Kroniki Fantastyczne


[Bohaterowie]


Medivh

[blok]Do zatłoczonej gospody wkroczył drow w przesiąkniętym wodą płaszczu. Wzrokiem odnalazł siedzącego w kącie człowieka o sięgających ramion czarnych włosach i w długim po kostki skórzanym płaszczu. Mroczny elf szybkim krokiem udał się w jego stronę.
- Drizzt! Do jeziora wpadłeś, że taki mokry jesteś? – Rzekł na powitanie wyraźnie rozbawiony Sammael.
- Śmiej się, proszę bardzo. Tutaj słoneczko ładnie przygrzewa, Ty sobie piwko w cieniu popijasz, a w tym cholernym Azeroth leje jak z cebra.
Kilku Gildian odwróciło głowy na dźwięk nazwy krainy, ale po chwili wróciło do sączenia złocistego trunku.
- A po co się tam wybrałeś? – Spytał wciąż wyraźnie rozbawiony Demon.
- Słyszałeś może o Medivhie? – Spytał Drizzt, gestem zamawiając piwo.
- Niejasne pogłoski. Czemu pytasz?
- Bo to właśnie on był celem mojej podróży. Konkretniej jego jedyny uczeń, Khadgar, który opowiedział mi całą historię Medivha.
- To, na co jeszcze czekasz? Opowiadaj, a nie piwko popijasz.
- I kto to mówi? – Odrzekł drow, po czym sięgnął do kieszeni wciąż mokrego płaszcza i wyciągnął zwój pergaminu, który niewiadomo, czemu nie przesiąknął wodą. Po chwili rozwinął go i zaczął czytać:

”Zakon Tirisfal. Tajemne stowarzyszenie najpotężniejszych magów całego Azeroth. Wybierali oni jednego spośród swoich członków, osoba wybrana zostawała Strażnikiem Tirisfalen. Otrzymywała ona największa moc i pełniła rolę odźwiernego rzeczywistości. Jej głównym zadaniem była obrona tejże rzeczywistości przed przybyciem demonów do Azeroth. Pierwsi Strażnicy byli wybierani wśród starannie wyselekcjonowanej grupy, później swoją rolę odegrały polityka i interesy, a Strażnik stał się pionkiem w grze, magicznym chłopcem na posyłki. Aegwynn była niezwykle utalentowaną maginią należącą do Tirisfalen. Zakon uważał, że będzie ona łatwa do kontrolowania, dlatego wybrano ją na Strażniczkę. Okazała się niezwykle potężna i nie dawała sobą manipulować. Pokonała samego Sargerasa, Pana Płonącego Legionu, armii najgorszy stworzeń, jakie tylko Azeroth widziało. I choć żyła długo, bo około tysiąca lat, to wciąż jednak była śmiertelniczką. Spodziewano się, że w krótkim okresie czasu przekaże swą moc, Aegwynn jednak udała się do Stormwind. Tam spędziła noc z Nielasem Aranem, królewskim magiem i członkiem Zakonu Tirisfal. Z nim zaś spłodziła Medivha, syna, któremu przekazała moc Tirisfalen. Nie wiedziała jednak, że w jej łonie spoczywała cząstka Sargerasa, która wdarła się w duszę nienarodzonego jeszcze dziecka. Syn Aegwynn był równie potężny jak matka, jeśli nie nawet potężniejszy. Jako młody chłopak nawiązał przyjaźń z Llanem, późniejszym królem Stormwind, oraz Anduinem Lotharem, królewskim czempionem. Trójka młodych przyjaciół odbywała wiele podróży i stoczyła wiele walk, a opowieści o ich dokonaniach doszły nawet do Fioletowej Cytadeli. Kiedyś po walce z trollami leśnymi Medivh zapadł w śpiączkę. Jej powodem była walka cząstki Sargerasa i mocy Tirisfalen o kontrolę nad duszą maga, ogrom tych dwóch rzeczy zostawił niewiele miejsca w duszy samemu Medivhowi. Przez dwadzieścia lat czuwał przy nim Lothar oraz mnisi z opactwa. Po przebudzeniu mag przybył do wieży z białego kamienia, zwanej Karazhan, niezwykle magicznego miejsca. Osiadł tam wraz z kasztelanem i kucharką. Część duszy, która była „zarażona” złem Sargerasa nakazała mu wybudować w podziemiach drugą wieżę, idealne odzwierciedlenie Karazhanu. Było to miejsce złe i niegodziwe, a jednak mag często z niego korzystał. Po długich latach do wieży, z Dalaranu, przybyłem ja, Khadgar. Uporządkowałem bibliotekę Medivha i zostałem jego uczniem. Odkryłem, że w wieży mają miejsce magiczne wizje. Ich uczestnik przenosi się w miejsce określone wizją. Te „przywidzenia” ukazują przeszłość, ale też i przyszłość. Po kilku eksperymentach udało mi się stworzyć zaklęcie przywołujące określoną wizję. W jednej z przyzwanych wizji zobaczyłem, że to Medivh, kierowany złą częścią duszy, sprowadził do Azeroth orków. Użył do tego magicznego portalu oraz części mocy demonów, by napełnić żądzę krwi orków. Niedługo później udałem się wraz z magiem do Stormwind, gdzie w wyniku przywołania demona zginęło dwóch potężnych magów, członków Zakonu. Nie był to pierwszy przypadek śmierci potężnego maga, wcześniej w Dalaranie zginął arcymistrz Fioletowej Cytadeli. Medivh udał się na polowanie i wrócił z czaszką bestii. Po powrocie do Karazhanu zapadł w kilkudniową śpiączkę. Wtedy to zobaczyłem czuwające nad nim widmo Sargerasa. Gdy mag się obudził ujrzałem, że posiada dwa cienie. Kilkanaście dni później do wieży przybyła Garona, półorczyca starająca się o pokój między ludźmi a orkami. W czasie, gdy razem siedzieliśmy w bibliotece napadł na nas pomniejszy demon, Garona przewracając ciężkie półki zabiła go(niszcząc przy okazji efekt mojej ciężkiej pracy – porządek w bibliotece). W spiżarni narysowałem krąg ochronny i przyzwałem wizję, Medivh nakrył mnie w czasie zaklęcia, zauważyłem, że nie wszedł do pomieszczenia. Wtedy uświadomiłem sobie, że jest on pod bardzo silnym wpływem Sargerasa. Wraz z Garoną udałem się do Stormwind, tam spotkałem się z Lotharem. Ja, półorczyca, królewski czempion i kilku jego rycerzy udaliśmy się z powrotem do Karazhanu, do podziemnego sanktuarium Medivha. Po dotarciu do niego okazało się, że jedynym ratunkiem dla jego duszy będzie śmierć. Wbiłem błogosławiony miecz w serce Medivha i tym samym jego dusza odzyskała spokój.
Medivh był niezwykłym człowiekiem. Mądry, inteligentny, opanowany, spokojny, ale też wybuchowy i zaskakujący, znakomity nauczyciel, niezwykle potężny czarodziej. Znał wiele różnych zaklęć. Potrafił w pojedynkę pokonać oddział uzbrojonych orków, nie dostając przy tym zadyszki.
Z tego, co wiem uleczona dusza Medivha wróciła na ziemię, by rozpocząć cykl Strażnika od nowa, naprawić błędy przeszłości …”

Z tymi słowy drow skończył czytać i dopiero teraz zobaczył, że do stolika przysiadła się spora grupa Gildian.
- Niezwykła postać. – Po krótkiej chwili wykrztusił z siebie lekko oszołomiony Sammael.
- Szkoda, że nie mieliśmy okazji go poznać … Cóż na mnie już czas! – Drow wstał, rzucił kilka sztuk złota na stół i ruszył ku drzwiom gospody – Trzymajcie się! – Odrzekł z progu, po czym pomachał ręką do Gildian i zniknął na dziedzińcu.[/blok]


Autor: 780


Nasz serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na ich zapis lub wykorzystanie. Więcej informacji można znaleźć w Polityce prywatności.

ZAMKNIJ
Polityka prywatności