Kroniki Fantastyczne


[Krainy]


Dialogi

[blok]22 stycznia 2005
Emocje, ach te emocje...


Emocje, ach emocje. Bez nich człowiek nie jest człowiekiem, a z nimi… ech. I tak źle i tak niedobrze. Kiedy jest ich za dużo chodzę jak struta. I tak jest dzisiejszej nocy. Musiałam to gdzieś rozładować. W końcu nie wytrzymałam, zaczęłam ćwiczyć. Steper za głośno chodzi jak na tą porę. Z głośników komputera leciała muzyka, dziwna niepokojąca smutna i wesoła za razem. Zaczęłam tańczyć. Taniec… to za dużo powiedziane. Już nie pamiętam, kiedy ostatnim razem moje ciało poruszało się w takt muzyki. Jednak i tym razem udowodniłam wyższość smoka nad człowiekiem.
- Smoki nie zapominają, nigdy – Usłyszałam w swojej głowie znajomy głos. W tej samej chwili w rogu pokoju zmaterializował się mój Smok. Spojrzał na mnie z nuta zdziwienia w oku.
- No, co tak patrzysz? – Spytałam Gada.
- Ech… nic, tak sobie. Tylko zastanawiam się, co robisz? – Odparł przekrzywiając swój łeb, a na jego pysku pojawił się dziwny grymas rozbawienia.
- Jak to, co? – Odparłam poirytowana. – Tańczę, a co? Nie widać?
- No właśnie nie.
Tego było już za wiele. Żeby mój własny Smok kpił ze mnie? Zdruzgotana opadłam na łóżko.
- Wiesz Smoku… nie wiem, co się ze mną dzieje. Skąd te wszystkie emocje? Czemu się tak bardzo przejmuje, Dlaczego aż tak bardzo mi na tym zależy?
- Za dużo pytań na raz. – Odparł Smok nadzwyczaj spokojnie. – Idź spać. Sen przyniesie ukojenie. I pamiętaj, że po nocy zawsze wstaje nowy dzień, a wraz z nim nowe możliwości.
- A Ty? Zostaniesz ze mną?
- Zostanę.
- W takim razie dobranoc.
- Dobranoc – Odparł Smok.



25 lutego 2005
Mój... - wyznanie Smoka.



Ciche pomruki ustały… W ciemnościach zaświeciły ślepia Smoka.
- O, obudziłeś się wreszcie.
- A no. – Odparł Smok z zadowoleniem. – Ale co sobie pospałem to moje. – Dodał rozprostowując swoje zesztywniałe skrzydła. Po czym spojrzał się na mnie badawczo. – A Ty? Spokojna dusza?
- A nie widać?
- Widać. Można powiedzieć, że promieniejesz…
- To też widać?
- Ja to widzę… jestem Smokiem, Twoim Smokiem
- No proszę. Pierwszy raz się do tego przyznałeś.
- Do czego? Że jestem Smokiem?
- Nie, do tego, że jesteś Mój…


14 czerwca 2005
A jednak uciekam dalej przed szczęściem nieludzko ludzkim...



