką na twarzy. Musieli wypatrzec sobie słaby punkt obronny, bo ich wysoki i barczysty przywódca ciągle wskazywał na mur przy półce skalnej. Zrozumieli jego zamiary i z wysokimi drabinami rzucili się we wskazane miejsce. A właśnie taki plan mieli obrońcy twierdzy, na razie wszystko układało się po ich myśli...
-Podsstawcie drabiny tutaj, tutaj je usstawcie- usłyszałem głos przywódcy orków. Wszyscy siedzieliśmy ukryci za murami, Gimli tłumaczył nam ostatni raz plan: -Kiedy te kreatury będą wspinać się po drabinach, Legolas ze swoimi przyjaciółmi postara się ich powystrzelać, ci orkowie którzy to przeżyją zaraz poczują nasze topory na karku, zrozumiane?
Kiwnęliśmy lekko głową i czekaliśmy w napięciu.
-Podsstawic drabiny, tutaj je podsstawic- zasyczał przywódca wroga i wtedy zrozumieliśmy, że to nasz moment, zerwaliśmy się szybko na nogi i patrzyliśmy jak orkowie giną od strzał elfów. Jednak nie wyszło jak planowaliśmy, bo na drabinach pojawili się także Urukowie.
Tego się nie spodziewaliśmy, na półce stało ich z piętnastu, a i następni dochodzili.
-Nic tu po nas, kolej na was krasnale- krzyknął Legolas i ugodził jednego z nich prosto w brzuch. Jednak bezskutecznie, Uruk po chwili wyciągnął strzałę i wbił miecz jakiemuś elfowi prosto w serce. Kiedy napatrzył się na cierpienie umierającego wskazał swoimi towarzyszą na stojące na baszcie elfy. Wtedy nadszedł nasz czas, wyrośliśmy Urukom jak z ziemi. Ci nie zdążyli podnieść miecza, aby zadać nam cios, bo już po chwili leżeli na ziemi z odrąbanymi głowami.
Gimli otarł pot z czoła i krzyknął: -Nie możemy pozwolić tym gadom przekroczyć murów, jeśli do tego dojdzie otworzą bramę dla swoich kamraci, dlatego podzielmy się na trzy osobowe grupki, a każda z nich będzie miała za zadanie bronić określonej części baszty.
Ja z Hammerem i Aragornem bronimy zachodniej części, Gagaric i Hatton i Balram brońcie północnej części, a Traff, Raland i Frandam idźcie na wschodnią cześć, pozostali niech bronią wrót. Wszyscy skinęli głowami i rozbiegli się na swoje stanowiska.
-Za mną- krzyknął Gimli i ruszył do Uruków walczących w tłumie. Widziałem jak Aragorn ruszył za nim i wtopił miecz do walki. Już chciałem pobiec za nimi, ale ktoś zastąpił mi drogę. Zobaczyłem zakrwawioną czarną mordę i odbitą na niej białą rękę, na jego barczystych ramionach spoczywały czarne, posklejane krwią włosy, łypał na mnie swoimi czerwonymi oczyma i głośno sapał. To był dowódca orków. Kiedy go ujrzałem jakby wszystko się zatrzymało, nie wiedziałem co zrobić, poczułem w nogach słabość, nie słyszałem tych strzał świstających obok mego ucha, nie słyszałem jęków umierających i euforii zwycięzców, byłem sam na sam z wielkim i potężnym orkiem...
I nagle jakby wszystko wróciło do normy, znów walka, świstające strzały i... Wyciągnął miecz z pochwy i rzucił się na mnie z impetem, głośno rycząc. W ostatniej chwili zrobiłem unik, ale jego atak lekko mnie drasnął, z policzka wytrysnęła krew. Zaśmiał się głośno i jeszcze raz ruszył w moją stronę. Tym razem swoją masą ciała powalił mnie na ziemię i mocno przygniótł. Nie byłem wstanie go powstrzymać, był o wiele silniejszy, wyciągnął mały sztylet zza pleców i dźgnął mnie prosto w ramię. Zawyłem z bólu, czułem jak moje ubranie nasiąka krwią. Jeszcze raz na mnie popatrzył z uśmiechem pełnym rządy mordu i ugodził mnie w drugie ramię. Zrozumiałem jego zamiary, on nie chciał mnie zabić on chciał żebym cierpiał. Czułem się coraz słabszy, krwawiłem, traciłem siły. Ale on teraz chciał mnie już uśmiercić, nabrał wielki zamach...
Więcej nic już nie pamiętam z bitwy, ostanie chwile które zapamiętałem to twarz orka i sztylet błyskający w świetle Księżyca...




-Żyjesz, Hammer, żyjesz???- usłyszałem nad sobą znajomy głos i ujrzałem rozmazane postacie. Spróbowałem się podnieść, ale coś zapiekło mnie w ramieniu.
-Bracie, żyjesz???
Teraz zauważyłem, stał nade mną Gimli i kilku innych wojowników patrzących na mnie z troską
-Co... się... stało...gdzie... jestem???- zapytałem cichym i słabym głosem.
-To ja Gimli, jesteś ranny, dostałeś w walce.- odpowiedział mi cicho krasnal.
-Co... się... stało... zwyciężyliśmy???- zapytałem nie pewnie.
-Tak, pokonaliśmy ich, zgnietliśmy armię Sarumana, wszystko dzięki pomocy Gandalfa, on nas uratował!!!- cieszył się Gimli.
Nie mogłem uwierzyć, pokonaliśmy ich to jakiś cud.
Gimli spojrzał na mnie jeszcze raz i cicho powiedział: -Muszę już iść, nie mogę tak dużo z tobą rozmawiać jesteś osłabiony, ale kiedy wyzdrowiejesz uczcimy zwycięstwo.
Po tych słowach krasnal zniknął w drzwiach, położyłem się na wygodnej poduszce i zasnąłem. Przez cały czas w głowie miałem te słowa: „wygraliśmy, wygraliśmy”...[/blok]


Autor: 694


Nasz serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na ich zapis lub wykorzystanie. Więcej informacji można znaleźć w Polityce prywatności.

ZAMKNIJ
Polityka prywatności