Kroniki Fantastyczne


[Bestiariusz]


Licho

[blok]Licho

W korytarzu zaszemrał wiatr. Jego chłodny powiew przeniknął twoją szatę. Powietrze zawirowało i zapłonęło bladym światłem. Ognista kula, unosząc się na wysokości twoich oczu, okrążyła cię powoli dookoła.
-Chodź za mną.- rozległ się szept tuż za tobą - ... Ale bądź ostrożny... bo ONO nie śpi ...
Po czym niespodziewanie nabrała prędkości i przeniknęła przez ścianę. W miejscu, w którym straciłeś ją z oczu wybuchło bezgłośnie białe światło oślepiając cię na chwilę. Zaraz potem, przed twoimi oczami ukazały się drzwi. Zwyczajne, gładkie, wykonane z ciemnego drewna drzwi...
Chciałeś je ominąć. Spieszyło ci się w wiele ważnych miejsc. Czekało na ciebie wiele rozkazów do wykonania, wiele spraw do załatwienia... Przystanąłeś mimowolnie.
Spojrzałeś w jedną stronę korytarza, potem w drugą i wyciągnąłeś rękę w kierunku misternie rzeźbionej klamki. Z otwartych drzwi wypłynęły kłęby mgły. Ułożyły się tuż u twoich stóp. Patrzyłeś na nie niepewnie, potem w mrok przed sobą. Rozległ się cichy trzask, krótki zduszony śmiech. Znalazłeś się w komnacie. Pod podłużnym, wysokim oknem stał masywny stół, a na nim księga oprawiona w korę drzewa. Wiatr, który z pewnością nie wiał od strony okna, przewrócił kartę księgi. Jeszcze parę kroków i zdołałeś dojrzeć wyblakłe pochylone litery... Opowiadają czyjąś historię, która jako żywo staje ci przed oczami...

-Wędrowiec o czystym sercu przeszedłby tą drogą nietknięty. Las zna dusze ludzi. Gdy więc masz co na sumieniu: Zawróć! Zawróć z tej przeklętej ścieżki, choć zdaje ci się bezpieczną.
Mówisz: Nie?... Nie, bo to tylko drzewa? Nie obchodzi cię co pomiędzy nimi? Błąd. Błąd! Być może twój ostatni w życiu błąd...