- Znikniesz
- Nie zniknę
- Wycofasz się w cień. Zrobisz to zanim ktoś się tobą znudzi...
- Nie wycofam się. Przestań wreszcie.
- Znikniesz bo sama tego chcesz. – Powiedziała, a w jej głosie dało się wyczuć tą arogancką pewność siebie.
- Nie zniknę! Nie znasz mnie.
- Ha, ha, ha! – Dziewczyna ryknęła śmiechem. – No czego Ty nie powiesz? – Powiedziała ironicznie. – Może nie znikniesz na zawsze... za słaba jesteś na to niestety... ale znikniesz... na dzień, dwa, może nawet trzy. Chcesz tego tak samo jak ja. Musisz to zrobić, żeby sprawdzić...
- Niczego nie muszę... nie musze i nie chcę! Przestań!
A ona tylko stała i patrzyła... patrzyła na mnie... moimi oczami... Na jej twarzy malował się triumfalny uśmiech.
- Za dobrze Cię znam – powiedziała po chwili. – Jesteśmy jednością, jednak...
- ... Jednak „ja” nie jestem „tobą” – dokończyłam za nią.
Nagle usłyszałam łopot skrzydeł niesiony wiatrem... miedzy nami wylądował Mój Smok...
- To znowu ty? – Dziewczyna obrzuciła go pełnym nienawiści spojrzeniem.
- Tak... to znowu ja – Odparł Smok zbliżając do niej swój masywny czarny pysk. – Przybyłem by Cię pożegnać. Odejdź Sarah i nie rań więcej.
Sarah odwróciła się na pięcie i zaczęła się oddalać mamrocząc pod nosem jakieś przekleństwa. Jednak po chwili stanęła i rzuciła przez ramię.
- Teraz odejdę, ale to jeszcze nie koniec. – Powiedziała i rozpłynęła się w powietrzu.
Stałam tak chwilę wpatrzona w pustkę którą po sobie zostawiła...
- Nie myśl – Powiedział Smok i chwycił mnie za ramiona, tak abym nie patrzyła w tamtą stronę. – Zależy Ci? – Spytał z troska w głosie.
- Zależy
- Więc walcz z nią.
- Wiesz, że to nie takie proste
- Wiem... Ale pamiętaj... Nie jesteś sama... Masz mnie… Nie słuchaj „jej”… Nie pozwól, aby się zbliżyła…
- Nie pozwolę. Nie pozwolę, żeby raniła. Ale w jednym się z „nią” zgodzę... Powinnam wycofać się w cień...


30 lipca 2005
Demon w jaskini Smoka…


W ciemnej jaskini dało się słyszeć miarowe oddechy dwóch istot.
- Już dawno nie siedzieliśmy w takiej ciszy – powiedziałam.
- Już dawno nie odwiedzałaś mnie w mojej grocie – odparł Smok
- Zawsze to ty do mnie przychodziłeś…
- Wzywałaś mnie… Więc byłem, ale teraz wszystko się zmieni. – Smok odwrócił swój masywny czarny pysk w moją stronę. – Teraz potrzebujesz mnie coraz mniej.
Zaległa cisza, tak głęboka, że można było w niej usłyszeć bicie smoczego serca. Po chwili gad odezwał się ponownie.
- Co taka zamyślona? – powiedział przekrzywiając z zaciekawieniem swój masywny łeb.
- A nic, tak sobie marzę.
- Miłe uczucie co?
- Owszem. Miło wiedzieć, że ktoś potrzebuje mnie tak samo jak ja jego. - Odpowiedziałam nie odrywając wzroku od kropel wody spływających po ścianie groty – Ktoś realny…
- To chyba normalne?
- Nie do końca… I nie dla mnie. Dla mnie to coś wyjątkowego, co tak właściwie nigdy wcześniej mi się nie przytrafiło…

„…a ja ze spokojem obserwuję
ślady Twoich stóp na piasku,
prowadzące w głąb mnie…”

…wpuściłam go Smoku… Wpuściłam do Mojego Świata. Świata dotąd zamkniętego dla innych. Świata w którym byłam tylko ja, Ty o „Ona”. Teraz jest jeszcze On… I wiesz co? Dobrze mi z tym.
- Więc ciesz się chwilą dziewczyno… Nie wiadomo jak długo potrwa… Wszystko może się zmienić z dnia na dzień… A potem... Pozostaną tylko wspomnienia…
- Niekoniecznie - wyszeptał ukryty dotąd w mroku brat....
Smok spojrzał zdziwionym wzrokiem, lecz napotkał tylko nieprzeniknioną czerń. I nagle w tej czerni rozbłysły czerwone oczy demona.
-No co? My się już chyba znamy.... - Powiedział Demon wyłaniający się z ciemności.


03 sierpnia 2005
Przebudzenie Bestii...


Smok zbudził się niespokojny. Coś wyrwało go ze snu i zmusiło do wyjścia przed jaskinię. Dziwne, niepokojące przeczucia szarpały jego zmysłami. Kiedy stanął przed wejściem do swojej groty ujrzał…
Ciemność…
Mimo wczesnej pory cała Kraina tonęła w mroku. Jakby ktoś zarzucił na nią czarną woale. Jednak nie to zaniepokoiło go najbardziej. Świat do około zdawał się drgać i falować. Czasoprzestrzeń wyraźnie się załamywała. Mimo letnich miesięcy na horyzoncie dostrzegł nadchodzącą śnieżycę.
„Coś jest nie tak, jak być powinno” pomyślał Smok, po czym nie czekając chwili dłużej, wzbił się w powietrze.
Odnalezienie dziewczyny nie sprawiło mu problemu. Wystarczyło, że udał się w miejsce, gdzie jak mu się zdawało panowała sama esencje mroku. Dostrzegł ją na skraju polany. Z podkulonymi pod brodę kolanami, siedzącą na wielkim głazie. Nad jej głową gromadziła się czarna mgła. Kiwała się to w przód, to w tył, trzymając się obydwiema dłońmi za twarz. Ten widok zaniepokoił Smoka jeszcze bardziej. Wylądował kilkanaście metrów od niej. Jakby coś przestrzegło go, aby się nie zbliżał. Mimo dzielącej ich odległości wyczuł jej przyśpieszone bicie serca i ten dziwny płytki oddech...
Zrobił krok w jej stronę… Dziewczyna drgnęła. Nie podnosząc głowy warknęła na niego
- Odejdź stąd!
W tym głosie było coś, co nie pozwoliło mu się sprzeciwić. Zatrzymał się. Obserwował ją badawczo. Jeszcze nigdy nie zachowywała się w ten sposób. A on po raz pierwszy nie wiedział jak postąpić.
- Wynoś się! – dziewczyna wysyczała przez zaciśnięte zęby.
Smok nie drgnął ani centymetr. Był czujny i zwracał uwagę na każdy najdrobniejszy ruch z jej strony, tak jakby czekał na…
W ułamku sekundy dziewczyna zerwała się z kamienia i runęła na Smoka. W ostatniej chwili uchylił się przed jej ciosem i ostatkiem swoich sił stworzył wokół niej barierę. Oszołomiona tłukła w nią pięściami, jednak nie mogła jej przekroczyć. Dopiero teraz mógł jej się wyraźniej przyjrzeć. To co zobaczył przeraziło go nie na żarty. Z palców wyrastały pazury, trupioblada twarz, małe kiełki zamiast zębów i te oczy… żółte z pionowymi źrenicami.
„A więc stało się” pomyślał Smok „Bestia ponownie się przebudziła”.
Dziewczyna przestała się miotać i spojrzała na Smoka. Z lekkim uśmiechem jakby odczytała jego myśli i strach, który zawładnął smoczym sercem…
- Zgadłeś Smoczku. Uśpiona przez wieki, teraz znowu wyjdę na świat. A ty bój się, bo tym razie jestem stokroć silniejsza niż dotychczas. – powiedziała dziewczyna, lecz jej głos brzmiał zupełnie obco. Jakby przemawiała przez nią inna istota.
- Odejdź od niej. – powiedział Smok i całą swoją wole skupił na tym, aby odnaleźć umysł dziewczyny… A przynajmniej to co z niego jeszcze pozostało.
Spod zamkniętych powiek ujrzał ją. Stała nad przepaścią… Kiedy się pojawił, odwróciła się do niego. Na jej twarzy malował się chaos. Wyciągnęła dłoń w jego stronę.
- Pomórz mi proszę. – wyszeptała błagalnie.
- Nie mogę – Smok skrzywił się na samo brzmienie tych słów. Nie lubił przyznawać się do swoich porażek.
Dziewczyna opuściła głowę. Ponownie odwróciła się w stronę przepaści.
- Nie mogę cię ocalić. Potrzebujesz kogoś realnego, a nie wytworu swojej wyobraźni. Ale wiedz jedno. Nie pozwolę ci skoczyć. Zapanuj nad bestią, która niszczy to co tak pieczołowicie budowałaś przez tyle lat. Nie pozwól by zadawał ci ból. Możesz to zrobić – Kontynuował Smok
- Ból jest tylko złudzeniem, podobnie jak wszystko inne – odpowiedziałam
- On nie jest złudzeniem
- Nie jest i jest za razem. – odpowiedziałam. – Jako człowiek jest realny… Złudzeniem zaś są marzenia… które zdawało mi się, że spełniałam. – powiedziałam po czym postąpiłam krok w stronę przepaści.
- Nie rób tego, nie skacz, nie uśmiercaj marzeń. Jeszcze nie wszystko skończone… Jeszcze jest szansa.
- Możliwe, ale ja nie wiem czy stać mnie na wiarę w jakąkolwiek szansę.
Smok rozglądał się gorączkowo. Nienawidził tej bezsilności.
„Gdzie jesteś Demonie” myślał intensywnie „gdzie jesteś, kiedy ona najbardziej cię potrzebuje”
Mrok dookoła dziewczyny drgnął niezauważalnie, tylko Smok wyczuł ruch i obcą wole jak echo w ciemności. Oczy dziewczyny zamknęły się, a jej twarz wykrzywił dziwny grymas. Ciało poczęło drgać jakby wewnątrz toczyła się jakaś walka... Nagle oczy dziewczyny otworzyły się szeroko, a ona wyciągnięta jak struna praktycznie nie dotykała ziemi nawet palcami stóp. Smok zobaczył, że jej oczy znów były inne. Teraz widniała w nich krwista intensywna czerwień - nie widać było źrenic ani tęczówek. Tak nagle jak się zaczęło, skończyło się. Dziewczyna opadła bezsilnie na ziemie. Zwinęła się w nieprzytomnym odruchu w kłębek, a jej ciałem wstrząsnął skurcz.
- Na co czekasz? - Smok usłyszał szept, na granicy świadomości - Na razie odgoniłem Bestię. Teraz śpi. Ale nie wiem czy następnym razem zdarzę na czas.- W głosie Demona dało się wyczuć poczucie winy i troskę - A teraz ogrzej ją oddechem i zabierz do domu. Będę przy niej mentalnie. Jak wyczuję kryzys zawiadomię Cię.
Smok spojrzał na dziewczynę. Tak niewątpliwie trzeba jej pomoc. Chciał się jeszcze o coś zapytać, ale gdy podniósł łeb, nie zobaczył nawet zwykle nie przeniknionej czerni. Nagle poczuł chłód w głębi gorącego smoczego serca.. A co jeśli…