Wędrowiec przystaje, szuka źródła głosu. Znikąd jednak wskazówki. To jakie echo pewnie, ze mnie żarty stroi- myśli. Szept wznosi się i opada. Wprawia w drganie ziemie, szemrze wśród gałęzi.- Może to nie echo? Może to drzewa ostrzegają? Nie, nie... Zmęczony jestem...
Odtrąca myśl, otula się podróżnym płaszczem, spogląda w uspaną twarz niemowlęcia. Okrywa drobne uszy i szyję, by małe było bezpieczne. Matka musi zobaczyć dziecko w pełnym zdrowiu. Rozgląda się czujnie i rusza dalej. Czas mija, mrok gęstnieje. Końca drogi jak nie było, tak nie ma.
Nagle wyczuwa na sobie spojrzenie zielonych oczu. Kieruje wzrok w dół. Z plątaniny kocy patrzą na niego duże i zielone oczy. Zbyt duże i zbyt zielone jak na noworodka. Mężczyzna kołysze Małe uspokajająco, choć nie płacze. Przygląda mu się uważnie... drobne, bezbronne, niewinne... On odrywa od niego wzrok. A wtem wyraźny, ciche słowo:
-Zawróć.
Patrzy ponownie w oczy dziecka owija jeszcze szczelniej koc. Sądząc zapewne, że się przesłyszał. Ehh... To zmęczenie. Jak na złość przyspiesza kroku.
- Zawróć, opiekunie. Nie budź Licha.
Staje osłupiały. Teraz już nie mógł się pomylić. Małe usta, które jak dotąd nie ułożyły się w żadne słowo, przemówiły do niego. Omal nie wypuścił zawiniątka z rąk.
-Stanowczo muszę iść spać. – mruknął, ale coś nadal go dręczyło. Nadal kazało zawrócić. Dziecięce oczy nie chciały się zamknąć. Miał wielką ochotę zakryć je całe kocem.
-Jakie Licho, u diaska? Licho nie śpi!- wybucha gwałtownie.
-Już ... nie.
Odwraca się. Młode czarne ślepie w starczej twarzy. Zaledwie parę centymetrów od niego stoi zawinięta w łachmany starucha. On odsuwa się ze zgrozą, przed okropnym widokiem, zaskoczony i powalony smrodem, który od niej bije. Wciąż widzi to jedno wielkie oko, od którego bije otchłań szaleństwa, nienawiści, lenistwa, obżarstwa, pożądania, rozpaczy... To esencja, albo pewniej odbicie zła.- myśli w strachu. Nie wie, że to odbicie jego własnej duszy...
Spogląda na nią ponownie ze zgrozą. Stoi bez ruchu. Mężczyzna otrząsa się i stara ponownie zapanować nad sobą. Starucha przekrzywia głowę niczym zdziwione zwierze. Zgrzytają jej kości przy gwałtownym ruchu. Oddech ma ciężki i świszczący.
-Nie śpi...- wymruczała głosem, który zdawał się jakąś przeraźliwą mieszanką skrzypienia pni, pisku zwierzęcia i skowytu.- Nigdy nie sypia.- głos przechodzi w drapieżny gulgot, który kończy się gdzieś daleko za nią w nagle podjętym śpiewie wilka. Głos zespolony z pieśnią lasu.
Wyciąga spod szmat trupią dłoń. Wędrowiec przyciska odruchowo dziecko do piersi, słysząc jego cichy płacz. Zupełnie nie wie jak ma się zachować.
- Chyba, że pan dobrodziej przyjmie pod swój dach. –Zgina się przed nim wpół.
-Ja...- zaczyna zszokowany zuchwałością staruchy. Wyobraża sobie miny domowników, gdy przyprowadza na nocleg takiego wędrowca. Przez jego twarz przebiega drwiący uśmiech.
Prostuje się pewniej. Zanim jednak nabrał tchu by odpowiedzieć rozbłysło pomiędzy nim, a istotą oślepiające światło.
-Precz stąd Nieszczęście, to mój człowiek. Precz mówię Licho, bo doniosę diabłom, że niewinnych dręczysz!
Podróżny mruży oczy i korzystając z chwili zamieszania odwraca się i biegiem oddala.
-A ty stój głupcze! – Człowiek zatrzymuje się powoli, wbrew sobie. Wzdycha ze zniecierpliwieniem.
-Jak nie jedno się czepi, to drugie.- mruczy pod nosem buntowniczo- Ciężko będzie do domu wrócić. A jeszcze gorzej żonie tłumaczyć...
-Co tam mamroczesz?
Blask gaśnie. Przez ramię spogląda na niego istota podobna do normalnej kobiety. Okryta jest czarnym materiałem utkanym jakby z ciemności za nią. Od oczu bije słabe światło. Spoglądasz szybko na dziecko. Odwraca głowę, zamyka oczy do snu. Oddychasz z ulgą. Dzieci podobno znają się na tych sprawach. Jeśli ono jest spokojne, to ja także. Patrzy ponownie na istotę, która mu towarzyszy.
-A ty co za Licho znowu?
- Licho masz już za sobą. - odpowiada z drwiną.- Jestem Błędnym Ogniem i pomogłam ci prawie bezinteresownie... A tymczasem wytłumacz: Czyś ty rozum i zmysły postradał? Czy ci życie nie miłe, chłopie jeden, że kusisz Leśne Demony?
- Prawie jak moja stara! Nie krzycz Ogniu!