04 sierpnia 2005
Czuwanie…


Poranne słońce przedzierało się przez szparę zostawioną miedzy zasłonami. Te kilka promieni otaczało magiczną poświatą dwie postacie znajdujące się w pokoju - dziewczynę leżącą na łóżku i czuwającego przy niej Smoka.
Nagle przez tą samą szparę w zasłonach wpadł ktoś jeszcze. Trzepocząc skrzydełkami przysiadł na krawędzi łóżka. Smok podniósł swój czarny pysk i z nutą zdziwienia w oku obserwował intruza.
- A ty, to kto? – powiedział, kiedy tamten usadowił się wygodnie w nogach dziewczyny.
- Eeee… Duszek jestem… Dobry Duszek ^__^ - Powiedział intruz, po czym dodał pośpiesznie. – Możesz iść odpocząć, ja przy niej posiedzę.
- Demon Cię przysłał? – Spytał po chwili Smok.
- Nie
- Sarah? – Gad zmarszczył brwi.
- Pudło! – Powiedział radośnie Duszek.
- W takim razie…
Spojrzeli na dziewczynę śpiącą spokojnie na łóżku.
- Tak… Można powiedzieć, że Ona mnie wezwała.
Gad wstał i odszedł od łóżka.
- Poradzisz sobie? – Spytał na odchodne.
- Myślę, że tak. W razie czego, wiem, gdzie Cię szukać. – Odparł pogodnie Duszek.
- W razie czego nie mnie szukaj, tylko Demona…
Po tych słowach Smok rozpostarł skrzydła i odleciał.
- Pssssyt...
Duszek aż podskoczył na skraju łóżka
- Kto to?
- To ja – odparł głos
- Jakie „ja”… „ja” jestem tutaj i nie robię żadnego „psssyt”, przynajmniej nie robię bez powodu ^__^ - Odpadł Duszek z nutą rozbawienia w głosie.
Zza kotary wyłoniła się postać dziewczyny. Podeszła do łóżka i stanęła nad samą sobą…
- Chciałam się tylko upewnić, czy Smok poszedł. – powiedziała po chwili.
- Poszedł, poszedł… Nie trudno tego nie zauważyć. Hm… To ty jesteś Sarah?
Dziewczyna odwróciła się w stronę Duszka.
- Tak, to ja.
Po tych słowach zaległo milczenie. Po jakimś czasie Duszek odezwał się ponownie.
- Ty i Smok nie przepadacie za sobą?
Twarz Sarah wykrzywiła się w ironicznym uśmiechu
- Można tak powiedzieć
- A dlaczego? Jeśli można zapytać? – Drążył temat Duszek
- Powiedzmy, że mamy zupełnie rozbieżne podejście do życia. Ale też coś nas łączy. Obydwoje chcemy dla niej jak najlepiej. Jednak dążymy do tego innymi drogami. – Powiedziała Sarah, po czym zamilkła.
Duszek wiercił się niespokojnie na łóżku. Na końcu języka miał tyle pytań, jednak powierzchowność Sarah zupełnie go onieśmielała. Niby tak podobne, a tak różne za razem.
- No wyduś to z siebie. – Sarah zdawała się odczytywać jego myśli.
- Wiem czego chce Smok. Powiedz mi w takim razie czego Ty dla niej chcesz?
Kolejny ironiczny uśmiech pojawił się na twarzy dziewczyny.
- Wiesz co ona robiła dwa dni temu? Próbowała wyjaśnić swojemu facetowi wszystkie światy w których żyje.
- Jak to wszystkie ^__^ - zdziwił się Duszek
- Wszystkie trzy… Pierwszy to „tu i teraz”. Tak zwana szara rzeczywistość. Dom, rodzina, praca, uczelnia i takie tam… Drugi to świat Gildii. Tego chyba nie muszę ci wyjaśniać z wiadomych powodów. Natomiast trzeci… Trzeci świat to ten w którym jesteśmy teraz. To świat jej psychiki, marzeń, uczuć. Świat kreślony jej duszą… W tym ostatnim świecie jesteśmy w trójkę. Ja, Ona i Smok. Przynajmniej tak było do tej pory. Jej mężczyzna żyje tylko w jednym świecie… Tym najbardziej realnym, namacalnym. Jednocześnie uświadomiła sobie, że mimo wszystko istnieje osoba, która żyje we wszystkich trzech światach.
Sarah zamilkła. Po chwili, która zdawała się przeciągać w nieskończoność Duszek postanowił się odezwać.
- Chodzi Ci o...?
- W rzeczy samej.
- To chyba nic złego prawda? Ona jest z tym szczęśliwa.
- Niby tak, ale to może być złudne szczęście.
Duszek obserwował Sarah z coraz większym zaciekawieniem.
- Chyba nie zamierzasz…
- Nie. Aż taka głupia to nie jestem. Ale wpajam w nią czujność. Nie pozwolę aby tak bezgranicznie zaufała. Musi się bać. Ostatnio często z nią rozmawiam. Muszę być ostrożna, żeby Smok mnie nie wyczuł. Ostrzegam ją i przypominam nieustannie o tym jak się skończyły poprzednie poszukiwania. Wtedy straciła cząstkę siebie… Dzieje się tak za każdym razem, kiedy zaufa niewłaściwej osobie, a potem tamta osoba odchodzi. Odchodząc zabiera fragment jej duszy…
Sarah ponownie spojrzała na postać leżąca na łóżku. Jednak tym razem w jej spojrzeniu dało się dostrzec coś więcej niż tylko ironię… Tym razem była w nim troska. Po chwili odwróciła się w stronę Duszka.
- Widzisz... Prawda jest taka, że to wszystko jest zbyt piękne, żeby było prawdziwe…
- Ale jednak jest.
- Na razie tak, ale jak długo? Co będzie dalej?
- A co byś chciała, żeby było? – Spytał Duszek, a w jego głosie dało się wyczuć odrobinę przebiegłości.
- Ja czy Ona?
- Obydwie. W sumie jesteście jednością, więc…?
- To chyba oczywiste co Ona by chciała? Nich będzie szczęśliwa jak najdłużej. Jednak ja zrobię wszystko, aby ją naszykować na nadejście końca.
- Koniec nie nastąpi, bądź optymistką.
- Za dużo od życia po tyłku dostałam, żeby być optymistką. Wiesz czego się najbardziej boję? Oddała mu swoją duszę. I to nie fragment tak jak czyniła do tej pory. Oddała ją w całości. Jeśli coś będzie nie tak, jeśli On odejdzie…
- Nie odejdzie – wtrącił pogodny i optymistyczny jak zwykle Duszek.
- Jeśli odejdzie… Jak można żyć nie mając duszy? To trochę przypomina zabawę z dzieciństwa. Zabawę w zaufanie. Zamykasz oczy i odchylasz się w tył. A potem, albo ktoś cię złapie, albo obijesz sobie cztery litery.
- Wiem, znam to i zazdroszczę jej tego szczerze.
- Tylko widzisz… Za nią nie ma twardej podłogi. Zamiast tego jest przepaść. Jeśli zamknie oczy, jeśli odchyli się w tył i On jej nie złapie… Zginie. Pamiętaj Duszku, bez duszy nie da się żyć.
- Ale ma jeszcze mnie, gdzieś tam schowanego cichego i nic nie mówiącego… - powiedział Duszek
- Tak… Ty zawsze będziesz jej Dobrym Duszkiem, ale brata… brata nigdy jej nie zastąpisz. – powiedziała Sarah, po czym rozpłynęła się w powietrzu…