- Nie spoufalaj się Śmiertelniku...- syknęła z lodem w głosie.- Bo zmienię zdanie i zgotuję ci gorszy los niż to Licho. Teraz chodź i milcz. Wskażę Ci drogę do domu.
Człowiek patrzy na błędnego ognia unosząc brwi.
-Spokojnie, jakbym miała zamiar cię sprowadzić na moje bagna, już bym to zrobiła. Zakryj to dziecko porządnie, bo zmarznie i nie spuszczaj mnie z oczu. Sam do domu już nie trafisz.
Ponownie zjawia się przed nim kula ognia i snuje się tuż przy ziemi, jakby badając drogę, po której prowadzi człowieka. Jednocześnie zaczyna mówić...melodyjnie, kojąco... On słucha jej i idzie jakby w półśnie...
-Masz dużo szczęścia, że nie zdążyłeś odmówić Starej. Słuchaj mnie teraz uważnie i nie uroń żadnego słowa, bo nikt ci tego więcej nie powtórzy: Licho nigdy nie sypia. Pamiętaj i powtórz, tym których chcesz przed biedą uchronić, że gdy zaczną się do twego domu podkradać drzewa, gdy zagadkowy wiatr przenikać pocznie twój dom, otwierając okna i drzwi niespodziewanie, wyprowadź się stamtąd czym prędzej. Wiedz, o czym wie niewielu... O czym dowiadują się zbyt późno... że Zło nie jest brakiem Dobra. Zło jest. I to Zło nigdy nie sypia. Żyje w lasach, w pobliżu domostw. Przybiera najróżniejsze postaci. Najchętniej jednak taką, jaką widziałeś przed chwilą. Jest demonem przesyconym złymi, niszczycielskimi siłami natury: plag, chorób, suszy, pożarów, powodzi... Sprowadza na warzywa parchy, a na owoce czarne plamy. Potrafi uściskiem swych dłoni zadusić drzewo. Mąci kałuże. Kotom plącze ogony. Koniom splata grzywy. Dręczy i straszy zwierzęta w gospodach. Niszczy wszystko co należy do człowieka, a na samym końcu i jego doprowadza mąceniem myśli do szaleństwa. Chowa potrzebne przedmioty przed wzrokiem, przecina szczeble w drabinie... Odbiera Ci wszystko co cenisz powoli i z rozmysłem. Wbrew pozorom, to bardzo inteligentne stworzenie. Nie wolno go lekceważyć.
Pojawia się w pobliżu ludzkich osad jako nachalna żebraczka z jednym okiem zakrytym chustą, zapewne ślepym. Na najmniejsza drwinę z jej wyglądu, czy też inną zniewagę, odpowiada złem. Jest dla was, ludzkich istot jakby zwierciadłem. Całe zło jakie na nią ciskasz, potęguje i oddaje. Dobrym zaś nie może wyrządzić krzywdy. Nie przeganiaj jej więc, jak zamierzałeś, o ile ci życie twoje i tego dziecka miłe. Bo Zło mści się za zniewagi. Choćby nie wiem jak ci była wstrętną zaproś ją pod swój dach. Wtedy sama stwierdza, że nie ma tu czyją podłością się karmić i odchodzi. Sprawdza cię nieraz długo, parę tygodni, miesięcy, lat... lecz jeżeli jesteś wystarczająco cierpliwy zwyciężasz z nią. Licho nie czyni Zła. Licho budzi zło drzemiące w ludzkich sercach. Jeżeli twoje serce byłoby bez skazy, nie musiałbyś się jej bać. Dlatego dziecko było spokojne. A zachlipało chwilę nie ze strachu, lecz z litości nad tobą.
-Ale ja wcale ...- przebudza się trochę by odepchnąć oskarżenia, jednak szybko Ogień przerywa mu, nie ustając w locie:
-Ja wiem, wiem... Wy wszyscy jesteście dobrzy i szlachetni aż się tą swoją dobrocią nie upijecie i nie pozabijacie. Znam ja was dobrze. Niejednego myśli do dna, na wskroś przeszyłam. Dobrze, więc zapamiętałeś wszystko? Twój dom jest na końcu tej drogi. Tu nic ci nie zagrozi. Po moją zapłatę zgłoszę się w swoim czasie. Nie martw się, znajdę cię... i pamiętaj też...
Podróżny otrząsa się z transu. Nie słucha już swego przewodnika. Dostrzega światła w oknach swego domu. Myśląc już tylko o tym, żeby nie spotkać kolejnej maszkary, pędzi w kierunku okien nie oglądając się.
-Ehhh... – wzdycha za nim Ognik wzruszając ramionami i spoglądając na śpiące spokojnie w jego ramionach, porwane dopiero co dziecko.- Widzisz Maleństwo, ludzie już tacy są... – Oczy dziecka rozwierają się szeroko. Przybiera ono nagle postać dziecka-driady, które prostuje się w ramionach mglistej istoty i przeciąga ospale. Ta patrzy na nie ze słabym uśmiechem.
- Cóż poradzić?- Spogląda jak człowiek wpada w muliste bagno i znika w nim. Driada spojrzała z wyrzutem na Błędnego Ognia. Ten uśmiecha się beztrosko.
-...Nigdy nie słuchają nas do końca.[/blok]


Autor: 547


Nasz serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na ich zapis lub wykorzystanie. Więcej informacji można znaleźć w Polityce prywatności.

ZAMKNIJ
Polityka prywatności