20 stycznia 2006
Kryształowa Róża


„Podobno bratnia dusza jest jak piękny kwiat. Trzeba ją nieustannie pielęgnować, w przeciwnym razie zwiędnie…”

- Rozpuści się
- Nie rozpuści. – Sarah podeszła do kominka i włożyła dłoń w płomienie. Obróciła ją kilkukrotnie tak, aby przeźroczysty język ognie oblizał jej rękę z każdej strony, jednak nie została poparzona. – Widzisz. Zupełnie nic. To już nie jest ten ogień co kiedyś. Teraz kominek płonie jedynie wspomnieniem po nim. – Wyjęła dłoń z białego płomienia i podeszła do dziewczyny stojącej nieopodal.
- Co mam zrobić?
- Wystarczy, że jej dotkniesz.
- I już? Tak po prostu?
- Tak
- Nie potrzeba żadnych magicznych słów? Czary mary, czy abrakadabra – Spytała ironicznie dziewczyna.
Nie odpowiedziała. Zamiast tego podała jej podłużne pudełko. Dziewczyna nieśpiesznie otworzyłam jego wieko.
- Więc tak to wygląda…
- Tak będzie najlepiej. Potraktuj to jako pewnego rodzaju środek znieczulający. – Zaczęła mówić, jakby chcąc ją ostatecznie przekonać. Przekonać do decyzji, którą w zasadzie już podjęła, jednak nie wiedząc czemu zwlekała z jej wykonaniem. Jakby czekała na coś, co mogłoby ją od tego odwieść… coś co mogłoby ją ocalić…
Po raz ostatni przeniosła wzrok na kominek, a ten nagle rozgorzał czerwonym płomieniem zalewając komnatę falą przyjemnego ciepła, jakby w odpowiedzi na jej pragnienia.
Sarah warknęła gniewnie. Jednak już po chwili kominek znowu przygasł i zmienił barwę na prawie przeźroczystą.
- To tylko wspomnienie… - Powtórzyła Sarah z nutą triumfu w głosie.
- Chyba masz rację. – Powiedziała dziewczyna i zamknąwszy oczy położyła dłoń na lodowej róży.
Poczuła przeszywające zimo i mrowienie w opuszkach palców, które następnie przeszło na całą jej dłoń oraz resztę ręki. Jej ciałem targały dreszcze. Chwilę później było już po wszystkim.
Otworzyła oczy… Zobaczyła Sarah pochylająca się nad lodową różą. We wnętrzu kwiatu płonął błękitny ogień.
- Czy to…?
- Tak.
- Więc tak to wygląda… - Zamyśliła się na moment, pozwalając by Sarah postawiła różę obok kominka.
Po chwili róża zamigotała i zmatowiała zakrywając przed oczami ciekawskich swoją tajemnicę.
- Zimno tu jakoś.
- Owiń się kocem, nadchodzą mroźne dni… - odparła Sarah i skierowała się w stronę wyjścia.
- Dziwnie… Dziwne się czuję. Jakbym podpisała pakt z Diabłem oddając mu przy tym duszę.
- Hm… Coś w tym jest. – Powiedziała do siebie Sarah, tak abym nie usłyszała jej słów. Po czym wyszła z komnaty.
- Zimno mi – powiedziałam owijając się kocem - Coraz zimniej…[/blok]


Autor: 167


Nasz serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na ich zapis lub wykorzystanie. Więcej informacji można znaleźć w Polityce prywatności.

ZAMKNIJ
Polityka prywatności